Valletta, choć jest najmniejszą unijną stolicą, to nagromadzeniem zabytków – w tym kościołów, których jest ponoć tyle, ile dni w roku – bije nie tylko większe, ale i starsze od siebie metropolie Starego Kontynentu. Nie bez powodu nazywana jest muzeum na wolnym powietrzu i jako architektoniczna perełka trafiła na listę UNESCO. To także Europejska Stolica Kultury 2018.
Jedno z najładniejszych miast Starego Kontynentu powstało w celu obronnym, jako twierdza. Potężne fortyfikacje miały chronić Maltę przed inwazją osmańskich Turków. Swoją nazwę zawdzięcza wielkiemu mistrzowi zakonu joannitów (kawalerów maltańskich lub szpitalników) Jeanowi de la Valette, który w roku 1566 na półwyspie Sciberras zaczął jego budowę.
Niewielka Valletta to jeden wielki zabytek: plątanina uliczek, domów z charakterystycznymi balkonami i schodów, bo miasto leży na wzgórzu. Mają one jednak stopnie bardzo szerokie i niskie, by mogli je pokonywać konno lub w zbrojach kawalerowie maltańscy. O tym, że to muzeum na świeżym powietrzu, przekonamy się szybko, po wyjściu z autobusu (wyspę się nimi doskonale zwiedza) koło fontanny z czterema trytonami.
Do miasta wchodzi się przez most nad suchą fosą, przez nową bramę. Oryginalna, XVII‑wieczna, zburzona podczas II wojny światowej została odbudowana w 1964 r. po odzyskaniu przez Maltę niepodległości. Od kilku lat ma nowoczesną formę, co zawdzięcza architektowi Renzo Piano. Po prawej jej stronie rzuca się w oczy ciekawa architektura maltańskiego parlamentu i plenerowy teatr, który powstał na ruinach dawnej opery. Idąc ul. Republiki, można zajrzeć do Narodowego Muzeum Archeologii. Mieści się bowiem w dawnej oberży prowansalskiej, czyli domu zakonników z tej części Francji, a obejrzeć w nim m.in. można neolityczne figurki – Wenus z Malty i „Śpiącą”. Zbytnio nie namawiam, bo czas i pieniądze lepiej poświęcić na zwiedzenie kontrkatedry św. Jana Chrzciciela. Wskaże nam ją długa kolejka do kas!
Świątynia z zewnątrz jest niepozorna. Za to barokowe wnętrze – wow! Złocenia, malowidła, przepiękne posadzki z niemal 400 marmurowych płyt nagrobnych rycerzy zakonnych, a na deser dwa obrazy Caravaggia, który na Malcie znalazł czasowe schronienie.
Architekturą nie porywa też Pałac Wielkich Mistrzów. Później był siedzibą brytyjskich gubernatorów, a obecnie prezydenta Malty. Można zwiedzać apartamenty i jedną z najbogatszych europejskich zbrojowni, a na dziedzińcu odsapnąć wśród zieleni.
Wytrwali zapewne dojdą do bastionu św. Krzysztofa i pomnika Siege Bell War Memorial – z 10‑tonowym Dzwonem Oblężenia. Uczczono tak 7 tys. żołnierzy i cywili, którzy zginęli w latach 1940–1943 podczas oblężenia Malty. Rozciąga się stamtąd piękny widok na zatokę Grand Harbour i Vallettę, więc warto wejść. Kolejny monument, przypominający świątynię dorycką, jest na szczycie bastionu – w dolnych ogrodach Barrakka. Upamiętnia admirała sir Aleksandra Balla – cywilnego komisarza Malty, bardzo cenionego przez Maltańczyków (pomnik powstał z publicznej zbiórki).
Natomiast w górnych ogrodach Barrakka, z których jest wspaniały widok na maltańskie trójmiasto: Vittoriosa, Senglea i Cospicua, natrafiłam na tablicę upamiętniającą ORP „Kujawiak”. Zatonął on w nocy z 15 na 16 czerwca 1942 r. u wybrzeży Malty po wpłynięciu na niemiecką minę podczas eskortowania alianckiego konwoju. Zginęło 13 członków załogi. Wrak polskiego eskortowca, znajdujący się na głębokości 100 metrów ok. 5 mil morskich od Valletty, w 2014 r. znaleźli członkowie Stowarzyszenia Wyprawy Wrakowe. W minionym roku, podczas 4. międzynarodowej ekspedycji, wydobyli dzwon „Kujawiaka”. ©℗
Tekst i fot. Marzenna GŁUCHOWSKA