Sobota, 23 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Kolarstwo. Słabość Stoewera i kuźnia szczecińskich talentów

Data publikacji: 07 października 2019 r. 16:28
Ostatnia aktualizacja: 09 października 2019 r. 13:34
Kolarstwo. Słabość Stoewera i kuźnia szczecińskich talentów
 

Wysłużony tor kolarski przy al. Wojska Polskiego według jednych źródeł wybudowany został jeszcze pod koniec XIX wieku, a według innych jakieś 10 lat przed igrzyskami olimpijskimi w Berlinie w roku 1936. Szczecin i jego okolice to było znakomite miejsce wypadowe dla najlepszych niemieckich sportowców.

Przed wojną powstał ośrodek przygotowań olimpijskich w Wałczu, gdzie formę szlifowali lekkoatleci, wioślarze i kajakarze, natomiast w Szczecinie stworzono warunki kolarzom. Dziś 400-metrowy tor nie spełnia już podstawowych warunków skutecznego i wyczynowego treningu. Przede wszystkim jest betonowy, nie jest kryty, można na nim jedynie trenować, ale w okresie letnim.

To jest wciąż miejsce doskonale służące młodzieży, a jeszcze niespełna 20 lat temu dokonano kilku retuszy, by przygotować obiekt do międzynarodowych zawodów o Puchar Świata. Zamontowano siedziska, zadaszono obiekt, zamontowano oświetlenie, ale jak się później okazało, był to jedynie łabędzi śpiew jednego z najstarszych sportowych obiektów w naszym mieście.

Czarę goryczy przelała decyzja o wybudowaniu krytego toru kolarskiego w Pruszkowie. Od tamtej pory stało się jasne, że cała krajowa czołówka przeniesie się do Pruszkowa, tam rozgrywane będą wszystkie mistrzowskie imprezy, włącznie z Pucharem Świata. Szczecin z początkiem XXI wieku stał się miejscem zapomnienia dla kolarstwa torowego światowej rangi. To miejsce wychowało całą plejadę znakomitych kolarzy, medalistów mistrzostw świata, olimpijczyków.

Klęska w Los Angeles

W roku 1932 Niemcy podczas zawodów kolarskich na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles ponieśli klęskę. Do kolejnych igrzysk postanowili przygotować się w ten sposób, by wygrać klasyfikację medalową z potęgami kolarskimi, takimi jak: Francja, Włochy czy Belgia.

Lata 1932-36 przepracowane zostały w sposób solidny, a tor szczeciński wielokrotnie gościł najlepszych niemieckich kolarzy nie tylko podczas regularnych zawodów, ale również podczas zgrupowań. Położony niedaleko lasek oraz jezioro stanowiły znakomite miejsce do ciężkich treningów i wypoczynku. Niemcy bardzo często przyjeżdżali do Szczecina i bardzo sobie to miejsce chwalili.

Podczas igrzysk olimpijskich w Berlinie złote medale zdobyli: Toni Merkens w sprincie, a także tandem w składzie Ernst Ihbe i Carl Lorenz. W wyścigu na 1 km brązowy medal wywalczył Rudolph Karsch. Blisko wywalczenia medalu był też startujący w wyścigu szosowym Fritz Scheller, który ostatecznie zajął czwarte miejsce w wyścigu ze startu wspólnego.

Wszyscy torowcy prócz Merkensa wywodzili się ze wschodnich landów Niemiec, pochodzili z okolic Lipska, Erfurtu, Berlina. Wielokrotnie brali udział w zawodach organizowanych w Szczecinie, który pod względem sportowym nie dorównał najsilniejszym przedwojennym niemieckim kolarskim ośrodkom.

Niezniszczony przez wojnę

Obiekt po wojnie stał się jednym z popularniejszych miejsc napływowej ludności ze Wschodu. Pierwsze zawody rozegrano w roku 1946 i miały one rangę mistrzostw Polski. Obiekt leżał na uboczu miasta niezniszczony przez działania wojenne.

