W sobotę piłkarze Pogoni Szczecin podejmowani będą przez Górnik Zabrze (początek meczu o g. 17.30). Jedną z gwiazd Górnika przed pół wieku był wychowanek Arkonii Szczecin, jeden z najbardziej utalentowanych piłkarzy, jaki został wyszkolony w Szczecinie, Władysław Szaryński.
Na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku Górnik odnosił największe międzynarodowe sukcesy. W roku 1970 dodarł do finału Pucharu Zdobywców Pucharów, a jednym z najlepszych piłkarzy tej drużyny był wtedy 23-letni Władysław Szaryński, wychowanek Arkonii Szczecin.
Przez wielu uważany za najwybitniejszego i najbardziej utalentowanego piłkarza, jaki urodził się i wychował w Szczecinie. Do Arkonii trafił w wieku 12 lat i przez siedem lat trenował i grał w tej drużynie. W roku 1964 Arkonia spadła do drugiej, a następnie do trzeciej ligi.
Debiutował w ekstraklasie w wieku 16 lat. Zdobył dla Arkonii setnego gola na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Do drużyny wprowadzał go stuletni obecnie szkoleniowiec Stefan Żywotko, który jest nie tylko wybitną postacią w historii Pogoni, ale wprowadzał w świat dorosłego futbolu zdolnych piłkarzy również w Arkonii.
– Nie chciałem dłużej grać na zapleczu ekstraklasy. Zgłosiłem się na ochotnika do wojska i przez dwa sezony reprezentowałem Zawiszę Bydgoszcz, następnie skorzystałem z propozycji ROW Rybnik, a potem wylądowałem w wielkim Górniku – wspomina Szaryński.
– To były zupełnie inne czasy – kontynuuje W. Szaryński. – Zawisza, a wcześniej Arkonia nie chciały rezygnować ze mnie. Wysyłały do Warszawy sterty listów i pogróżek. To były kluby resortowe – jeden wojskowy, drugi milicyjny. Strach często zatem zaglądał w oczy. Arkonia nawet na trzy lata chciała mnie zdyskwalifikować.
Ze szkodą dla Szczecina
W Szczecinie obowiązywała wtedy niepisana zasada, że dwa najsilniejsze kluby – Pogoń i Arkonia nie będą podbierać sobie najlepszych piłkarzy. Działo się to jednak ze szkodą dla szczecińskiego futbolu i samych zawodników. Dwa rywalizujące ze sobą kluby się zwalczały. Jeden prężny klub w tamtym czasie mógłby być groźniejszy dla najlepszych.
– Szaryński mógł przejść do Pogoni, a nie tułać się po całej Polsce – opowiadał kilka lat temu nieżyjący już Henryk Waliłko, kolega Szaryńskiego z drużyny Arkonii. – W Pogoni byłby znakomitym uzupełnieniem Kasztelana i Kielca. Moim zdaniem talentem wcale nie ustępował nawet Lubańskiemu. Zabrakło mu trochę szczęścia, zbyt wiele czasu stracił na szukanie optymalnego dla siebie miejsca.
Szaryński był pierwszoplanową postacią Górnika Zabrze, który w roku 1970 dotarł do finału Pucharu Zdobywców Pucharów. Jesienią 1969 roku szczecinianin z urodzenia rozegrał swój najlepszy mecz w karierze. Było to na stadionie Ibrox Park w Glasgow, gdzie niemal ośmieszał szkockich obrońców z Glasgow Rangers. Górnik wygrał wtedy 3:1, Szaryński zdobył jedną z bramek i zapewnił praktycznie Górnikowi awans do następnej rundy PZP.
– Świetnie pamiętam tamten mecz – powiedział nam 73-letni dziś Władysław Szaryński. – To był mój najlepszy mecz w karierze. Szkoci zaliczali się do czołowych drużyn w Europie, wyeliminowali wcześniej silne Dynamo Kijów. Nam w konfrontacji z nimi nie dawano wielkich szans, ale boisko pokazało, że byliśmy zdecydowanie lepsi. Wygraliśmy dwa razy po 3:1, a ja strzeliłem jedną z bramek.
Dwa mecze w reprezentacji
Niespełnionym marzeniem wychowanka Arkonii była krótka przygoda z reprezentacją. Zaledwie dwa towarzyskie spotkania w roku 1970 pozostawiły spory niedosyt. Piłkarz debiutował w spotkaniu z Danią we wrześniu 1970 r. To był mecz, w którym debiutował też Ryszard Mańko, wtedy gracz Pogoni Szczecin, ale podobnie jak Szaryński wychowanek Arkonii. To była jedyna taka sytuacja, kiedy w pierwszej reprezentacji występowało jednocześnie dwóch wychowanków Arkonii.
– W roku 1971 byłem w życiowej formie – wspomina Szaryński. – Dostałem powołanie do młodzieżowej reprezentacji Polski na mecz z NRF. Wtedy umarł mój ojciec. Porażony tym faktem nie byłem w stanie się odpowiednio skoncentrować i zagrałem fatalnie, zaprzepaszczając szansę na wyjazd do Monachium na igrzyska olimpijskie.
Szaryński przyczynił się do juniorskiego tytułu mistrza Polski Arkonii, który drużyna wywalczyła podczas finałowego turnieju rozgrywanego w Mielcu w roku 1964. Był już graczem ligowym, znacznie wzmocnił drużynę juniorów w decydującym turnieju, który odbywał się w przerwie między ligowymi rozgrywkami, dokładnie w dniach 18-22 lipca. Dla Szaryńskiego było to pożegnanie z Arkonią.
Szczególnym dniem był 2 września 1970 roku. W reprezentacji debiutowało dwóch wychowanków Arkonii, których kariera rozpoczęła się bardzo podobnie, od występów w ekstraklasowej wówczas Arkonii, zakończyła zdobyciem mistrzostwa Polski juniorów, a następnie wspólnym występem w pierwszej reprezentacji kraju, ale już w barwach innych klubów.
Szaryński był już wówczas graczem słynnego na całą Europę Górnika Zabrze, natomiast Ryszard Mańko bardzo szybko zaskarbił sobie sympatię wśród kibiców Pogoni Szczecin. Żałowano tylko, że obaj nie zasilili portowców wtedy, gdy Arkonia spadła do II ligi. Szaryński swój talent i potencjał potwierdził w Górniku, natomiast Mańko na pewno wiele stracił ze swojego piłkarskiego potencjału, zbyt długo będąc poza ekstraklasą.
Duet z Arkonii w kadrze
Mańko i Szaryński w meczu z Danią zagrali w wyjściowym składzie, ale cały mecz rozegrał tylko ten drugi. Mańko zszedł z boiska w przerwie meczu, zastąpił go Joachim Marx z Ruchu Chorzów, zdobył po zmianie stron trzy gole i tym samym wygrał rywalizację z Mańką, który więcej już w reprezentacji nie wystąpił.
Szaryński zagrał jeszcze w jednym spotkaniu rozgrywanym cztery dni później w Rostoku, w którym reprezentacja Polski doznała klęski 0:5 i mecz ten też wykluczył już do końca kariery tego piłkarza z reprezentacji. To był zmierzch reprezentacyjnej kariery trenera Ryszarda Koncewicza, który dwa miesiące po debiucie w kadrze Szaryńskiego i Mańki stracił posadę. Kolejny selekcjoner Kazimierz Górski Szaryńskiego w swojej drużynie już nie widział.
Władysław Szaryński aż pięć razy zdobywał Puchar Polski i to z dwoma różnymi klubami. Wychowanek Arkonii, zdobywca bramki numer 100 dla szczecińskiego klubu w meczach ekstraklasy, zdobywał trofeum w barwach Górnika Zabrze w latach 1970, 1971 i 1972 oraz w barwach Zagłębia Sosnowiec w latach 1977 i 1978.
W roku 1970 Górnik rozgrywał swój finałowy mecz z Ruchem Chorzów na Stadionie Śląskim w Chorzowie w obecności 50 tysięcy kibiców i wygrał 3:1. Rok później pokonał w finale Zagłębie Sosnowiec 3:1, natomiast w kolejnym sezonie w obecności 30 tysięcy kibiców rozbił na stadionie ŁKS w Łodzi swojego odwiecznego rywala Legię Warszawa aż 5:2.
Ten ostatni finał do dziś wspomina się jako jeden z najpiękniejszych finałów w jego historii. Dla Górnika cztery gole zdobył Włodzimierz Lubański, dla Legii dwie bramki strzelił Robert Gadocha. Po obu stronach mnóstwo reprezentantów Polski, przyszli mistrzowie olimpijscy, medaliści mistrzostw świata.
Szaryński odmienił mecz
Szaryński dość niespodziewanie wystąpił w roli rezerwowego, na boisku pojawił się na ostatnie pół godziny przy stanie 2:1 dla Legii. Jego wejście na boisko całkowicie odmieniło mecz. Górnik w ciągu ostatnich 30 minut zdobył cztery gole, a Legia żadnego. To były na tamten czas nie tylko dwa czołowe zespoły w kraju, ale też dwie markowe ekipy w Europie. Górnik zdobywał Puchar Polski pięć razy z rzędu, w roku 1972 po raz ostatni.
Szaryński w latach 1974-79 był zawodnikiem Zagłębia Sosnowiec i dwukrotnie zdobył dla tego klubu Puchar Polski. Po raz pierwszy w roku 1977, po raz drugi rok później. Za każdym razem finałowymi rywalami Zagłębia byli śląscy drugoligowcy, Zagłębie było zatem zdecydowanym faworytem i szansy nie marnowało.
Co ciekawe, finał edycji sezonu 1976/77 odbywał się 21 lipca na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Na stadionie obecnych było 30 tysięcy kibiców, a sam mecz odbywał się w ramach obchodów święta 22 lipca. Narodowe Święto Odrodzenia Polski to było najważniejsze polskie święto państwowe w okresie Polski Ludowej, obchodzone co roku 22 lipca do 1989 roku na pamiątkę rocznicy ogłoszenia Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego w 1944 roku.
Zagłębie w roku 1977 pokonało Polonię Bytom 1:0, a rok później Piasta Gliwice 2:0. Mecz z roku 1977 włączono w program obchodów święta narodowego. Dzięki temu frekwencja na stadionie była wysoka. Rok później, podczas finałowego meczu Zagłębie – Piast rozgrywanego ponownie na Stadionie Śląskim w Chorzowie, ale już w mniej dogodnym terminie, bo 6 maja, oglądało zaledwie 5 tysięcy fanów. ©℗
Wojciech PARADA