Niedziela, 22 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

Igrzyska Olimpijskie. Weteran Szajewski i latający doktor

Data publikacji: 03 lutego 2020 r. 22:05
Ostatnia aktualizacja: 03 lutego 2020 r. 22:20
Igrzyska Olimpijskie. Weteran Szajewski i latający doktor
 

Rok 2020 jest rokiem igrzysk olimpijskich. W dniach 24 lipca – 9 sierpnia na obiektach sportowych w Tokio odbędzie się najważniejsza sportowa impreza czterolecia. W związku z tym cyklicznie przypominamy o kolejnych olimpijskich zmaganiach z udziałem szczecińskich sportowców, ich sukcesach, przeżyciach i emocjach.

Szczecińscy sportowcy po raz pierwszy wzięli udział w igrzyskach olimpijskich w roku 1952. Cztery lata wcześniej igrzyska rozgrywano w Londynie, skąd do kraju dochodziły ledwie strzępy informacji. Polska reprezentacja nie miała jeszcze dobrze zorganizowanych struktur sportowych, wielu wybitnych sportowców zginęło podczas wojny, a ci co przeżyli musieli nadrabiać stracony czas, a trzy lata to było za mało, by zawojować świat.

W jeszcze gorszej sytuacji był sport w Szczecinie. Napływowa ludność dopiero uczyła się życia w nowym miejscu, choć nowe kluby sportowe powstawały jak grzyby po deszczu. By wychować sportowca europejskiej klasy, potrzeba było jednak czasu.

Igrzyska w Londynie były pierwsze po 12 latach. Ostatnie rozgrywano w roku 1936 w Berlinie i niezbyt chlubnie je wspominano z uwagi na polityczny, propagandowy wymiar imprezy.

Igrzyska w Berlinie nie mogły być reprezentowane przez szczecińskie kluby należące do Polski, ale były miejscem, gdzie do rywalizacji sportowej przystąpili sportowcy, którzy po wojnie osiedli w naszym mieście. Zbigniew Szajewski był nawet jednym z nielicznych sportowców, którym udało się wystąpić na igrzyskach zarówno przed, jak i po wojnie. Startował w zapasach zarówno w stylu klasycznym, jak i wolnym w wadze półśredniej i średniej.

Na igrzyskach olimpijskich w 1936 r. walczył w stylu klasycznym w wadze lekkiej, ostatecznie zajmując 7. miejsce. W 1952 roku również reprezentował Polskę na igrzyskach olimpijskich w zapasach w stylu klasycznym w wadze średniej, odpadając w eliminacjach, będąc sklasyfikowanym na 10. pozycji. Miał jednak już 38 lat i był zdecydowanie najstarszym zapaśnikiem wśród międzynarodowej stawki. To był miłośnik zapasów, założył po wojnie klub Sparta Szczecin, był także sędzią międzynarodowym.

Uczestniczka powstania warszawskiego

W Berlinie udział wzięła też Stefania Krupa – przed wojną gimnastyczka Sokoła Warszawa, a po wojnie szczecinianka. W Berlinie w zawodach drużynowych zajęła szóste miejsce. Uczestniczka (ps. Mama) powstania warszawskiego (zgrupowanie „Ruczaj”). Po wojnie działaczka sportowa i sędzia międzynarodowa.

XIV Igrzyska Olimpijskie odbyły się w 1948 roku w Londynie. Zabrakło ekip z Niemiec i Japonii (reprezentacje tych krajów nie zostały zaproszone) oraz ZSRR. Było jeszcze za wcześnie, by razem bez nadmiernych i niepożądanych emocji rywalizować na sportowych arenach bez politycznych emocji.

Cztery lata po Londynie najlepsi sportowcy spotkali się w Helsinkach. Tam miały być rozegrane igrzyska w roku 1940, ale ze zrozumiałych względów się nie odbyły. Po raz pierwszy uczestniczyła reprezentacja Związku Radzieckiego, a do rywalizacji stanęły także pierwszy raz po II wojnie światowej Niemcy i Japonia.

Zawodom sportowym towarzyszyła napięta atmosfera panująca między działaczami z krajów bloku wschodniego oraz krajów zachodnich. Efektem takiego stanu rzeczy było zakwaterowanie ekip państw socjalistycznych w miejscowości Otaniemi, poza obszarem wioski olimpijskiej.

Ramię w ramię z mistrzem

Jednym z konkurentów mistrza olimpijskiego Emila Zatopka był w biegu maratońskim zawodnik Darzboru Szczecinek Winand Osiński – przedwojenny mistrz Polski w tej konkurencji, niemający również sobie równych w pierwszych latach po wojnie. Osiński w helsińskich igrzyskach zajął dopiero 47. miejsce (na 83 startujących), ale mógł mieć przez lata satysfakcję, że choćby przez kilka kilometrów biegł ramię w ramię z samym Emilem Zatopkiem.

To była postać niezwykle ciekawa, o wartościowym życiorysie. Winand Osiński był synem polskiego emigranta, urodzonym w Zagłębiu Ruhry rok przed wybuchem I wojny światowej. Właśnie z powodu niemieckich wpływów otrzymał dość niecodzienne imię.

Po I wojnie światowej niechęć Niemców do zamieszkałych tam Polaków wzrosła. Ci byli szykanowani i opuszczali górnicze miasta, przenosząc się do pobliskich miejscowości z Belgii i Francji. Rodzice Winanda Osińskiego postanowili inaczej. Ich syn wrócił do Polski, rozpoczął swoją edukację i pozostał do końca swoich dni.

W roku rozpoczęcia II wojny światowej miał 26 lat. To najlepszy wiek dla sportowca. Wojna odebrała mu najlepsze lata życia, ale też zahamowała świetnie zapowiadającą się karierę sportowca. Winand Osiński w czasie wojny był w Warszawie, tam studiował przed wojną. Uniknął losu znakomitych przedwojennych biegaczy – Kusocińskiego i Nojego, którzy zostali przez gestapo zakatowani na śmierć, ale też był tego bliski.

Uratował go tyfus

W roku 1944 został aresztowany i uwięziony w mającym bardzo złą sławę lubelskim zamku. Uratował go tyfus. Z powodu tej choroby został zwolniony. Po wojnie znalazł się na Ziemiach Odzyskanych i pozostał już tam do końca swoich dni. Skończył studia leśnicze i ponownie zaczął trenować. Warunki do tego miał wymarzone, bo w okolicach Wałcza i Szczecinka, gdzie zamieszkał, były znakomite leśne tereny, na których swoją sportową formę szlifował Winand Osiński.

Jego sportowa dyspozycja z roku na rok rosła, a nagrodą był start w helsińskich igrzyskach olimpijskich w biegu maratońskim. Trasa w stolicy Finlandii wiodła ulicami po bruku i asfalcie. To był duży problem dla naszego biegacza trenującego na co dzień po ścieżkach i duktach wałczańskich lasów. Nie wytrzymał tempa i nie zajął lokaty, którą mógłby chwalić się przez następne lata. Na metę przybiegł pół godziny po legendarnym Zatopku.

Winand Osiński poznał lasy wałeckie i okolice na tyle dobrze, że z dobrym skutkiem namówił Jana Mulaka – ówczesnego trenera polskich lekkoatletów, by właśnie w Wałczu zorganizować centrum przygotowań wiosennych i letnich. Osiński zachwalał różnorodność tras biegowych i nie musiał długo być osamotniony w swoich poglądach.

To właśnie dzięki niemu powstał w Wałczu ośrodek przygotowań olimpijskich, to tu swój niekwestionowany talent rozwijał późniejszy mistrz olimpijski Zdzisław Krzyszkowiak, który w Wałczu poprawił rekord świata w biegu na 3 km z przeszkodami.

Ośrodek na Bukowinie był już świetnie wykorzystywany przed wojną. To tam trenowali najlepsi niemieccy lekkoatleci przygotowujący się do igrzysk olimpijskich w Berlinie w roku 1936.

Lekkoatletyka to była konkurencja, z którą szczecińscy kibice wiązali największe nadzieje podczas helsińskich igrzysk olimpijskich. Na średnich dystansach mieli wystąpić lokalni rywale ze Szczecina Edmund Potrzebowski i Stefan Lewandowski.

Ten pierwszy zdecydowanie lepiej wypadł w biegu na 800 m. W przedbiegach uplasował się na drugim miejscu i pewnie awansował do półfinału. W nim na ośmiu startujących zajął 5. miejsce, minimalnie przegrywając walkę o finał. W rywalizacji na 1500 m poszło mu gorzej. Nie zdołał przebić się przez eliminacje, zajmując 6. miejsce na 9 startujących w serii.

Student medycyny na igrzyskach

Na 1500 m wystartował również Stefan Lewandowski, ale efekt zanotował jeszcze gorszy. W przedbiegach zajął siódme miejsce – ostatnie w swojej serii i odpadł z rywalizacji. Lewandowski już wtedy był studentem Pomorskiej Akademii Medycznej, a jego szczyt sportowej formy przypadł na rok 1959 – przed igrzyskami w Rzymie.

Będąc studentem poważnej uczelni, nie zawsze miał czas i możliwości, by przygotować się do takiej imprezy jak igrzyska olimpijskie. Od początku kariery Lewandowski nazywany był latającym doktorem, ponieważ jako dyplomowany lekarz dużo podróżował po świecie, korzystając głównie z usług linii lotniczych.

Na przełomie lat 70. i 80. był jednym z najbardziej cenionych chirurgów kolan w Europie. W tym samym czasie blisko współpracował z PZLA, operując m.in. Grażynę Rabsztyn, Teresę Sukniewicz i Bronisława Malinowskiego. Po przejściu na emeryturę zamieszkał w Szczecinku.

Warto wspomnieć o wyczynie Teodora Kocerki – w Helsinkach jeszcze wioślarza z Bydgoszczy, ale po kilku latach zawodnika AZS Szczecin. W Helsinkach popularny „Teoś” wywalczył brązowy medal, a osiągnięcie to powtórzył w Rzymie osiem lat później już jako szczecinianin.

W Helsinkach wystąpił też Stanisław Wieśniak – kolega klubowy Kocerki, ale po skończeniu kariery sportowej również związany ze Szczecinem. W rywalizacji dwójek odpadł w eliminacjach. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA