Niedziela, 27 kwietnia 2025 r. 
REKLAMA

Zarys historii KL Ravensbrück

Data publikacji: 2025-04-25 12:29
Ostatnia aktualizacja: 2025-04-26 20:09
Więźniarki KL Ravensbrück. Zdjęcie wykonano w Szwecji, dokąd została ewakuowana część osadzonych w akcji humanitarnej Szwedzkiego Czerwonego Krzyża. Fot. archiwum IPN  

dr Zbigniew STANUCH, OBBH IPN Szczecin

Powstanie i załoga obozu

Obóz dla kobiet w Ravensbrück został zlokalizowany w odległości 80 km od Berlina, niedaleko od miejscowości Fürstenberg, nieopodal jezior: Röblinsee, Baalensee, Schwedtsee. Decyzja o jego położeniu właśnie w tym miejscu zapadła w 1938 r. Najważniejszą osobą zarządzającą całym systemem niemieckich obozów koncentracyjnych był Heinrich Himmler. Z kolei w odniesieniu do KL Ravensbrück główną władzę sprawowali komendanci. Byli to: Günther Tamaschke, który nadzorował budowę obozu i był jego komendantem od maja do końca sierpnia 1939 r. Max Koegel, który pełnił tę funkcję od września 1939 roku do sierpnia 1942 roku. Oficjalnie został komendantem obozu dopiero 1 stycznia 1940 roku. Jako ostatni stanowisko to zajmował, od sierpnia 1942 roku do kwietnia 1945 roku, Fritz Suhren. Natomiast funkcje głównych dozorczyń obozu w KL Ravensbrück pełniły: Johanna Langefeld, Maria Mandl, Anna Klein‑Plaubel, Luise Brunner. W wypełnianiu obowiązków pomagały im ich zastępczynie. Jedną z nich była, znana z brutalnego traktowania kobiet Dorothea Binz. Nadzorczynie podlegały kierownikowi obozu.

Transporty

Pierwszy transport trafił do KL Ravensbrück 15 maja 1939 r., i liczył 867 więźniarek. Otrzymały one odpowiednie numery, zostały rozebrane, umyte i skontrolowane, czy nie mają wszy. Najliczniejszą grupę więźniarek stanowiły Polki. Jako pierwsze trafiły tu 23 września 1939 r., mieszkanki państwa niemieckiego pochodzące ze Śląska, Pomorza, Ziemi Lubuskiej i Prus Wschodnich. Dnia 2 listopada 1939 r. do obozu trafiło pięć kobiet z terenu okupowanej Polski. Duże transporty Polek zaczęły napływać do KL Ravensbrück od kwietnia 1940 r. W następnych latach, 1941–1943, miały miejsce kolejne, które liczyły od 1 tys. do 1,5 tys. kobiet. Najbardziej obfity pod tym względem był rok 1944, kiedy to w obozie pojawiło się ponad 16 tys. więźniarek, z czego około 12 tys. to były kobiety ewakuowane z powstańczej Warszawy. W tym samym roku w KL Ravensbrück znalazły się jeszcze kobiety przywiezione z KL Auschwitz. Szacuje się, że przez KL Ravensbrück przewinęło się około 40 tys. Polek. Oprócz nich w obozie przebywały również kobiety z innych państw. Rosjanek było 18 tys., Francuzek – 8 tys., Holenderek – 1 tys. Do obozu trafiły również Brytyjki, Niemki, Żydówki, Romki. Ogółem gehenny życia w tym obozie doświadczyło około 130 tys. kobiet.

Warunki życia w obozie

Obóz był systematycznie rozbudowywany. Miał kształt prostokąta. Otoczono go murem o wysokości czterech metrów, na którym widoczne były druty pod napięciem elektrycznym i przy którym esesmani z psami patrolowali teren. Obóz był początkowo zaplanowany na przyjęcie 15 tys. więźniarek. W skład obozu wchodziły budynki kuchenne i łaźnia oraz biura administracyjne, magazyny, pracownie i rewir, rodzaj obozowego szpitala. Bloki były zelektryfikowane, skanalizowane i miały dostęp do wody. Każdy blok dzielił się na dwie części, sypialnię i jadalnię.

Warunki do życia w obozie były równie surowe. Więźniarki wstawały codziennie o czwartej rano. Myły się, ubierały, słały łóżka i dostawały kubek czarnej kawy. Następnie wychodziły na zewnątrz i stawały do apelu. Dalszą część dnia wyznaczała praca trwająca od godziny szóstej do dwunastej. Następnie kobiety powracały do obozu na obiad. Aby spożyć posiłek niektóre kolumny kobiet musiały pokonać w jedną stronę odległość 4 km. Na jedzenie było przeznaczonych tylko kilka minut. O godzinie trzynastej rozlegał się dźwięk obozowej syreny wzywający na południowy apel roboczy. Praca w godzinach popołudniowych trwała początkowo do godziny siedemnastej, a później została przedłużona do osiemnastej. Tzw. wieczorny apel trwał niekiedy do godziny 21. Po nim spożywano kolację, reperowano własną bieliznę, a wraz z dźwiękiem pierwszej syreny kobiety szły spać.

Jedzenie obozowe było nędzne. W południe więźniarki otrzymywały ¾ litra zupy, tzw. „Eintopf”, była to mieszanina różnych warzyw z odrobiną tłuszczu lub skrawkami mięsa. Wieczorne menu składało się z jakieś zupki lub ewentualnie trzech lub czterech kartofli i liścia sałaty. Otrzymywały również 20 lub 25 dkg chleba jako przydział na następny dzień. W niedzielę lub święta więźniarki mogły liczyć na 10 dkg margaryny, trochę serka lub 5 dkg kiełbasy.

Kobiety pracowały w obozie i poza nim. Zajmowały się budowaniem dróg, stawianiem budynków, wyrębem lasu. Były angażowane do prac kanalizacyjnych, załadunku i rozładunku pociągów, niwelowaniu nierówności na drogach, w ogrodach, na polach. Pracowały przy hodowli zwierząt, roślin i kwiatów, a także dla niemieckiej firmy Siemens. Zakład ten znajdował się około półtora kilometra od obozu. Powstało tam 20 hal produkcyjnych, w których od lata 1942 roku zaczęto zmuszać kobiety do niewolniczej pracy. Produkowano tam części do radia i telefonów. Były to więc zajęcia wymagające dużej precyzji i dokładności.

Zbrodnicze eksperymenty medyczne

W tragiczna historię obozu wpisują się zbrodnicze eksperymenty medyczne. Operacje przeprowadzano na więźniarkach w latach 1942-1944. Dowództwo wojsk niemieckich było zniecierpliwione brakiem postępów w leczeniu niemieckich żołnierzy z odniesionych na froncie wojennym ran. W tym celu zaczęto na więźniarkach z Ravensbrück testować różne medyczne środki, które miały na celu znalezienie rozwiązań niezbędnych w leczeniu rannych Niemców. Kobiety celowo raniono, a następnie w ich rany wprowadzano bakterie i obserwowano jaki wywołają skutek. Więźniarkom podawano także różne leki, aby zaobserwować ich działanie i ocenić ich wpływ na stan zdrowia kobiety. Operacje doświadczalne były przeprowadzane na młodych i często zdrowych osobach. Nikt nie pytał je o zdanie, nikt nie pytał je o pozwolenie. Same nie miały wiedzy na temat tego, po co są zabierane do izby lekarskiej.

Tym operacjom poddane zostały głównie Polki, które do KL Ravens­brück przybyły m.in.: tzw. „transportem lubelsko-warszawskim” 23 września 1941 r. Obecnie wiemy, że wymienionym powyżej zabiegom poddano 86 więźniarek, w tym 74 Polki. Oprócz Polek zoperowane zostały jeszcze Ukrainka oraz Niemka Maria, a także10 upośledzonych więźniarek różnej narodowości. Ponadto od 120 do 140 kobiet narodowości Romskiej i Sinti poddano sterylizacji. Operacje były dokonywane przez dra Karla Franza Gebhardta, któremu asystowali dr. Fritz Fischer i lekarze rewirowi, tj Herta Oberhauser, Rolf Rosenthal i Gerhard Szydłowski (Schidlausky). W charakterze lekarzy pracowali w obozie także: dr Percival Treite oraz dr Walter Sonntag. Oprócz operacji równie dotkliwe były przesłuchania i kary wymierzane za rzekome przewinienia kobiet. Czasami kara spotykała więźniarkę za przemycenie do obozu niewielkiej ilości jedzenia. Jeszcze bardziej dotkliwsza była kara za udzielenie pomocy w próbie ucieczki z obozu.

Obóz śmierci

Równie tragiczny był los kobiet, które trafiły do obozu śmierci. Początkowo osoby zmarłe kremowano w miejskim krematorium w Fürstenbergu. W 1943 roku SS zleciło budowę krematorium poza obrębem obozowego muru, które rok później zostało rozbudowane. W jego bezpośrednim sąsiedztwie stał barak, który służył wcześniej za magazyn. Na początku 1945 roku został on przerobiony na komorę gazową. O tym ponurym miejscu wspominała po wojnie Maria Kamińska. Została tam przeniesiona na początku stycznia 1945 r. Potwierdza, że obóz ten, początkowo przeznaczony dla młodzieży, stał się z czasem miejscem do którego trafiały osoby starsze i schorowane i które stamtąd były wywożone do komór gazowych. W obozie tym było bardzo dużo osób ciężko chorych. Kto do niego trafił, już stamtąd nie wychodził. O ucieczce nie było mowy. Śmiertelność w samym obozie była bardzo duża. Wskutek złego traktowania, bardzo trudnych warunków bytowych dziennie, zdaniem Marii Kamińskiej umierało około 20 osób, nie licząc oczywiście tych, które zostały wywiezione i rozstrzelane. Można jednak przypuszczać, że śmiertelność była tam znacznie wyższa, być może nawet dwukrotnie. Wszak warunki były bardzo ciężkie, a personel medyczny miał zakaz udzielania jakiejkolwiek pomocy najbardziej potrzebującym. Nie ulega wątpliwości, że przekształcenie obozu dla młodzieży w obóz śmierci wiązało się z przeludnieniem obozu i wyeliminowaniem tych najbardziej wycieńczonych, niezdolnych do długiego i ciężkiego marszu w sytuacji ewakuacji obozu KL Ravensbrück.

Wzajemne relacje

Relacje jakie panowały w obozie pomiędzy więźniarkami również były złożone. Nie brakuje świadectw wzajemnego wspierania się, dodawania sobie otuchy, niesienia pomocy. Te wartości cechowały m.in. działalność tajnej żeńskiej drużyny harcerskiej o nazwie „Mury”. Powstała ona w 1941 r., a jej nazwa była symbolem odcięcia się od trudnej, obozowej rzeczywistości. Harcerki pomagały współwięźniarkom w pracy, organizowały jedzenie, leki. Angażowały się w działalność artystyczną, religijną, edukacyjną. Prowadziły akcje sabotażowe. Starały się oddziaływać na innych pogodą ducha i uśmiechem.

Generalnie życie w obozie sprzyjało nawiązywaniu kontaktów. Korzystając z okazji kobiety uczyły się języków obcych. Rozmawiały o literaturze, pisały wiersze, wyrażając w nich emocjonalne stany ich dusz. Literatura, poezja, malarstwo stały się formą ucieczki od ciężkich warunków życia. Dawały wytchnienie, wzmacniały psychicznie.

