25-letni Mateusz Lewandowski trafił do Pogoni w wieku 18 lat jako jeden z najbardziej utalentowanych polskich juniorów z rocznika 1993. Przez dwa sezony przebijał się do pierwszej drużyny, w latach 2013-14 był podstawowym graczem młodzieżowej reprezentacji Polski, w wyjściowej jedenastce w Pogoni postawił na niego Dariusz Wdowczyk.
Był zawodnikiem na dorobku, wybaczało się mu niedociągnięcia, błędy, braki, bo był graczem młodym, zaledwie 20-letnim, rokującym i perspektywicznym. Jak przestał takim być, to okazało się, że jako gracz już dojrzały atutów czysto piłkarskich ma bardzo niewiele.
Rok 2013, to był ten czas, w którym piłkarz pracował na swoje nazwisko. Dziś ma już wyrobioną pewną renomę, ale absolutnie nie odpowiadającą jego klasie. Lewandowski to przykład w polskiej ekstraklasie piłkarza znakomicie wypromowanego, mającego opinię zdecydowanie lepszą od umiejętności, jakie prezentuje na boisku.
Ostatni gol w 2015 roku
Właśnie został wypożyczony z Lechii Gdańsk do Śląska Wrocław z opcją pierwokupu, rok temu został wypożyczony z Pogoni do Śląska, a w tym samym czasie podpisał kontrakt z Lechią. W Pogoni rozczarowywał już od dawna, nie brał na siebie odpowiedzialności, brakowało mu goli, asyst, ostatnią bramkę zdobył w 2015 roku, miał jednak ważny kontrakt do czerwca 2017 roku.
Dziś ma ważną umowę z Lechią do czerwca 2020 roku. Jeżeli wypełni umowę gwarantującą mu dość spore apanaże, to oznaczać to będzie, że w polskiej ekstraklasie piłkarz ten będzie miał aż 8-letni staż. Mówimy o piłkarzu absolutnie niczego nie wnoszącym do gry, który od ponad roku zmienia klub co kilka miesięcy, ale wciąż funkcjonuje w piłkarskiej rzeczywistości naszego kraju jako gracz ukształtowany, z pewnym dorobkiem i nawet nieodkrytym potencjałem.
Takich piłkarzy w polskiej ekstraklasie jest bardzo dużo. W Pogoni co najmniej kilku. Wystarczy reprezentacyjna przeszłość na poziomie juniora, w kadrze młodzieżowej, kilkadziesiąt meczów w ekstraklasie, a w przypadku Lewandowskiego jest tych meczów już 112.
Zagraniczny epizod
Lewandowski ma też za sobą zagraniczny epizod, jakimś trudno zrozumiałym sposobem znalazł się przez pół roku w klubie z włoskiej Serie B, ale oczywiście nie zdołał się przebić, choć rozegrał aż 11 spotkań i zaliczył nawet jedną asystę.
To zdecydowanie poprawia piłkarską kartotekę, którą na różne sposoby można zmanipulować tak, żeby wyszło, że mamy do czynienia z dojrzałym, mającym określoną wartość piłkarzem, który w kolejnym klubie może wyeksponować wszystkie swoje atuty i pokazać to, czego nauczył się w przeszłości.
Podobni piłkarze wciąż są w Pogoni, było ich też wielu w przeszłości. Najświeższym przykładem jest Nadir Ciftci, na które wątpliwe usługi nabrała się Pogoń przed rokiem. 25-letni wówczas piłkarz przyjechał do Szczecina na półroczne wypożyczenie, a Pogoń w jego krótkiej karierze była już ósmym klubem.
Ciftci miał rozwiązać problemy w ataku, bo pamiętano jego strzeleckie wyczyny tylko z jednego klubu. Ciftci strzelił dla Dundee United 33 gole, ale w siedmiu poprzednich klubach tych goli nazbierał zaledwie 15. Nic zatem dziwnego, że również w Pogoni nie błysnął. Miał w sobie to, co ma też Lewandowski – przeszłość w zagranicznych klubach, występy w młodzieżowej reprezentacji kraju i ponad 100 występów na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej.
Chętni na Ciftciego
Ciftci po epizodzie w Pogoni grał w angielskiej League One, a obecnie występuje w szkockim Motherwell. Wciąż zatem znajdują się kluby, które płacą mu za to, żeby był w kadrze zawodowej drużyny piłkarskiej, ale efektów jego obecności w kolejnych klubach nie ma żadnych.
Nie powiódł się trzy lata temu powrót do drużyny Takafumi Akahoshiemu. Piłkarz pamiętany był praktycznie tylko z jednej wystrzałowej rundy w swoim wykonaniu. Jesienią 2013 roku zdobył 6 goli i zaliczył 7 asyst. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie zanotował pełnego sezonu z przynajmniej 5 asystami, ale Pogoń ściągając Japończyka z rosyjskiej Ufy w lutym 2015 wciąż wierzyła, że piłkarz zdoła powrócić do dyspozycji z jesieni 2013 roku. Nie powrócił.
W latach 2015 i 16 zaliczył zaledwie 3 asysty, zimą poprzedniego roku pozwolono mu odejść do ligi tajskiej, w której też nie błyszczy, choć nie jest piłkarzem jeszcze starym, w tym roku skończy dopiero 32 lata, a liga, w której występuje nie należy przecież do nazbyt wymagających.
Latem 2015 roku Pogoń pozyskała między innymi: Jakuba Słowika, Miłosza Przybeckiego i Vladimira Dvaliszwiliego. Każdego z nich pamiętano z ich najlepszych okresów gry, ale które gracze ci mieli dawno za sobą. Słowik i Przybecki mieli wyrobioną opinię krótkimi okresami dobrej gry, a jest takie przysłowie, że jak czegoś nie potrafisz powtórzyć, to znaczy, że nie potrafisz. Słowik i Przybecki nie umieli utrzymać się na dobrym poziomie dłużej, niż jeden sezon.
Debiut w reprezentacji
Słowik przychodząc do Pogoni był w Jagiellonii trzecim bramkarzem, ale miał za sobą debiut w reprezentacji, mocno rekomendował go trener Czesław Michniewicz. W ciągu dwóch lat bramkarz do siebie nie przekonał, miał na koncie wiele gaf i okazało się, że reprezentacyjny debiut był jedynie epizodem, który absolutnie nie powinien mieć znaczenia przy zawieraniu umowy.
Przybecki zanim trafił do Pogoni grał w Zagłębiu Lubin. Trafił tam po znakomitej rundzie w Polonii Warszawa, w której zakończył sezon z 3 golami i 8 asystami. Nigdy później nie zbliżył się nawet do tych osiągnięć. Ani w Pogoni, ani wcześniej w Zagłębiu, ani później w Ruchu.
W kolejnych pięciu sezonach zaliczył łącznie tyle asyst, ile w jednym sezonie 2012/13, w którym wypromował się w barwach Polonii. Na tej opinii funkcjonuje w polskiej rzeczywistości już 5 lat, choć zdarza mu się nie trafić nawet do pustej bramki.
Dvalishvili natomiast przychodził do Pogoni, jako gwiazda, mistrz Polski, były reprezentant Gruzji, uczestnik gier w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Ze znakomitą opinią trafił do ligi polskiej, ale z dużą gorszą z niej odchodził do ligi duńskiej. Pogoń nie brała pod uwagę jego osiągnięć w Danii, gdzie w 14 meczach zdobył 2 gole. Okazało się, że nie było w tym przypadku, w Pogoni w 28 meczach zdobył 3 gole, a w kolejnych dwóch latach tych bramek strzelił 5.
6 lat na opinii
Opinia świetnego strzelca w lidze izraelskiej wciąż działa. Nieważne, że było to już 6 lat temu. Gdyby nie znakomita przeszłość 32-letniego Gruzina, to z dużą doża prawdopodobieństwa nie zatrudniłby go żaden klub. Bardzo możliwe, że gra tylko z uwagi na swoje nazwisko i znakomitą jak na gruzińskie, czy kazachskie warunki kartotekę.
W lidze holenderskiej z piłkarzami 25 letnimi rzadko kiedy podpisuje się kontrakty dłuższe, niż na jeden sezon, wciąż poszukuje się nowych, ciekawszych graczy. Ci starsi, na których poznało się już wielu rozpatrywani są w dalszej kolejności.
W Polsce wciąż chętnie kluby związują się długimi umowami z piłkarzami po trzydziestce, w Pogoni również. Wielu polskim, ale nie tylko polskim klubom zdecydowanie łatwiej zaangażować piłkarza z określonym CV, niż poszukać piłkarza anonimowego, ale perspektywicznego, z ambicjami, celami i wciąż rozwojowego.
Zmiana kierunku
Pogoń tak postąpiła w obecnym okienku transferowym, zaangażowała nieodkrytego dla polskiego kibica Mortena Rasmussena, wyciągnęła z I ligi utalentowanego i zupełnie anonimowego Dawida Błanika i dała szansę Łukaszowi Budziłkowi, który jeszcze w ekstraklasie nie zafunkcjonował.
Jedynie Adam Buksa wyłamuje się z tego obrazu. To typowy przedstawiciel grupy piłkarzy o zbudowanej już opinii na podstawie epizodu za granicą, oraz juniorskich i młodzieżowych występach w reprezentacji. Poza tym nie dał żadnego powodu, by oceniać go, jako gracza wartego uwagi. Jest jednak jeszcze młody, w tym roku skończy 22 lata, więc ma szansę pokazać, że nie jest tylko graczem rokującym, bo taką etykietę kiedyś mu doklejono.
Polska ekstraklasa nie należy do najmocniejszych, ale całkiem spora grupa piłkarzy marnie wyszkolonych, słabo rokujących, ale świetnie się promujących potrafi nie tylko w tej ekstraklasie przez wiele lat funkcjonować, ale znakomicie też w niej zarabiać, a nawet się dorabiać na grze w piłkę. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser