Choć należy do najstarszych miast na świecie, to oczy Włochów otworzył na nie Carlo Levi swoją autobiograficzną książką „Chrystus zatrzymał się w Eboli”, potem też sfilmowaną i to właśnie tu – w Materze. Uznane wtedy za hańbę kraju, po kilkudziesięciu latach doczekało się wpisu na listę UNESCO, a 2019 roku – jako pierwsze z południa Włoch – jest Europejską Stolicą Kultury.
Matera leży w regionie Basilicata, często nazywanym – tak jak do XIII w. i w czasach międzywojennych – Lucania. Dzieli ją ok. 70 kilometrów od Bari – partnerskiego miasta Szczecina – stolicy Apulii. Ma wiele kościołów – za najpiękniejszy uchodzi San Giovanni Batista, muzea, pałace, ciekawe podziemia pod placem Vittorio Veneto, zamek. Jest w niej nawet ośrodek Włoskiej Agencji Kosmicznej (ASI). Ale to wszystko nic, w porównaniu z Sassi, czyli po włosku „kamieniami”. To właśnie dzięki dzielnicom Sasso Caveoso i Sasso Barisano znalazło się na liście UNESCO, przyciąga znamienitych reżyserów, jak choćby Pasolini, Rosselini, bracia Taviani, Rosi, Tornatore, którzy ich niesamowitą scenerię wykorzystali w kilkudziesięciu filmach. To właśnie tu powstawała „Pasja” Mela Gibsona, a on sam po dziś pozostał tam w… menu. W Trattoria Lucana można bowiem zamówić Fettuccine (rodzaj makaronu) alla Mel Gibson i obejrzeć zdjęcie gwiazdora z szefem, z którym się zaprzyjaźnił podczas częstych wizyt. Ponadto, kadry z powstałych w Materze filmów trafiły na pocztówki oferowane coraz liczniejszym tu turystom.
Już od neolitu życie ludzkie toczyło się na zboczach głębokiego wapiennego wąwozu nad rzeką Gravina di Matera, pełnego naturalnych jaskiń. W VII w. zaczęli je wykorzystywać benedyktyni i społeczności grecko-bizantyjskie, które przeniosły tu z Kapadocji, Anatolii czy Armenii kulturę życia jaskiniowego, połączoną następnie z lokalnymi umiejętnościami wydobywania tufu. W skałach zaczęły się zatem pojawiać kaplice, kościoły (chiese rupestri), bazyliki wraz z klasztorami w najstarszej części miasta – Civita, będącego centrum Sassi i z katedrą na szczycie otoczonego wtedy murami obronnymi wzgórza, a dziś służącą za doskonały punkt orientacyjny.
Bardzo długo mieszańcy Sassi jaskinie wykorzystywali na magazyny, piwnice i stragany. Domy wznosili z wapienia. W czasach baroku w mieście powstało wiele kościołów i klasztorów, gmachów publicznych.
Od końca XVIII w. miasto, które przestało być stolicą regionu, zaczęło podupadać gospodarczo i politycznie. Demografia i nędza sprawiły, że chłopi głównie na domostwa zaczęli zamieniać istniejące jaskinie lub wykopywać je w tufie, dzieląc takie lokum ze zwierzętami: końmi, kurami, bydłem. Żyli tam w skrajnej biedzie, bez elektryczności, kanalizacji i bieżącej wody. Panował brud i choroby: malaria, cholera czy jaglica, wysoka śmiertelność i analfabetyzm. Mrok w grotach sprawiał, że życie lokatorów kilku jaskiń toczyło się na wspólnych podwórkach, na których były piece chlebowe, studnie. Spośród ok. 3 tys. mieszkań, przeszło połowę stanowiły te w jaskiniach. Do ponad 600 można się było dostać jedynie przez włazy, bo były poniżej poziomu ulicy.
Po ukazaniu się książki Leviego, która pokazała skrajną nędzę południa Włoch, w 1952 r. – w największej hańbie kraju – zaczęły się wysiedlenia mieszkańców grot do nowych domów, niszcząc przy okazji sąsiedzkie społeczności. Z Sassi przez 15 lat wyeksmitowano 15 tys. ludzi. Sporo ich jednak wracało do dawnych miejsc z sentymentu, przywiązania do sąsiadów i lokalnej społeczności vicinato, by znów być eksmitowanymi. Dopiero w latach 80. XX w. ta część miasta opustoszała.
Po wpisaniu w 1993 r. Matery na listę UNESCO i finansowym zastrzyku, zaczęła się na dobre renowacja tego wyjątkowego miejsca. Mieszkańcom Sassi zaoferowano dzierżawę dawnych domów za ich odrestaurowanie. Stąd pojawiły się w nich hotele, restauracje, sklepy, galerie. Kilka grot zamieniono w minimuzea pokazujące, jak w nich – nie tak przecież dawno – toczyło się życie. Nadal jednak spora część Sasso Caveoso (tj. bardziej „jaskiniowego”) świeci pustkami. Z 60-tysięcznej ludności Matery, żyje tam teraz ledwie 2 tys. osób.
Spacer ciasnymi, stromymi, brukowanymi uliczkami, wśród tarasowych zabudowań, podwórkami i… dachami, które nagle stają się chodnikami, wspinaczka niezliczonymi schodami, czy szlakiem 6 skalnych kościołów (w okolicy jest ich sto!), a do tego belvedere – punkty widokowe, z których można podziwiać zachwycające krajobrazy, to przeżycie wyjątkowe. Nie tak dawna hańba Włoch to dziś kolejna turystyczna ich perełka, a do tego nieoblegana jeszcze przez tłumy.
Tekst i fot. Marzenna GŁUCHOWSKA