Rozmowa z Piotrem Piliczewskim, doktorantem w katedrze zoologii bezkręgowców Uniwersytetu Szczecińskiego, właścicielem hodowli węży zbożowych, lancetogłowów oraz junglecornów i innych krzyżówek.
– Jak długo zajmuje się pan hodowlą węży?
– Naukowo zajmuję się głównie ptakami. Natomiast od 21 lat mam węże północnoamerykańskie połozowate i ich krzyżówki. W 2001 roku wykluł się pierwszy wąż mojej hodowli.
Przez ten czas obserwuję wzrastający poziom hodowli w Polsce, postęp hodowlany jest generalnie bardzo wyraźny, mamy hodowli mało, ale w większości zwierzęta są wysokiej klasy, interesują się nimi hodowcy zagraniczni – wyjechały nawet do RPA. W większości bardzo otwarcie współpracujemy, aby uzyskać jak najlepsze efekty, interesują nas zwierzęta same w sobie, a nie profity z własnej hodowli. 21 lat temu nie marzyłem nawet, że wyhodujemy takie węże, jakie mamy teraz.
– Co powinniśmy wziąć pod uwagę, jeśli chcielibyśmy zacząć trzymać węże w domu?
– Najpierw musimy się zastanowić, dlaczego chcemy węża. To zwierzęta głównie do obserwacji, niekoniecznie idealne do tego, aby ciągle trzymać je w ręku. Chociaż, jeśli dobrze wybierzemy gatunek, linie hodowlaną, osobnika, będzie to do pewnego stopnia wykonalne. Możemy wybrać np. junglecorna, który z ciekawością podchodzi do ludzi. Generalnie nie są to jednak zwierzęta, które nawiązują z ludźmi więź jak kot czy pies. One albo się boją, albo ignorują, albo też podchodzą do nas na zasadzie ciekawości lub sprawdzenia, czy człowiek nie ma czegoś do jedzenia.
– Czy te gady mogą być agresywne?
– O agresji mówimy wtedy, kiedy to zwierzę przejawia inicjatywę zaatakowania nas. Pogryzienia przez „moje” węże zdarzają się w dwóch okolicznościach. Po pierwsze – kiedy zwierzę się nas boi i broni się przed nami. Najczęściej wtedy gryzą osobniki młode. Po drugie wtedy, gdy karmimy gada z ręki, wąż może się pomylić, źle wcelować i ugryźć. Dodam, że cały czas mówimy tutaj o wężach niejadowitych i małych. Największe osobniki ważą maksymalnie kilogram i nie są w stanie zrobić małymi zębami dużej krzywdy. To płytkie nakłucia i zadrapania. Może pojawić się kilka kropel krwi. Pogryzienie przez niejadowitego i niedużego węża jest mniej uciążliwe, niż skaleczenie spowodowane przez mocno rozzłoszczonego… chomika.
– Jakie warunki należy zapewnić takim zwierzętom?
– Musimy mu przygotować odpowiednie pomieszczenie. Młodego węża nie należy wkładać od razu do dużego pełnowymiarowego i docelowego terrarium – nie wszystkie, ale znaczna część maluchów jest przerażona wielkimi „obszarami”. Dla świeżo wyklutego węża, np. zbożowego, odpowiedni pojemnik powinien mieć wymiar dna 20 na 30 centymetrów. Węże mają najczęściej dwa pojemniki przejściowe, zanim znajdą się w tym docelowym. Może to być zarówno zaprojektowane terrarium, jak i plastikowe pudełko zakupione w sklepie AGD, oczywiście jeżeli ma ono odpowiednie wymiary i wykonamy wentylację. Wymiary dna pudełka dla jednego dorosłego węża z „mojej” grupy nie mogą być mniejsze niż 80 na 40 centymetrów. Nie ogrzewamy całego terrarium do optymalnej temperatury 28-30°C – kupujemy kabel grzewczy i umieszczamy go na jednej czwartej podłogi, tak aby była zróżnicowana i gad mógł sam ją regulować. Zwierzę musi mieć przynajmniej dwie kryjówki – jedną mokrą i jedną suchą. To urozmaicenie środowiska, w którym żyje. Podłoże musi być sypkie – umożliwiające przesypywanie, zagrzebywanie się. Sprawdzają się odpylone trociny, papier z niszczarki, niektóre rodzaje ściółek dla kotów, np. żwirek kukurydziany. Absolutnie nie wolno stosować piasku, kostki brukowej, żwirków zbrylających lub silikonowych dla kotów. To wszystko w przypadku połknięcia jest niebezpieczne dla zwierzęcia.
– Co jedzą pańskie węże?
– Żywią się rozmrożonymi gryzoniami. Karmienie żywymi jest poważnym błędem pielęgnacyjnym i w wielu krajach jest zakazane jako skrajnie niehumanitarne. Gryzonie mogą nam też węża poranić albo zabić. Jeśli trafi się wąż, który nie chce jeść, możemy spróbować najpierw ze świeżo zabitym gryzoniem. Możemy również podać mrożonego, ale natartego zapachem świeżego. Można podawać pisklęta drobiu, ale tylko jako pokarm uzupełniający. Wybredniejszym gadom podaje się myszoskoczki czy noworodki królicze.
– Jakie gatunki poleca pan do hodowli domowej?
– Z gatunków, których nie hoduję, zawsze polecam dwa euroazjatyckie, bezproblemowe, ciekawskie, niebojaźliwe: węża amurskiego, który kiedyś był bardzo popularny, jednak wymaga dużego terrarium. Drugim jest dużo mniejszy wąż diony, który ma bardzo dużo hodowlanych i lokalnych form barwnych. Polecam też to, co sam hoduję, czyli moje ulubione junglecorny o wspaniałym zwykle charakterze oraz węże zbożowe z mnóstwem odmian barwnych.
– Czy słynny pyton tygrysi może być pod Warszawą?
– Jedynym dowodem występowania pytona w tym terenie jest ta nieszczęsna wylinka, od której wszystko się zaczęło – również histeria. Nie jest możliwe to, co się tam dzieje. Jeśli pyton miałby być widziany w tylu miejscach i w tylu okolicznościach, jak podają media, to prawdopodobnie musiałby się teleportować. Poza tym ten wąż pewnie nie ma sześciu metrów, tak jak wylinka, tylko jakieś 3, może 4 metry. Nie podoba mi się, że jesteśmy kompletnie nieprzygotowani, gdy taki gad nam ucieknie. W Polsce nie ma, poza Lublinem, schronisk dla zwierząt egzotycznych. Powinno je mieć każde województwo. Nie podoba mi się również ta histeria, która wybuchła wokół tego węża. Poziom niebezpieczeństwa jest niższy lub porównywalny z ucieczką konia. Na pewno ten pyton nie będzie zjadał psów z ogródka i dzieci. Niebezpieczny może być wtedy, gdy człowiek zacznie go drażnić, bić, szturchać patykami. Wówczas zasyczy, a jeśli to nie pomoże, to ugryzie otwartą paszczą pełną ostrych zębów. Mogą wtedy powstać rany szarpane. Nie jest to niebezpieczne dla życia, ale dla zdrowia już tak. Groźba, że słynny pyton zacznie polować na ludzi jest znikoma, praktycznie żadna.
– Dziękuję za rozmowę.
Karolina NAWROCKA
Fot. Dariusz GORAJSKI