Na wieczną wachtę odszedł kapitan żeglugi wielkiej Mirosław Folta. Szczecinianin, zasłużony człowiek morza, związany z Polską Żeglugą Morską. Miał 77 lat.
Urodził się w Szczecinie w 1946 roku. Jak wspominał przed trzema laty w rozmowie z „Kurierem”, jego rodzice powrócili z przymusowych robót w Niemczech i zasiedlili mieszkanie w oficynie przy ulicy Bogusława. Gdy miał sześć lat, z centrum Szczecina przeprowadzili się do Dąbia. Uczęszczał do SP nr 23, potem było LO nr 3.
– Po skończeniu ogólniaka zaimponowali mi studenci Państwowej Szkoły Morskiej – absolwenci mojej „trójki”, którzy paradowali w mundurach marynarskich – wspominał.
W 1964 roku miał zamiar zdawać najpierw do szkoły podoficerskiej łączności, bo dobrze mu szło w przedmiotach ścisłych, ale egzaminy w PSM były wcześniej, więc wystartował. Ukończył tę szkołę w roku 1967. Pierwszy rejs to kandydatka na „Darze Pomorza”, potem praktyka, którą odbywał przez cały drugi rok studiów na statku „Kolejarz”. Pływanie w Polskiej Żegludze Morskiej zaczynał na „Stoczniowcu”, „Rusałce” – z nabrzeża Starówka woził ładunki do Oslofjordu – i innych jednostkach. Jako już I oficer pierwszy rejs odbył na „Rolniku”, który miał w ładowniach cement w workach. Potem były kolejne statki, aż przyszedł czas na panamaksy: najpierw „Hutę Katowice”. Dyplom kapitana żeglugi wielkiej uzyskał w 1979, a w następnym roku dowodził pierwszym statkiem – masowcem „Wadowice”.
– Z jego pokładu razem ze starszym mechanikiem korespondowaliśmy z Janem Pawłem II – opowiadał. – Na Boże Narodzenie przesłaliśmy mu życzenia i dostaliśmy odpowiedź papieża z podziękowaniem. Podobnie na Wielkanoc.
Kilka razy na różnych masowcach opłynął kulę ziemską. Od II oficera, który ukończył Liceum Plastyczne, nauczył się malowania obrazów farbami olejnymi. Głównie o tematyce marynistycznej. Dowodził również statkami typu ro-ro. Przez pewien czas pływał na promie „Polonia”. Na morzu przepracował ponad 30 lat.
W 2002 r. po raz pierwszy został przewodniczącym Rady Pracowniczej PŻM, zdobywając rekordową liczbę głosów. Funkcję tę pełnił przez wiele lat. Cieszył się opinią charyzmatycznego i skutecznego przewodniczącego. Za swój największy sukces uważał utrzymanie firmy jako przedsiębiorstwa państwowego, broniąc jej przed komercjalizacją i prywatyzacją.
W ostatnim czasie był pełnomocnikiem dyrektora naczelnego PŻM, a także przewodniczącym Komitetu Opieki nad Pomnikiem „Tym, którzy nie powrócili z morza” Szczecińskiego Klubu Kapitanów Żeglugi Wielkiej. Uczestniczył w wielu uroczystościach i wydarzeniach (nie tylko w Szczecinie), na których reprezentował narodowego armatora. Do końca pozostał bardzo aktywny. Nie zabrakło go na corocznym spotkaniu absolwentów szkół morskich przy pamiątkowym kamieniu PSM przy Politechnice Morskiej w dniu inauguracji nowego roku akademickiego, czyli 30 września br. Jak zwykle, przybył z wiązanką kwiatów od PŻM. Opowiadał, że dzień wcześniej wrócił z kolejnego Konwentu Morskiego w Gdańsku. Krótko zrelacjonował to wydarzenie oraz przekazał najnowsze informacje o sytuacji szczecińskiego armatora, w tym o budowie nowych jednostek.
– Firma ma się dobrze, zatrudniamy m.in. absolwentów Politechniki Morskiej – mówił.
W ubiegłym został wyróżniony przez tę uczelnię nagrodą „Wilka Morskiego”, a od Ligi Morskiej i Rzecznej otrzymał krzyż Pro Mari Nostro.
Kapitan Folta był powszechnie ceniony i lubiany. Kompetentny, życzliwy, służący pomocą innym. Środowisko ludzi morza poniosło ogromną stratę.
(ek)