Czwartek, 21 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Morskość Szczecina. Dyskusja przy okazji prezentacji nowych folderów

Data publikacji: 2024-09-19 10:44
Ostatnia aktualizacja: 2024-09-27 11:04
„Morskie pamiątki Szczecina” i „Maszt Maciejewicza” to nowe foldery, które zaprezentowano w Książnicy Pomorskiej.  

Szczecin jest morskim miastem, chociaż wciąż jest to zbyt mało eksponowane – taki wniosek można wyciągnąć z dyskusji, jaka się wywiązała 5 września br. na spotkaniu w Książnicy Pomorskiej. Poświęcone ono było nowym folderom o morskim Szczecinie, które zaprezentowali ich autorzy: Maria Łopuch i Ryszard Kotla. Spotkanie prowadził Wojciech Łopuch – prezes Szczecińskiego Towarzystwa Kultury.

– Morskość Szczecina specjalnie nikogo nie zadziwia, a o tym, że Szczecin, Pomorze jest morskie, był już przekonany Eugeniusz Kwiatkowski, niestety, dzisiaj – zwłaszcza w Szczecinie – nieco zapomniany, bo jeżeli już, to kojarzony z Gdynią czy z Centralnym Okręgiem Przemysłowym – mówił na początku prezes STK. – Ale przecież to on, kiedy tuż po wojnie przyjechał do Szczecina, pełniąc rolę kierownika delegatury na rzecz rozwoju Wybrzeża, był przekonany, że właśnie morskość to jest to, co powinno region Pomorza Zachodniego, a przede wszystkim Szczecin, charakteryzować. Już w swoich pismach, chociażby w zbiorze „Morska Rzeczpospolita”, udowadnia, że nigdy w historii Polski nie mieliśmy 500 km wybrzeża morskiego, więc bylibyśmy nieodpowiedzialni, naiwni, gdybyśmy nie umieli tego wykorzystać.

Wojciech Łopuch dodał, że dla Szczecińskiego Towarzystwa Kultury również nie ma wątpliwości, że Szczecin jest miastem morskim.

– Dlatego też podjęliśmy inicjatywę wydawania folderów z niedużą ilością łatwego tekstu, który się szybko czyta, z ładnymi zdjęciami – dla tych, którzy chodząc po Szczecinie, chcą po prostu zerknąć do nich i czegoś o tej morskości się dowiedzieć – wyjaśnił.

Wcześniej w serii o morskim Szczecinie ukazały się trzy foldery. Dotyczyły: Morskiej Kroniki Szczecina, alei Żeglarzy oraz pomnika „Tym, którzy nie powrócili z morza”. Na spotkaniu w Książnicy zaprezentowano dwa kolejne, wydane w ostatnim czasie.

– Pierwszy dotyczy pamiątek morskich w Szczecinie, a więc tych wszystkich artefaktów złożonych z kotwic, śrub okrętowych, łańcuchów okrętowych, części dźwigów czy całych dźwigów, wreszcie masztów, a więc tych elementów, które niewątpliwie z morzem są związane, a które rozsiane są właściwie po całym obszarze Szczecina – mówił prezes Łopuch. – Bardzo często nie są już tylko tymi elementami niegdyś użytkowymi, ale po prostu stanowią rodzaj instalacji – czy to rzeźbiarskiej czy innego rodzaju, które już też mają w sobie element historyczny. Autorem tego tomiku jest Maria Łopuch. Natomiast drugi tomik, poświęcony masztowi Maciejewicza, nie dotyczy tylko masztu. To jest dużo bardziej złożona historia czy też kilka historii. Przede wszystkim jest tu historia wybitnej postaci, a więc „kapitana kapitanów”, po drugie, jest historia statku „Kaszuby”, po trzecie, jest historia „Gryfii”. Autor tego tomiku to Ryszard Kotla.

Jak przyznała Maria Łopuch, seria tych folderów jest dosyć skromną inicjatywą.

– Ale wydaje się zadziwiające, że dotychczas takie rzeczy nie powstały, że nie ma w przestrzeni publicznej takich właśnie małych wydawnictw, folderów czy książek, zwłaszcza połączonych jakąś wspólną myślą, które by ten właśnie temat morskości Szczecina eksplorowały – stwierdziła. – Tak na dobrą sprawę, to przecież tego rodzaju materiały powinny zalegać w instytucjach, które znajdują się nad morzem, w kawiarniach na bulwarze, w punktach informacji turystycznej. Oczywiście szczecinianie, ludzie parający się różnymi zawodami związanymi z morzem, żeglujący, pływający, nie mają tutaj żadnych wątpliwości, wiedzą, czym Szczecin jest, nie trzeba im tego uświadamiać ani przypominać, ale ta seria skierowana jest w równej mierze do mieszkańców, jak też do turystów, tzn. do tych, którzy o Szczecinie niewiele wiedzą, przyjeżdżają tu okazjonalnie. Przy jakiejś krótkiej wędrówce dwu- lub trzydniowej wielu elementów się nie zobaczy, bo miasto jest rozległe i oferuje różne atrakcje, więc niekoniecznie te tematy morskie muszą być tutaj najważniejsze,

Autorka „Morskich pamiątek Szczecina” dodała, że w publikacji opisano zarówno dzieła artystyczne, jak i nieartystyczne –  przedmioty użytkowe, które stały się czymś w rodzaju historycznej pamiątki.

– Takim najbardziej oczywistym dziełem jest pomnik Marynarza – powiedziała. – Akurat stoi na suchym lądzie, z dala od wielkiej wody. To dzieło rzeźbiarskie Ryszarda Chachulskiego, bardzo dobrego szczecińskiego rzeźbiarza, niestety już od lat nieżyjącego. Miało symbolizować to, co jest w mieście najistotniejsze: że tu żyją marynarze, że tu jest port, że tutaj ta sfera życia jakby dominuje, ale takich elementów czysto artystycznych wśród tych pamiątek morskich jest stosunkowo mało. Jest Róża Wiatrów Jakuba Lewińskiego, dzisiaj ukryta w takim brzydkim pasażu, a zasługuje na lepszy los. Dominują natomiast elementy będące kiedyś wyposażeniem statku. Rozrzucone są po trawnikach, umieszczone w różnych miejscach, przy budynkach użyteczności publicznej, takich jak muzeum czy szkoła morska, ale też przy szkołach podstawowych, które w jakiś sposób związane były z gospodarką morską.

Przykładem jest kotwica przy przystanku na ul. Santockiej, w pobliżu osiedla, które zamieszkiwali głównie pracownicy morskich przedsiębiorstw, w tym stoczniowcy.

– Takimi pamiątkami najczęściej są to kotwice, będące elementem dość charakterystycznym, malowniczym i zawierającym w sobie jeszcze treść symboliczną, bo kotwica to jest nie tylko przedmiot do uziemiania statku, ale to również symbol nadziei – zauważyła M. Łopuch. – Świetnie się sprawdza jako artefakt mówiący o morskości Szczecina. Niektóre z kotwic są użyte jako części większych kompozycji o charakterze już bardziej pomnikowym czy rzeźbiarskim.

Autorka zwróciła uwagę na najmłodszą kompozycję, która znajduje się przed Zachodniopomorskim Urzędem Wojewódzkim, gdzie akurat nie kotwica, ale śruba okrętowa została wkomponowana w pomnik poświęcony strajkowi pracowników Stoczni Szczecińskiej w styczniu 1971 roku. Najstarsza natomiast jest kotwica na ul. Dworcowej, posadowiona w 1955 roku na przedwojennym cokole monumentalnej rzeźby Sediny.

– Kiedy powstała, stanowiła rodzaj powitania tych, którzy przyjeżdżali do Szczecina pociągiem i wędrowali z dworca właśnie przez ulicę Dworcową obok tej kompozycji rzeźbiarskiej – wyjaśniła Maria Łopuch. – Jest jeszcze jeden taki witacz z epoki witaczy (czyli z lat 70.), który znajduje się przy wjeździe do Szczecina od strony morza. To kotwica wkomponowana w rzeźbiarską bryłę ze sztucznego kamienia i z daleka już pokazuje, że oto ci, którzy nadjeżdżają znad morza, nie żegnają się z nim, lecz wjeżdżają do morskiego miasta, jakim jest Szczecin.

Autorka zachęcała do tropienia tych pamiątek, łańcuchów, śrub i kotwic, które czasem w bardzo dziwnych i nieoczekiwanych miejscach się znajdują.

„Maszt Maciejewicza” Ryszarda Kotli opowiada o ciekawej historii masztu, który przez wiele lat witał wjeżdżających do Szczecina Trasą Zamkową. Koresponduje ona z burzliwym życiem „kapitana kapitanów” – Konstantego Maciejewicza, legendarnego kapitana żeglugi wielkiej, twórcy polskiego szkolnictwa morskiego. W folderze wspomniano też o roli, jaką odgrywało Liceum Morskie czy stocznia remontowa „Gryfia”.

– O kapitanie można pisać dużo, o innych wydarzeniach związanych czy to z gospodarką morską czy z portowymi dziejami też, ale długo zastanawiałem się nad tym, jak napisać coś o maszcie Maciejewicza – mówił Ryszard Kotla.

Pomnikowy maszt pochodzi ze statku „Kapitan K. Maciejewicz” (wcześniej „Wisconsin”, „Fryderyk Chopin” i „Kaszuby”). Część informacji autor wyłuskał z „Gryfii, zakładowej gazety Szczecińskiej Stoczni Remontowej „Gryfia”.

– Wydaliśmy ponad 600 numerów tej gazety, w której oprócz opisów produkcji i politycznych zdarzeń były takie rzeczy jak np. dowcipy, aneks do „Kwiatów polskich” Tuwima czy tekst piosenki na 25-lecie stoczni „Gryfia” – zaznaczył R. Kotla, dodając, że statek „Kaszuby” często przypływał na remonty do tej stoczni.

Przypomniał też związek masztu ze szczecińskim paprykarzem. Otóż „Kaszuby” to statek baza rybacka, który m.in. dostarczał surowce do produkcji paprykarza w przetwórni PPDiUR „Gryf”.

– Zauważyłem, że turyści na Łasztowni zainteresowani są tym, jak dojechać do pomnika paprykarza – mówił Ryszard Kotla. – Pytają o paprykarz, a przecież przejeżdżają koło masztu Maciejewicza. Dziwię się, że o kapitanie Maciejewiczu tak mało wiemy. Boleję nad tym, że ta nasza świadomość morska w portowym mieście jest na niskim poziomie. Dla porównania, Hamburg leży znacznie głębiej w lądzie i odbywają się tam światowe targi morskie. Kiedy u nas w Szczecinie je zorganizujemy? Bo tolszipy to jest wspaniała, ale rekreacyjna impreza.

Zwrócił też uwagę na inną rzecz.

– Kiedy spaceruję po Szczecinie, irytuje mnie to, że w newralgicznych punktach miasta nie ma róży wiatrów – zauważył. – Na świecie w wielu miastach dominuje ten element. Tyle przebudów prowadzimy, a żaden architekt nie wpadł na to, by go umieścić. 

Na spotkaniu poruszono kilka wątków, w tym o postaci kapitana Maciejewicza, który nie został odpowiednio uhonorowany.

– Jest przykre i bolesne, jak pamięć o tym człowieku w Szczecinie nie funkcjonuje – stwierdził redaktor Marek Koszur, autor książki „Kapitan kapitanów”.

Wspomniano o kontrowersjach związanych z miejscem usytuowania masztu Maciejewicza, a także z ewentualną odbudową pomnika Sediny. ©℗

Tekst i fot. Elżbieta KUBOWSKA