Niedziela, 27 kwietnia 2025 r. 
REKLAMA

Obóz męski w KL Ravensbrück

Data publikacji: 2025-04-25 12:32
Ostatnia aktualizacja: 2025-04-26 20:09
Karta informacyjna na temat męskiego podobozu KL Ravensbrück, który stanowił źródło siły roboczej wykorzystywane przy cięższych pracach technicznych: Podobóz w Stargardzie (niem. Stargard in Pommern) założony w połowie 1943 r. Fot. archiwum IPN  

Kiedy w maju 1939 r. oddawano do użytku teren obozu kobiecego KL Ravensbrück, wciąż wymagał on dalszych robót budowlanych. Dodatkowo w ciągu kolejnych lat funkcjonowania obóz, wielokrotnie osiągający przeludnienie, nadal potrzebował prac rozbudowujących zarówno strefę mieszkalną, jak i strefę industrialną, gdzie więźniarki przymuszano do prac. 

Do rozbudowy obozu początkowo zatrudniano wykwalifikowanych pracowników cywilnych, jednak z czasem ich grono pomniejszało się, a brak rąk do pracy zaczęto zastępować jeńcami wojennymi, więźniarkami osadzonymi już w KL Ravensbrück oraz transportami więźniów z innych obozów koncentracyjnych, takich jak Buchenwald, Sachsenhausen i Dachau. W ciągu dwóch lat od rozpoczęcia funkcjonowania KL Ravensbrück do jego kompleksu przyłączono obóz męski, który podlegał bezpośrednio władzom głównego obozu kobiecego. W ten sposób zlikwidowano problem organizowania transportów więźniów, którzy pracowali przy rozbudowie KL Ravensbrück.

Podobnie jak w pozostałych niemieckich obozach koncentracyjnych w latach 1939–1945 największy odsetek osadzonych stanowili Polacy, a zaraz za nimi obywatele Związku Sowieckiego. Kolejną dużą grupę więźniów stanowili Niemcy, Austriacy oraz Francuzi. Zarejestrowano także obywateli Węgier, Słowacji, Czech, Belgii, Holandii i Włoch, a także innych państw zaangażowanych w światowy konflikt. Oprócz narodowości w księgach ewidencyjnych znaleźć było można także adnotacje mówiące o pochodzeniu żydowskim lub romskim.

Największą liczbę więźniów stanowili mężczyźni z czerwonym trójkątem, tzw. więźniowie polityczni (ok. 86%), dalej więźniowie oznaczeni zielonym trójkątem, czyli więźniowie kryminalni (ok. 7%), osoby asocjalne, w tym Romowie i Sinti otrzymywali czarny trójkąt (4%). Po ok. 1% stanowili jeńcy wojenni, więźniowie osadzeni na podstawie paragrafu 175 – homoseksualiści, a także tzw. Bibelforscher – Świadkowie Jehowy.

W 1944 r. w obozie męskim pojawiły się również dzieci i nieletni, najmłodszy z nich miał 4 lata. Obecność dzieci w obozie była pokłosiem transportów z początków sierpnia 1944 r.: cywilów deportowanych z powstańczej Warszawy, a także deportacji ponad 700 Romów i Sinti z tzw. rodzinnego obozu cygańskiego w Auschwitz II Birkenau.

Wybudowany w granicach głównego obozu lager dla mężczyzn zajmował teren jedynie ok. pół hektara i otaczał go wysoki mur, zwieńczony drutem kolczastym, w którym dodatkowo poprowadzono napięcie elektryczne, by uniemożliwiał więźniom ucieczki, a także jakikolwiek kontakt z żeńską częścią obozu. By mieć pewność, że niemiecka załoga obozu będzie mieć kontrolę nad tym jak funkcjonują więźniowie ten niewielki teren otoczono dodatkowo pięcioma wieżami strażniczymi zaopatrzonymi w reflektory i broń maszynową. Na zabudowania obozu składały się: pięć baraków mieszkalnych i jeden barak gospodarczy, w którym zorganizowano kuchnię, magazyn, warsztaty oraz łaźnię i rewir dla osadzonych. 

Pomimo zorganizowanej kuchni, brak odpowiednio dużych naczyń i niesprawiedliwe rozdzielanie jedzenia przez więźniów funkcyjnych skutkował zmniejszeniem porcji posiłków wydawanych więźniom. Po wojnie opisał ten proceder Michał Piotrowski: Jedzenie wydawano z kilku kotłów jednocześnie. Zajmowali się tym kapo i niektórzy grupowi. Więźniowie, którzy tu dłużej pracowali, wiedzieli, w którym rzędzie nie należy stawać. Z wydawaniem zupy w obozach był zawsze problem, gdyż niektórzy funkcyjni nie mieszali chochlą w kotle, poza tym nabierali zupę z takim zamachem, że część wylewała się z powrotem do kotła. Gęściejszą zupę z dna kotła zostawiali dla siebie i swoich kumpli (…) Najdłuższe kolejki były tam, gdzie w miarę uczciwie wydawano posiłki. 

Niedożywienie wraz z ciężką pracą, do której zmuszano więźniów przyczyniało się do szybkiego wykończenia organizmu. Praca w komandach roboczych czy to w komandach budowlanych na terenie obozu, czy w zewnętrznych podobozach trwała w zależności od pory roku 10–12 godz. Jedną z najcięższych robót było przygotowanie kolejnych parceli pod rozbudowę obozu, polegające na karczowaniu roślin, osuszaniu terenów bagiennych oraz ich niwelowaniu. Andrzej Augustynowicz, mający wówczas zaledwie trzynaście lat, tak wspomina ów czas: Dwa razy dziennie stawaliśmy na apel, a począwszy od trzeciego dnia chodziliśmy do pracy przy budowie baraków: równaliśmy teren, przysypywaliśmy kanały. Gonili nas bardzo, nie można było odpoczywać, trzeba było cały czas pracować; byliśmy okropnie głodni, praca nas męczyła. Można powiedzieć, że praca była bezcelowa, bo często odsypywaliśmy to, cośmy poprzednio rozsypali. 

Osoby chore, wycieńczone, uległe wypadkowi w czasie pracy teoretycznie pomoc lekarską mogły uzyskać w obozowym rewirze, jednakże Polakom, Rosjanom czy Żydom do połowy 1942 r. pomoc ta nie była udzielana. Dopiero po zatrudnieniu na rewirze czeskiego więźnia, dr Šila udało się uzyskać zgodę na leczenie Polaków i Rosjan. Dzięki zaangażowaniu dr Šila poprawiono warunki opieki medycznej czym znacznie zmniejszono śmiertelność za drutami obozu.

W tym miejscu warto odnotować, że również w męskim obozie KL Ravensbrück na wyselekcjonowanych wcześniej więźniach lekarze niemieccy przeprowadzali latem 1942 r. inwazyjne zbrodnicze operacje, polegające m. in. na eksperymentowaniu z przeszczepem kości. Zabiegi te przeprowadzał m.in. dr Karl Gebhardt – ten sam, który wkrótce potem rozpoczął podobne eksperymenty na polskich więźniarkach KL Ravensbrück. Oprócz prowadzonych eksperymentów niedługo przed likwidacją obozu, w styczniu 1945 r. przeprowadzono masową akcję sterylizacji Romów i Sinti.

Oprócz pracy ponad ludzkie siły, głodu i braku odpowiedniej opieki medycznej więźniowie każdego dnia byli świadkami, czy też ofiarami brutalnego zachowania SS-manów i kapo nadzorujących pracę. Nawet za najmniejsze przewinienie groziło im pobicie, kara chłosty, kara słupka (podwieszanie za ręce) lub osadzenie w bunkrze. Zdarzało się, że skutkiem takiej kary była śmierć więźnia: Na placu apelowym często były wykonywalne tzw. kary chłosty na więźniach za różne przewinienia obozowe i pamiętam, że jeden więzień w czasie bicia zmarł… – wspominał Władysław B. Za popełnienie przestępstw w ramach regulaminu obozowego na skazanych więźniach wykonywano publiczne egzekucje, najczęściej przez powieszenie. System kar i wymyślnych tortur ograniczała tak naprawdę tylko wyobraźnia bestialskich oprawców.

Z końcem 1944 r. w wyniku zbliżającej się od wschodu ofensywy radzieckiej transporty więźniów nasiliły się – zarówno te przychodzące, jak i odchodzące z KL Ravensbrück. Do obozu przybywali więźniowie z niemieckich obozów, np. Auschwitz oraz podobozów, m.in. z Pölitz. Równocześnie z początkiem 1945 r. więźniowie z KL Ravensbrück i jego podobozów na terenach tzw. Starej Trzeciej Rzeszy byli deportowani w głąb kraju, a także do obozu w Sachsenhausen. Ten sam proces odbywał się w kobiecej części obozu. 24 kwietnia 1945 r. mężczyźni zostali podzieleni na ok. 500 osobowe kolumny marszowe i pod eskortą SS-manów zostali wyprowadzeni z KL Ravensbrück. Podczas marszu śmierci wycieńczeni więźniowie pokonali trasę przez Fürsteberg, Malchow, Plau i Parchim, by po przejściu ok. 140 km dotrzeć pod Neustadt-Glewe, gdzie 2 maja, na widok wojsk alianckich zostali porzuceni przez konwój niemiecki. 

W czasie kilkudniowej ewakuacji cześć więźniów podjęła decyzję o ucieczce, wśród nich był Stanisław K., który po wojnie zeznawał: Około 20 kwietnia 1945 r. zostaliśmy ewakuowani z Ravensbrück w kierunku miasta Schwerin. Znajdowałem się w ewakuacji tylko przez dwa dni, a następnie zbiegłem z kolumny i ukrywałem się po lasach. W czasie dwóch dni marszu widziałem, że eskortujący nas esesmani strzelali do osłabłych więźniów i zabijali ich. Widziałem osobiście kilka takich przypadków. Byliśmy ewakuowani kolumnami po 500 więźniów. Kobiety też były ewakuowane. Co się później stało z więźniami znajdującymi się w kolumnach ewakuacyjnych po mojej ucieczce nie wiem. Doszedłem do lasów koło Schwerina i tam widziałem wiele zwłok zabitych więźniów. 

W obozie męskim pozostało ok 800 osób, byli to mężczyźni wycieńczeni i chorzy, niezdolni do ewakuacji. Gdy było to tylko możliwe grupa kobiet udała się do obozu męskiego, gdzie zastał je przerażający widok. Jedna z francuskich więźniarek M.C. Vaillant‑Countier tak opisała to, zobaczyła: Od ośmiu dni nie ma tam wody, umierają więc z pragnienia i głodu. Straszny to widok. Nie przypominają już ludzi, a raczej marne cienie samych siebie. Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by im pomóc, ale brakuje ludzi.

Historycy szacują, że przez obóz męski w Ravensbrück przeszło ok. 20 tysięcy osób.

Paulina MATUSZEWSKA, OBEN IPN Szczecin