Jeden z internetowych portali handlowych wydawanych w Szczecinie pisze na temat głośnej publikacji „Kuriera Szczecińskiego” pt. „Dwanaście złotych penisów”. Autor tekstu - Michał Kaczmarek, rzecznik prasowy wielu szczecińskich instytucji i PR-owiec, który - co ciekawe - zabiera czasem głos jako „dziennikarz”, cytuje w tytule fragment „oświadczenia” władz Akademii Sztuki, która opis tego, co się działo w Akademii Sztuki w Szczecinie nakreślony przez „Kurier Szczeciński”, określa mianem „rynsztokowa forma”. Kaczmarek, któremu jednak brakuje warsztatu dziennikarza, nie odróżnia opisu od opinii, przeinacza fakty, świadomie (?) wprowadza w błąd czytelników.
Autor nie jest też - co sądzić należy po formie i treści przekazu - zainteresowany zweryfikowaniem przedstawionych przez nas sytuacji, dotyczących jakości kształcenia w części wydziałów Akademii Sztuki, ewentualnych obyczajowych i dydaktycznych nadużyć czy choćby kwestii właściwego wydawania publicznych pieniędzy. Kaczmarek zadowala się przytoczeniem obraźliwej inwektywy sformułowanej przez władze uczelni, która nie odpowiada na konkretne zarzuty, lecz obraża dziennikarza. Można by skwitować to stwierdzeniem, że chyba wie, co robi, bo droga do rzecznikowania, do otwierania kolejnego źródła dochodów, będzie ciągle otwarta… Nic dziwnego, skoro spora, naprawdę, część zawartości tego portalu to teksty pisane na zamówienie, sponsorowane, opłacane przez firmy, instytucje, ośrodki władzy samorządowej.
Omnipotentny Kaczmarek nie rozumie też, dlaczego część wypowiadających się w naszej publikacji osób chce zachować anonimowość. No bo i dlaczego miałby rozumieć, skoro najwyraźniej nie pisał tekstów kontrowersyjnych. Nie wie, jaką cenę za ujawnienia niewygodnych faktów, po prostu prawdy, może ponieść osoba, która ciągle tkwi w środowisku poddawanemu krytyce.
Autor, pupilek władzy i instytucji, jak mówią o nim w środowisku, który atakuje naszą redakcję, chowając się pod cudzym szyldem, niechcący ujawnia swoje głębokie kompleksy wobec autentycznych dziennikarzy. Nie można jednak mieć wszystkiego: poklepywania po plecach przez ludzi z kręgów establishmentu i statusu dziennikarza.
W swym zacietrzewieniu pisze, że „autor krytycznie (czyli ja, przyp. autora) odnosi się do tego, jak działa uczelnia i jaki wpływ ma wywierać na artystów. Publikacja jest pełna nacechowanych ideologicznie tez. Opisuje, że jedna z prac dyplomowych miała się składać z dwunastu złotych fallusów, a jedna ze studentek miała być zachęcana do malowania „wydzielinami”. Nie podaje jednak konkretów odnośnie do tych prac, ich autorstwa czy nazwisk wykładowców.”
Panie Michale, proszę jeszcze raz spokojnie przeczytać tekst pt. „Dwanaście złotych penisów”. Nie ma tam tez, lecz opisy konkretnych zdarzeń. Opinie pochodzą od studentów i profesorów. Niektóre nazwiska są podane, a wypowiedzi przytoczone w mowie zależnej - autoryzowane. Nazwiska pozostałych osób znane są redakcji.
Sprawa autoryzacji wypowiedzi samej rektory, profesor Mirosławy Jarmołowicz jest bardziej skomplikowana. Dzień przed publikacją Pani Profesor otrzymała swoje „spisane słowo w słowo” wypowiedzi (oczekiwała ich, czego dowodem jest mail od niej z tegoż dnia). Wiem, że wypowiedzi te przeczytała. Maila z informacją, że nie autoryzuje własnych wypowiedzi, otrzymałem dopiero o 13.18 następnego dnia, czyli w piątek, gdy gazeta była już wydrukowana. Pani profesor, co potwierdziła w rozmowie telefonicznej ze mną chwilę później, przyznała, że znała już treść mojego artykułu. Nie autoryzowała więc - post factum..., po tym jak zapoznała się z całym tekstem opublikowanym w gazecie następnego dnia.
Niestety lista nieścisłości, przeinaczeń, manipulacji i błędów jest dłuższa i nieprzypadkowa. Kaczmarek wie, że „Kurier Szczeciński” nie jest „lokalnym dziennikiem”. „Kurier Szczeciński”, wydawany od prawie 80 lat, to jest od 6 października 1945 roku to jeden z najstarszych obecnie istniejących dzienników w Polsce, dzienników regionalnych, ukazujących się w całym województwie, którego właścicielami są pracownicy, zatrudniającym prawdziwych dziennikarzy, a nie rzeczników czy PR-owców. Wytyka niską sprzedaż papierowego dziennika.
Można by zapytać: a ile egzemplarzy w tych trudnych czasach dla prasy papierowej sprzedaje ów portal, który Kaczmarka zatrudnia (który to już pracodawca?)? Odpowiedź chyba nikogo nie zaskoczy - zero. Olbrzymich wydatków związanych z przygotowaniem gazety do druku, z drukiem, czy kolportażem itp. nie ponosi więc, a jego wirtualne medium otrzymuje natomiast bardzo silne wsparcie, zlecenia na bardzo wysokie kwoty, bez przetargu. ©℗
Roman Ciepliński