Więźniarki nie stroniły również od działalności politycznej. W tym względzie dominowały komunistki, które organizowały w mniejszych grupach szkolenia o politycznym charakterze. Odbywały się one w niedzielę, latem czasami także w inne dni tygodnia, głównie po wieczornym apelu. W tych szkoleniach więźniarki skazane były same na siebie, czasami korzystając z materiałów przemyconych do obozu, a dotyczących np.: krótkiej historii Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego. W rolę wykładowców wcielały się kobiety, które przed wojną uczyły w szkole partyjnej w Odessie.

Ponadto dla wierzących, istotna była dbałość o właściwe życie religijne. Halina Charaszewska ostatnie półtora roku wojny spędziła w obozie w Grunebergu koło Berlina. Trafiła tam z KL Ravensbrück. W swej relacji wspomina, że w niedzielę, jeśli się tylko udało kobiety urządzały grupowe nabożeństwa, co było surowo zabraniane. „Co dzień, gdy światła już gasły, odmawiałyśmy w swoich pokojach wspólne pacierze. Jedną ze stale odmawianych modlitw przez wszystkie polskie więźniarki, była litania ułożona przeze mnie w czasie pracy w fabryce, w okresie największych prześladowań i szantażów.

Niewątpliwie sporej odwagi wymagało od więźniarek prowadzenie tajnego nauczania. Prym wiodły w tej kwestii harcerki, wśród których nie brakowało nauczycielek. Jedną z nich była Urszula Wińska. Jej pierwsze zetknięcie z obozem było dla niej niezwykle bolesne. Ogolenie głowy, trzy doby spędzone w podziemiach bunkra mocno odbiły się na jej systemie nerwowym. Utraciła możność logicznego myślenia. W tych okolicznościach szansą na wyjście z tej traumy było podjęcie zadania nauczania młodych dziewcząt, które z taką właśnie prośbą do niej się zwróciły. „Trudno mi było przygotować się do tej pierwszej lekcji w obozie – wspominała po latach – ryk syreny uświadomił mi, że noc się skończyła, a ja nie wiedziałam, co mam mówić. Ale gdy stanęłam przed grupką uczennic, coś się we mnie przełamało – poczułam się nauczycielką, świadomą swoich czynności, swojej odpowiedzialności […]. To mnie uratowało. Byłam potrzebna i mogłam działać”. Od grudnia 1941 roku, pod przewodnictwem tejże Urszuli Wińskiej spotykała się grupa młodych Polek, aby uczyć się polskiej historii i literatury. Zajęcia odbywały się codziennie przez pół godziny, głównie w bloku piętnastym. Początkowa grupa sześciu Polek szybko rozrosła się do dwudziestu. W zajęciach udział brały także starsze więźniarki, które jednocześnie stały na progu bloku i w określony sposób dawały znać, gdy zbliżał się ktoś niepowołany. Prowadzenie zajęć było bardzo trudne. Wyobraźmy sobie więźniarki, które po dwunastu godzinach ciężkiej i wyczerpującej pracy wracają do obozu. Karmione nędznym jedzeniem, żyjące w atmosferze nieustannego strachu, przy zupełnym braku poczucia bezpieczeństwa, mają jeszcze na tyle odwagi i sił, aby konsekwentnie uczyć lub być nauczane. Wanda Kiedrzyńska opisała tę sytuacje tymi słowami: „Odbywało się to kosztem tak krótkich godzin snu i spoczynku po wyczerpującej, 12‑godzinnej pracy. Nieustanna wrzawa i grożące zewsząd niebezpieczeństwo wielce utrudniały skupienie się i przygotowanie tematu lekcji”. Działania matematyczne i fizyczne bardzo często przeprowadzano na obozowym piasku. Kawałki niemieckich gazet lub kartony po jakiś opakowaniach służyły za prowizoryczne zeszyty. To wszystko należało należycie schować, aby nikt z kontrolujących blok nie trafił na te materiały. Tajne nauczanie było prowadzone w obozie aż do końca wojny.

Listy

O tym co działo się za murami obozu więźniarki chciały poinformować swoich bliskich, zatroskanych brakiem wieści o ich losie. Uciekły się do fortelu, który polegał na pisaniu listów atramentem sympatycznym, czyli moczem. Autorką tychże listów była Krystyna Czyż, której powierzono to zadanie ze względu na ładny charakter pisma. W listach tych więźniarki przekazywały informacje o sobie i sytuacji panującej w obozie. Technika pisania takiego listu polegała na zapisywaniu treści przy użyciu bezbarwnej substancji. Najlepiej do tego celu nadawał się płyn o odczynie kwaśnym, dlatego więźniarki korzystały z własnego moczu. Pisano cieniutkim patyczkiem. Aby przeczytać ukrytą wiadomość należało podgrzać papier. Na pomysł pisania listów moczem wpadła Nina Iwańska. W 1943 roku więźniarki chciały przekazać bliskim informacje o dokonywanych w obozie operacjach doświadczalnych. W ten sposób przekazano chociażby listę 74 kobiet z transportu lubelskiego poddanych tym eksperymentom. Pisano także o życiu w obozie i kolejnych transportach przychodzących do KL Ravensbrück.

Trzeba jednak wspomnieć również i o tym, że życie w KL Ravens­brück sprzyjało nasilaniu się różnych patologii, polegających chociażby na formułowaniu fałszywych oskarżeń, wzajemnym denuncjowaniu. Trzeba pamiętać o tym, że oprócz kobiet uwięzionych z motywów politycznych, aresztowanych za działalność konspiracyjną, były także więźniarki wywodzące się ze środowisk kryminalnych, aresztowane za oszustwa, kradzieże i inne wykroczenia. Nie brakowało prostytutek, a także osób upośledzonych. Unikając jakiegokolwiek generalizowania można stwierdzić, że w tym niemieckim obozie koncentracyjnym zaistniały warunki sprzyjające rozwojowi zachowań, które normalnie uznane zostałyby za aspołeczne.

Białe autobusy

Wkroczenie Armii Czerwonej do obozu nastąpiło 30 kwietnia 1945 r. Zanim do tego doszło, część więźniarek została z KL Ravens­brück ewakuowana dzięki pomocy Szwedzkiego Czerwonego Krzyża. Całą akcją kierował hrabia Folke Bernadotte. Była to największa akcja humanitarna przeprowadzona na terytorium Trzeciej Rzeszy podczas trwającej jeszcze wówczas wojny. W opinii Wandy Jarzyckiej „pierwsze autobusy Szwedzkiego Czerwonego Krzyża przybyły z początkiem kwietnia po chorych z rewiru. Powitane były z wielkim entuzjazmem, choć w serca więźniarek wkradł się lęk. Był on wynikiem nieufności z jaką więźniarki odnosiły się do każdego rodzaju transportu. Obawiały się, że tzw. „białe autobusy” to nowy podstęp Niemców, polegający na przemalowaniu aut na inny kolor, aby „wykończyć” chore więźniarki z rewiru. Początkowa niechęć została jednak przełamana i w kolejnych kilkudniowych odstępach Szwedzki Czerwony Krzyż zabierał po kolei: Francuzki, Belgijki, Holenderki, Żydówki oraz Polki, które w „białych autobusach” zaczęły opuszczać obóz pomiędzy 20 a 25 kwietnia 1945 roku. Duży transport Polek wyruszył z obozu pociągiem 25 kwietnia. Liczył 4,5 tys. kobiet. Trudno dokładnie określić ile osób udało się w 1945 r. wywieźć do Szwecji. Początkowo akcja ta była jakoś przez Niemców koordynowana, jednak w miarę zbliżania się końca wojny i w tym względzie zapanował chaos, a do autokarów zabierano tyle osób, ile zdołano w nim zmieścić. Jednak nie dane statystyczne są tu najważniejsze. Najistotniejsze jest to, że ileś istnień ludzkich zostało uratowanych i po zakończeniu wojny mogły złożyć swoje świadectwo.

*Artykuł został oparty na publikacji po­pularnonaukowej: Z. Stanuch, Ravensbrück. Historia nie do zapomnienia. Perspektywa polska, Szczecin 2020.