Sobota, 27 lipca 2024 r. 
REKLAMA

Wyścigi samochodowe. Pierwsza kraksa zaliczona...

Data publikacji: 26 czerwca 2018 r. 09:36
Ostatnia aktualizacja: 26 czerwca 2018 r. 11:02
Wyścigi samochodowe. Pierwsza kraksa zaliczona...
 

Rozmowa z kierowcą wyścigowym Robinem Rogalskim

Niespełna 18-letni szczecinianin Robin Rogalski, uczeń Liceum Ogólnokształcącego nr 6, nie mający jeszcze z powodu wieku prawa jazdy, startuje z powodzeniem w wyścigach samochodowych serii Audi Sport Seyffarth R8 LMS Cup, a niektóre z nich odbywają się na torach Formuły 1.

- Na ilu torach Formuły 1 już odbyły się wyścigi, czy dopisywało szczęście i jaki jest terminarz kolejnych startów?

- Jesteśmy na półmetku, bo już odbyły się trzy imprezy, które zawsze organizowane są w towarzystwie prestiżowej serii DTM, transmitowanej na żywo w 50 krajach. Zaliczyłem już dwa wyścigi na torach Formuły 1. Na Hockenheimringu byłem czwarty w klasyfikacji generalnej i trzeci wśród juniorów. Na Hungaroringu było jeszcze lepiej, bo wśród seniorów byłem trzeci, a w rywalizacji juniorów zostałem wicemistrzem. Ponadto startowałem na Lausitzring, gdzie byłem piąty wśród dorosłych i czwarty w gronie młodzieży. Przede mną jeszcze sierpniowe zawody w Brands Hatch i Misano oraz wrześniowe na Nurburgringu.

- Jak rozpoczęła się przygoda za kierownicą?

- Mój kolega został mistrzem Europy w kartingu i tak od słowa, do słowa, doszło do zakładu, że go pokonam. Poszliśmy na gokarty do szczecińskiego hotelu Silver i... niestety przegrałem. Zacząłem jednak z pasją trenować i wkrótce zażądałem rewanżu, lecz choć szło mi już lepiej, mistrz nadal był górą. Jeździłem jednak nadal z dużym zacięciem, a po dwóch miesiącach moim marzeniem stały się wyścigi samochodowe. Aby w nich wystartować, nie jest wymagane prawo jazdy, lecz specjalna licencja, której zdobycie okazało się formalnością, a prawdziwe schody zaczęły się dopiero przy przebijaniu do coraz wyższych serii. W połowie sezonu 2016 zadebiutowałem w cyklu Kia Lotos Race i zająłem bardzo dobre jak na debiutanta 7. miejsce. Wtedy zostałem dostrzeżony przez niemiecką stajnię Seyffarth Motorsport, która zaoferowała pomoc w rozwoju mojej pasji. Dzięki temu mogę trenować z ekipą z Lipska, wspólnie wyjeżdżając na różne tory, pod okiem doświadczonego Rudigera Seyffartha, spod którego ręki wyszło kilku kierowców Formuły 1. Zajęcia te nie mogą być niestety zbyt częste, bo jeden dzień sporo kosztuje.

- Co wydarzyło się w kolejnym roku?

- W sezonie 2017 wystartowałem w serii Renault Clio Cup, z której wyniosłem wiele cennego doświadczenia i nabrałem obycia w samochodach wyścigowych. Brałem również udział w cyklu Boerdesprint gdzie zostałem wicemistrzem. Po zakończeniu sezonu 2017 dostałem ofertę wystartowania w prestiżowej Audi Sport Seyffarth R8 LMS Cup, a moje Audi ma 500 koni mechanicznych, pojemność silnika 5,2 litra i w 3,5 sekundy przyspiesza do setki. Jeżdżąc na torze mam jednak świadomość, że strasznie brakuje mi doświadczenia, a w porównaniu z wieloma rywalami jest to istna przepaść. Nie ma się co jednak dziwić, bo jeżdżę dopiero od dwóch lat, a na torach spotykam 16-latków, którzy jeżdżą już jedenaście lat, bo zaczynali w przedszkolu...

- Przykład Roberta Kubicy najlepiej pokazuje, że sporty samochodowe nie zawsze są bezpieczne...

- Przy dużych prędkościach może być niebezpiecznie i choć dużo o tym nie myślę, w podświadomości mam taką refleksję, iż mogę nie wrócić do domu... Miałem wypadek w Czechach na autodromie Most w Renault Clio Cup, gdy przy prędkości 160 kilometrów na godzinę oraz ogromnym przeciążeniu, uderzyłem w bandę i zostałem helikopterem odwieziony do szpitala. Praktycznie nic mi się jednak nie stało, choć siostra oraz tata bardzo mocno to przeżyli i jedynie mama była spokojna, intuicyjnie czując, że nic się nie stało. Gdyby to było jednak seryjny samochód, to z kierowcy, czyli ze mnie, zostałaby miazga. Wyścigowe auta mają jednak masywną, zabezpieczającą klatkę, a kierowcy specjalny kołnierz, ochraniający szyję i kręgosłup.

- Jak wygląda powszedni trening wyścigowego kierowcy?

- Pięć razy w tygodniu ćwiczę na siłowni, bo siła i kondycja są bardzo ważne, tym bardziej, że w czasie zawodów, nie wiem dokładnie czemu, ale temperatura w samochodzie dochodzi do 70 stopni Celsjusza. Muszę też ćwiczyć refleks i do tego przydatne są specjalne maszyny treningowe wypluwające piłeczki używane przez tenisistów stołowych, ale zamiast tego można stać na piłce do jogi i łapać piłeczki rzucane przez kolegę. Stanie na piłce uczy też odbioru specyficznych bodźców, co później jest przydatne podczas jazdy, gdy trzeba dosłownie czuć samochód i to niemal cały ciałem, mięśniami głębokimi.

- A czy przed 16. rokiem życia był kontakt z jakimś innym sportem?

- Tak i to z sukcesami, bo trzykrotnie zwyciężałem w ogólnopolskich turniejach breakdance, mających rangę mistrzostw Polski. Startowałem też w drużynie z Berlina. W sporcie tym jest dużo elementów akrobatycznych, jak salta czy śruby. Do dziś trenuję breakdance rekreacyjnie i pomaga mi to w wyścigach, bo przecież filozofia sportu jest jedna. Na dyskoteki jednak nie chodzę...

- Dziękujemy za rozmowę. ©℗

(mij)

Na zdjęciu: Robin Rogalski na podium (pierwszy z prawej) po wyścigach na torze Formuły 1 Hungaroring.

Fot. Archiwum R. Rogalskiego

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

sport
2018-06-26 10:59:12
Jak widać, talent można mieć, ale bez kasy nic z tego. Nie dość, że trzeba mieć dużo pieniędzy na treningi (39zł/10 min), to nawet jak zauważy nas zespół sportowy, to jeszcze za dzień treningowy trzeba płacić.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA