Niedziela, 28 lipca 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Nie było mocnych na Tarasiewicza

Data publikacji: 02 kwietnia 2018 r. 09:00
Ostatnia aktualizacja: 02 kwietnia 2018 r. 13:36
Piłka nożna. Nie było mocnych na Tarasiewicza
 

Piłkarze Pogoni Szczecin podejmują w wielkanocny poniedziałek drużynę Śląska Wrocław. W latach 80 to były absolutnie czołowe ekipy w naszym kraju, mające w składach wielu reprezentantów Polski, wychowanków i młodzieżowców. Oba zespoły toczyły ze sobą mnóstwo interesujących spotkań.

Śląsk już w latach 70 na bazie pierwszych poważnych krajowych sukcesów, meczów w europejskich pucharach przeciwko takim klubom, jak: Liverpool, Borussia M., czy Napoli rozpoczął znakomicie funkcjonującą przez lata pracę z młodzieżą.

W latach 1978-82 Śląsk za każdym razem zdobywał medale mistrzostw Polski juniorów. Wtedy do drużyny seniorów trafili z drużyny juniorów tacy piłkarze, jak: Ryszard Tarasiewicz, Waldemar Prusik, Paweł Król, czy Waldemar Tęsiorowski - późniejsi reprezentanci Polski dorosłej reprezentacji i filary wrocławskiej drużyny z lat 80, kiedy zespół też osiągał sukcesy i też liczył się w krajowej rywalizacji.

20-letni Tarasiewicz bez kompleksów

Wspomniany Tarasiewicz po raz pierwszy wystąpił na stadionie Pogoni 3 kwietnia 1982 roku, a jego gol zadecydował o wygranej wrocławian 1:0. Gol został zdobyty na 10 minut przed końcem meczu, Pogoń nie zdążyła już odpowiedzieć. To nie była pierwsza bramka Tarasiewicza zdobyta dla Śląska w meczach przeciwko Pogoni. Pół roku wcześniej jeszcze jako 19-latek zrobił to po raz pierwszy. W całej swojej karierze strzelał dla Śląska w konfrontacji z Pogonią cztery gole.

Pogoń grała w tamtym spotkaniu w następującym składzie: Szczech – Stańczak, Kasztelan, Kozłowski, Czepan – Biernat, Włoch (46, K. Sokołowski), Kensy, Wolski (73, Woronko) – Stelmasiak, Turowski.

Poniedziałkowy mecz pomiędzy tymi zespołami rozegrany zostanie zatem w przeddzień 35 rocznicy tamtego spotkania, które mogło nawet zadecydować o mistrzowskim tytule.

- Graliśmy wówczas bardzo dobrze w defensywie - wspominał po latach Tarasiewicz.

Rzeczywiście, Śląsk przyjechał do Szczecina po pięciu z rzędu wyjazdowych spotkaniach, w których nie stracił gola. W tych pięciu meczach Śląsk do bramki rywala trafił tylko raz. Był liderem, Pogoń zajmowała trzecie miejsce, ale tylko z jednym punktem straty. Spotkanie miało wyjątkowy ciężar gatunkowy. W grze o tytuł liczyły się wtedy już tylko cztery drużyny: Śląsk, Widzew, Pogoń i Górnik.

- Analizując grę rywala, wiedzieliśmy, że jest to świetnie broniący zespół - mówił Zbigniew Kozłowski, obrońca w tamtym meczu. - Wiedzieliśmy też, że nie strzela zbyt wiele goli. To wszystko się później potwierdziło.

Przestrzelony karny Kasztelana

Pogoń miała dużą szansę na przełamanie monopolu Śląska już na początku spotkania. 36 letni wówczas Zenon Kasztelan, dla którego był to ostatni sezon gry w ekstraklasie wykonywał rzut karny i fatalnie przestrzelił. Wcześniej jedenastki wykonywał pewnie.

- To był przełomowy moment nie tylko meczu, ale całego sezonu - wspomina Jerzy Kopa, trener Pogoni. - Gdybyśmy wtedy wygrali, to inaczej potoczyłaby się dalsza część sezonu - zarówno dla Śląska, jak i dla nas.

Śląsk zakończył rozgrywki na drugim miejscu, a tytuł mistrzowski przegrał w dramatycznych okolicznościach dopiero w ostatnim meczu sezonu z Wisłą Kraków, w którym Tadeusz Pawłowski – obecny trener wrocławskiej drużyny nie wykorzystał w końcówce meczu rzutu karnego. Mistrzem Polski został Widzew.

W sezonie 1986/87 Pogoń rywalizowała ze Śląskiem o najwyższe cele. To był najbardziej udany sezon dla szczecińskiej drużyny w historii. Po pierwszym meczu rewanżowej rundy rozgrywek nic jednak nie wskazywało, że Szczecin może się cieszyć z tytułu wicemistrza Polski.

Porażka za minus jeden punkt

W nim portowcy mierzyli się we Wrocławiu ze Śląskiem i doznali klęski, przegrywając 1:4. To był pierwszy mecz rundy wiosennej i nie zapowiadał udanego zakończenia sezonu. We wcześniejszych latach Pogoń przegrywała już różnicą trzech goli ze Śląskiem, ale w tym przypadku miało to istotny wpływ.

Przepis był wówczas taki, że za wygraną różnicą trzech goli przyznawało się trzy punkty (za wygraną mniejszą ilością goli tylko dwa). Drużynie, która przegrywała tak wysoko odejmowano jeden punkt. Pogoń zatem już po pierwszym spotkaniu ze Śląskiem straciła do najgroźniejszego rywala w walce o medalową lokatę aż cztery punkty.

- Zimą wyjechał nielegalnie do Niemiec Janusz Makowski - mówi Andrzej Rynkiewicz, wtedy kierownik drużyny. - Był stoperem, naszą ostoją, wyciął nam wielki numer.

Pogoń długo szukała jego następcy. W spotkaniu ze Śląskiem grał Mariusz Borkowski - pół roku wcześniej mistrz Polski juniorów. W tamtym spotkaniu grało aż trzech mistrzów Polski juniorów. Prócz Borkowskiego także: Chwedczuk i Cyzio.

- Mimo tej porażki, trener Leszek Jezierski nie zmieniał trzonu zespołu - mówi Adam Benesz, wtedy pomocnik Pogoni. - To był klucz do sukcesu - zaufanie do piłkarzy, na których postawił w okresie przygotowawczym.

Pogoń w tamtym meczu grała w składzie: Szczech – Kuras, J. Sokołowski, Miązek, Urbanowicz (46, Borkowski) - Benesz, K. Sokołowski, Ostrowski, Chwedczuk – Leśniak, Hawrylewicz (75, Cyzio). Honorowego gola dla portowców zdobył Hawrylewicz (51), natomiast dla zwycięzców: Mandziejewicz (22), Tarasiewicz (42), Boguszewski (57) i Marciniak (72). (par)

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA