Od pani Moniki, nauczycielki z czternastoletnim stażem, przyszedł e-mail z prośbą o poradę z zakresu savoir-vivre'u. „Niedawno spotkałam się jedną z moich byłych uczennic, dziewczyną już studiującą, którą uczyłam w szkole podstawowej. Zwróciłam się do niej słowami: Co u ciebie słychać?. Jej ojciec, będący przy rozmowie, obruszył się, że mówię do jego córki na ty. Nie pomyślałam, że to może być odebrane jako nietakt. Kto ma rację? Ja czy zbulwersowany tatuś?” – pyta nasza korespondentka.
Zasadniczo Polacy pozostają ze sobą w symetrycznych relacjach grzecznościowych: albo mówią sobie ty, albo pan, pani. Każda z tych relacji rysuje swoiste granice między rozmówcami, wyznaczając obszar prywatności bądź oficjalności. Ich symetryczność daje nam poczucie pewnej równowagi. Jesteśmy albo kolegami, przyjaciółmi, bądź po prostu ludźmi młodymi, więc mówimy sobie na ty, albo pozostajemy wobec siebie w stosunkach nieuprawniających do wkraczania w naszą prywatność, dlatego zwracamy się do siebie formami pan, pani. To oczywiście duże uogólnienie, bo ludzi mogą łączyć bardziej skomplikowane relacje, toteż powody wyboru między ty a pan, pani bywają złożone.
Wróćmy jednak do problemu naszej korespondentki, który nie mieści się w grzecznościowych relacjach symetrycznych. W naszej współczesnej kulturze przyjęte jest, że osoby starsze do osób niedorosłych, a więc i nauczyciele do uczniów mówią na ty. Teoretycznie granicą owego „tykania” jest osiągnięcie pełnoletniości. Jeśli jednak 18-latek wciąż jest uczniem, to na mocy szkolnego obyczaju nauczyciele zwracają się do niego po imieniu.
Co się dzieje z tą relacją, gdy uczeń ukończy szkołę? Jak się ma zwracać nauczyciel do dawnego ucznia, skoro zasady savoir-vivre’u niczego w tej kwestii nie precyzują? Zajrzałam na forum dyskusyjne zatytułowane: „Po imieniu do dawnego ucznia”, na którym wypowiedziało się wiele osób, m.in. pani Matylda: „Byłam na spotkaniu klasowym z okazji 30-lecia matury. Nauczyciele zwracali się do nas po imieniu i nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Niedawno spotkałam moją panią z podstawówki, to już starsza osoba. Zwróciła się do mnie per pani. Dziwnie to zabrzmiało i poprosiłam ją, żeby było jak dawniej. Chętnie się zgodziła. Myślę, że nauczyciele są nauczycielami nie tylko wtedy, gdy nas uczą, jakaś więź zostaje już na zawsze”. Podobną opinię wyrazili inni dyskutanci: „Zdarza się rzeczywiście, że byli nauczyciele próbują zwracać się do dawnych uczniów per pan czy pani, ale zwykle dla tychże uczniów jest to jakieś sztuczne i przeważnie proszą, żeby było jak dawniej”. Głosy twierdzące, że nauczyciel do dawnego dorosłego ucznia powinien mówić na pan, były sporadyczne.
Cóż zatem odpowiedzieć naszej korespondentce? Moim zdaniem nauczycielka nie popełniła wykroczenia przeciwko językowej etykiecie, zwłaszcza że dawna uczennica nie jest starszą panią, tylko młodą studentką. Jedyną osobą, która się sprzeniewierzyła zasadom językowej grzeczności, był oburzony tatuś. Bo nawet gdyby w jego mniemaniu nauczycielka popełniła faux pas, to powinien był to przemilczeć. Po prostu nie wypadało mu głośno zwracać uwagi.
Ewa Kołodziejek