Równo pół wieku temu, 12 listopada 1969 roku 22-letni wówczas wychowanek Arkonii Szczecin Władysław Szaryński zdobył jedną z trzech bramek w wygranym 3:1 meczu 1/8 finału Pucharów Zdobywców Pucharów ze szkockim Glasgow Rangers. W rewanżu Górnik powtórzył ten wynik i awansował do ćwierćfinału rozgrywek, które zakończył dopiero w wiedeńskim finale.
- Świetnie pamiętam tamten mecz – powiedział nam 72-letni dziś Władysław Szaryński. - To był mój najlepszy mecz w karierze. Szkoci zaliczali się do czołowych drużyn w Europie, wyeliminowali wcześniej silne Dynamo Kijów. Nam w konfrontacji z nimi nie dawano wielkich szans, ale boisko pokazało, że byliśmy zdecydowanie lepsi. Wygraliśmy dwa razy po 3:1, a ja strzeliłem jedną z bramek.
Władysław Szaryński. w wieku 16 lat zadebiutował w barwach Arkonii w ekstraklasie, szansę debiutu otrzymał od Stefana Żywotki, zdobył 100 bramkę dla Arkonii w meczach ekstraklasy, to był ostatni gol Arkonii na tym szczeblu rozgrywek, Arkonia przegrała na stadionie w Lasku Arkońskim z Polonią Bytom 1:4 (1:0).
Przez wielu uważany za najwybitniejszego i najbardziej utalentowanego piłkarza, jaki urodził się i wychował w Szczecinie. Do Arkonii trafił w wieku 12 lat i przez siedem lat trenował i grał w tej drużynie.
- W roku 1964 Arkonia spadła do drugiej, a następnie do trzeciej ligi. Nie chciałem dłużej grać na zapleczu ekstraklasy. Zgłosiłem się na ochotnika do wojska i przez dwa sezony reprezentowałem Zawiszę Bydgoszcz - wspomina Szaryński. - To były zupełnie inne czasy. Zawisza, a wcześniej Arkonia nie chciały rezygnować ze mnie. Wysyłały do Warszawy sterty listów i pogróżek. To były kluby resortowe - jeden wojskowy, drugi milicyjny. Strach często zatem zaglądał w oczy. Arkonia nawet na trzy lata mnie chciała zdyskwalifikować.
W Szczecinie obowiązywała wtedy niepisana zasada, że dwa najsilniejsze kluby - Pogoń i Arkonia nie będą podbierać sobie najlepszych piłkarzy. Działo się to jednak ze szkodą dla szczecińskiego futbolu i samych zawodników.
- Szaryński mógł przejść do Pogoni, a nie tułać się po całej Polsce – mówił nieżyjący już Henryk Waliłko, kolega Szaryńskiego z drużyny Arkonii. - W Pogoni byłby znakomitym uzupełnieniem dla Kasztelana i Kielca. Moim zdaniem talentem wcale nie ustępował nawet Lubańskiemu. Zabrakło mu trochę szczęścia, zbyt wiele czasu stracił na szukanie optymalnego dla siebie miejsca i klubu.
Niespełnionym marzeniem wychowanka Arkonii była krótka przygoda z reprezentacją. Zaledwie dwa towarzyskie spotkania w roku 1970 pozostawiły spory niedosyt. Piłkarz debiutował w spotkaniu z Danią we wrześniu 1970. To był mecz, w którym debiutował też Ryszard Mańko, wtedy gracz Pogoni Szczecin, ale podobnie jak Szaryński wychowanek Arkonii. To była jedyna taka sytuacja, kiedy w pierwszej reprezentacji występowało jednocześnie dwóch wychowanków Arkonii.
- W roku 1971 byłem w życiowej formie - wspomina Szaryński. - Dostałem powołanie do młodzieżowej reprezentacji Polski na mecz z NRF. Wtedy umarł mój ojciec. Porażony tym faktem nie byłem w stanie się odpowiednio skoncentrować i zagrałem fatalnie zaprzepaszczając szansę na wyjazd do Monachium na Igrzyska Olimpijskie. (par)