Na zawodach pojawiła się cała krajowa czołówka z Jerzym Bekiem na czele, a na trybunach zjawiło się ponad 8 tysięcy kibiców, którzy znajdowali miejsce wszędzie, również na pobliskich drzewach. Biorąc pod uwagę fakt, że w Szczecinie zamieszkiwało wówczas niespełna 80 tysięcy ludzi, to frekwencja była imponująca.

Obiekt powstał z inicjatywy Niemieckiego Związku Kolarskiego, ale budowę sfinansował właściciel fabryki Stoewera. Funkcjonująca w Szczecinie niemal przez 100 lat fabryka była jedną z prężniejszych tego typu w całej Europie. W fabryce mieszczącej się przy ul. Niemcewicza produkowano rowery, maszyny do szycia, maszyny do pisania, a z czasem inwestycje stawały się coraz poważniejsze.

Przy al. Wojska Polskiego powstał zakład produkujący samochody, a także autobusy różnego rodzaju, głównie na eksport, również do Wielkiej Brytanii. Pasją jednego z synów seniora rodu były wyścigi samochodowe i rowerowe. Reklama fabryki widniała na obiekcie kolarskim do końca pobytu rodu w Szczecinie.

Imię Zbysława Zająca

Dziś obiekt kolarski nosi imię Zbysława Zająca, pierwszego wielkiego szczecińskiego kolarza, który należał do europejskiej czołówki torowców w latach 50. ubiegłego wieku. Zbysław Zając odegrał niebagatelną rolę w tworzeniu nie tylko szczecińskiego, ale także polskiego kolarstwa torowego, które po wojnie długo nie mogło nadążyć za europejską czołówką.

W roku 1955 Zbysław Zając został wicemistrzem Polski w sprincie i uczestniczył w mistrzostwach świata – niestety bez powodzenia. Zbysław Zając w zgodnej opinii uznany został za jednego z lepszych kolarzy torowych w pierwszym 65-leciu istnienia związku. W latach 1921-86 uplasował się w tej nieformalnej klasyfikacji na dziesiątym miejscu i na pewno w drugiej połowie lat 50 był szczecińską wizytówką sportową.

Rok 1956 był kolejnym pasmem sukcesów Zbysława Zająca, który potwierdził swoją klasę z poprzedniego sezonu. Ponownie został wicemistrzem Polski w sprincie, ale aż dwukrotnie poprawiał w tej konkurencji rekordy Polski. Po raz drugi skonfrontował swoje siły w mistrzostwach świata – wciąż bez sukcesów, jednak najlepsze lata dla tego 23-letniego wówczas cyklisty dopiero miały nadejść.

Rok 1961 był pierwszym, kiedy poważne sukcesy zaczął odnosić również w zawodach międzynarodowych. Wygrywał w prestiżowych zmaganiach o puchar Maska w Czechosłowacji, Grand Prix NRD, w Kopenhadze, Aarhus, Londynie, Nottingham, Pradze czy Brnie. Jego wyczyny były coraz szerzej komentowane przez zagraniczną prasę, która zaczęła stawiać Polaka w gronie najlepszych torowców na świecie.

Duet na igrzyska olimpijskie

To właśnie szczeciński kolarz był tym zawodnikiem, który z naszego kraju jako pierwszy powojenny cyklista stawał w szranki z czołówką europejskiego kolarstwa. W roku 1964 dwóch szczecińskich kolarzy torowych zakwalifikowało się na igrzyska olimpijskie do Tokio. Doświadczony Zbysław Zając pojechał wraz z młodym kolarzem z Nowogardu Rajmundem Zielińskim.

Rok 1965 był ostatnim w karierze Zbysława Zająca. Zakończył ją godnie, zdobywając złoty medal w kolarskim sprincie i startując w mistrzostwach świata. Powtórzył też osiągnięcie sprzed roku i zwyciężył w sprincie o Wielką Nagrodę Polski. Po zakończeniu kariery sportowej zajął się trenerką.

Gryf Szczecin był kolarską potęgą w latach 80. Ryszard Dawidowicz już w wieku 22 lat po raz pierwszy został mistrzem Polski – uczynił to w rywalizacji na 4 km indywidualnie na dochodzenie. Po raz pierwszy też pojechał na mistrzostwa świata i z miejsca stał się jednym z najlepszych specjalistów kolarskiego sprintu na świecie i godnym kontynuatorem torowych tradycji po Zbysławie Zającu.

Był wzorem staranności, pracowitości i determinacji w dążeniu do celu. Przez kilkanaście lat wierny jednemu klubowi i jednemu trenerowi Waldemarowi Mosbauerowi miał w swojej sportowej karierze mnóstwo pecha i na pewno nie osiągnął tego, co mógł. W plebiscycie zorganizowanym z okazji 100-lecia polskiego kolarstwa torowego umieszczono go na 12. miejscu.

Dzieci Mosbauera

Rok 1985 był najlepszym rokiem w historii szczecińskiego kolarstwa torowego. Polskie kolarstwo torowe może pochwalić się niewieloma sukcesami, ale o jeden z nich postarali się dwaj podopieczni trenera Waldemara Mosbauera – Ryszard Dawidowicz i Andrzej Sikorski wzmocnieni Marianem Turowskim (zasilił Gryf Szczecin nieco później) i Leszkiem Stępniewskim.

To był fantastyczny rok dla polskiego kolarstwa. Na mistrzostwach świata triumfował w wyścigu ze startu wspólnego Leszek Piasecki, który zdemolował resztę stawki również cztery miesiące wcześniej, wygrywając Wyścig Pokoju. Szczecińscy kolarze natomiast nawiązali do pięknych kolarskich tradycji na torze i powtórzyli wyczyn Szymczyka, Langego, Łazarskiego i Stankiewicza – pierwszych polskich medalistów olimpijskich, którzy wywalczyli srebrny medal w drużynowym wyścigu na 4 km podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu w roku… 1924. Szczecińscy kolarze na mistrzostwach świata w kolebce kolarstwa – włoskim Bassano del Grappa – też wywalczyli srebro.

Medal mistrzostw świata nie był jedynym sukcesem szczecinian w roku 1985. Obaj wygrali zawody o Wielką Nagrodę Europy w wyścigu na 4 km drużynowo. Aż pięć razy poprawiali rekord świata w swojej koronnej konkurencji – po raz ostatni podczas mistrzostw świata we Włoszech. Obaj zostali też mistrzami Polski w drużynowym wyścigu na 4 km, natomiast indywidualnie Sikorski był trzeci na 4 km na dochodzenie, a Dawidowicz wygrał rywalizację na 1 km.

Naszym ostatnim wielkim kolarzem był Damian Zieliński. Rodowity szczecinianin uczestniczył w igrzyskach olimpijskich trzy razy, dwa razy był mistrzem Europy, jedenaście razy stawał na podium, w światowej czołówce utrzymywał się przez ponad dekadę. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

marcin
2019-10-09 12:21:36
Czasy się zmieniły i z różnych powodów takich imprez nie ma. Pierwszy problem to pieniądze, mało kto ma ochotę w formie wolontariatu poświęcić swój czas na organizację tego typu imprez. Niestety nawet jak się znajdą takie osoby, to nie sposób przejść przez administracyjny gąszcz, czy to na torze kolarskim, czy na stadionie lekkoatletycznym. Póki na stołkach będą leśne dziadki, które nie mają nic do czynienia z pasją sportu, nie liczyłbym na zmiany.
mariner
2019-10-07 19:00:14
Za "komuny" otwartych imprez sportowych dla mlodziezy bylo duzo. Poza czwartkami kolarskimi byly poniedzialki lekkoatletyczne "Kuriera" piatki "Glosu" , Czworboj "Swaiata Młodych", zima " o zloty krazek Swiata Mlodych, pilkarskie turnieje dzikich druzyn itp. I komu to przeszkadzalo ?
nh
2019-10-07 18:04:42
imprezy lokalne były bardzo częste - czy ktoś pamięta "czwartki kolarskie"

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA