Napisał do mnie pan Marek: „Wiele »mód« na słowa szczęśliwie minęło, straciły atrakcyjność takie natręty, jak generalnie, dokładnie, masakra itd. Ale następne nachalnie próbują zaistnieć: Polki i Polacy, pan/pani. Czy może Pani potwierdzić, że to zbyteczne?”.
Pan Marek ma rację, mówiąc, że modne słowa, tak jak modne ubrania, pojawiają się i znikają, bo taka jest natura mody. Jeśli bowiem jakiś słowny „elegancik” jest długo używany, to przestaje być modny, a staje się po prostu potrzebny. Jeśli jednak znika, wychodzi z mody, to znaczy, że był używany z innych powodów niż potrzeby komunikacyjne. Czy przytoczone przez pana Marka modne słowa przestały być używane? Chyba nie, ale nie uznajemy już ich za szczególnie atrakcyjne. Raczej „przyczepiły się” do języka pojedynczych osób, które nawet nie wiedzą, że ich nadużywają.
Jednak to, że jakieś słowa, jakieś konstrukcje słowne czy określony sposób mówienia zaczynają dominować w języku publicznym, nie zawsze ma związek z modą językową. W ostatnich latach zaczęliśmy dążyć do równoprawnego traktowania mężczyzn i kobiet, do uwidaczniania kobiet w przestrzeni publicznej. Efektem tego jest między innymi równoległe użycie dwóch form rodzajowych: Polki i Polacy, studenci i studentki, naukowcy i naukowczynie, posłanki i posłowie, pracowniczki i pracownicy itp. Niektórzy (i niektóre) sądzą, że jest to zbyteczne, że forma Polacy ujmuje i kobiety, i mężczyzn, że forma posłowie obejmuje i panów, i panie, a studenci – to oczywiste – są grupą różnopłciową.
Faktycznie, w naszym języku rzeczowniki męskie mogą być użyte w funkcji generycznej obejmującej obie płcie, nie zmienia to jednak faktu, że są to rzeczowniki męskie! Element żeńskości jest w nich ukryty, domyślny. Więc jeśli można tę męską dominację ograniczyć, jeśli można uwidocznić kobiety, po prostu to robimy. Dostosowujemy język do nowej rzeczywistości, w której kobiety uczestniczą na równi z mężczyznami. Pamiętamy bowiem, że język determinuje sposób myślenia, wpływa na postrzeganie świata, że – mówiąc najprościej – zauważamy wokół siebie tylko to, co jest nazwane.
Ktoś powie: ale to nieekonomiczne nieustannie podwajać nazwy. Słusznie, więc nie w każdej sytuacji i nie w każdym kontekście tak mówimy i piszemy. Teksty urzędowe czy naukowe nie wymagają form podwojonych. Ale w wypowiedziach publicznych, zwłaszcza mówionych, a także w zwrotach adresatywnych warto podkreślić, że mówimy o uczniach i uczennicach, o koleżankach i kolegach, że zwracamy się do słuchaczek i słuchaczy, do pań i panów. Tylko panie i panowie mają poręczą formę kolektywną państwo.
Nie bójmy się też nowych nazw żeńskich, nie wyśmiewajmy naukowczyń, skoro nie wyśmiewamy sprzedawczyń, nie kpijmy z biolożek, jeśli nie kpimy z Norweżek. Bądźmy tolerancyjni i otwarci na nowe słowa, bo odzwierciedlają one nowe sytuacje i relacje społeczne. Panu Markowi odpowiem więc tak: formuła Polki i Polacy to nie kwestia mody tylko przejaw językowej sprawiedliwości.
Ewa Kołodziejek