Czwartek, 21 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Przełom, który po latach przyniósł wolność

Data publikacji: 2022-08-26 13:45
Ostatnia aktualizacja: 2022-08-30 17:27
Przewodniczący MKS Marian Jurczyk (z lewej) i szef delegacji rządowej Kazimierz Barcikowski (po prawej) kwitują podpisanie porozumienia uściskiem dłoni. Fot. archiwum Stefana Cieślaka  

W tamte dni pod stocznie ciągnęły pielgrzymki pragnących wielkiej zmiany. Niektórzy szli parę dobrych kilometrów pieszo, bo strajkowała komunikacja miejska. Pod bramą największego zakładu Szczecina stała wielka skarbonka, do której ludzie wrzucali pieniądze na wolne związki zawodowe.

Szczecin i Trójmiasto były szczególnie uczulone na system społeczno-polityczny narzucony Polsce w 1945 roku wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej. Żywa też była pamięć krwawej pacyfikacji protestów w 1970 roku. Żelazna kurtyna miała tu jednak swoje bramy do zachodniego świata. Tymi wrotami były m.in. firmy państwowe, które umożliwiały przekroczenie granicy – PŻM, połowowy Gryf czy Transocean. Blisko również było do Berlina Zachodniego. Ludzie porównywali życie w tamtych krajach z ludową demokracją w Polsce.

Ten bunt był nieunikniony

Główną przyczyną szykującego się wielkiego przełomu w bloku sowieckim nie była jednak wielka polityka, lecz ekonomia i sprawy socjalne. Już na początku 1980 roku odbył się zjazd Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, na którym w dyskusjach, wypowiedziach i wnioskach – zwłaszcza delegatów ze Szczecina – pojawiło się wiele sugestii, że w kraju źle się dzieje. W klarownej i stanowczej formie robotniczych postulatów wypisano je na bramie stoczni szczecińskiej w sierpniu.

Krótką diagnozę przyczyn społecznego protestu zawierał tzw. Apel 64, czyli list otwarty intelektualistów polskich do władz PRL datowany na 20 sierpnia 1980 r. Na kryzys złożyły się „lata nieprzemyślanych decyzji gospodarczych, zadufania władz we własną nieomylność, niedotrzymanych obietnic, tłumienia krytyki, lekceważenia praw obywatelskich” – czytamy w apelu.

Uwerturą do sierpnia był lipiec w Lubelskiem. Kolejarze mieli tam przyspawać do torów pociąg towarowy z konserwowaną szynką dla ZSRR. To była niesprawdzona pogłoska, jednak w lubelskim węźle kolejowym rzeczywiście doszło do protestu i wstrzymania ruchu. W sumie już w lipcu zastrajkowało ponad 200 zakładów w całej Polsce. Ludzie byli poirytowani kiepskim zaopatrzeniem na rynku i rosnącymi kosztami życia. Pracownicy obawiali się o swoje zarobki. Szalę goryczy przelała podwyżka cen żywności wprowadzona 1 lipca 1980 r.

Lawina nabiera tempa

Pierwsze pomruki protestu w Szczecinie słychać było już 15 sierpnia – w Transbudzie. W tym czasie trwał już strajk w Gdańsku, który rozpoczął się dzień wcześniej w proteście przeciw zwolnieniu z pracy działaczki Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża Anny Walentynowicz.

W Szczecinie lawina ruszyła 18 sierpnia. W Stoczni Remontowej „Parnica” wybrano komitet strajkowy. Tego samego dnia rozpoczął się ferment w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego. Zgromadzonych kilka tysięcy stoczniowców zażądało rozmów z Januszem Brychem, I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Szczecinie. Pojawił się przed tłumem. Obecny był również ówczesny dyrektor stoczni Stanisław Ozimek oraz Eugeniusz Szerkus, członek komitetów strajkowych sprzed dekady. Robotnicy chcieli wiedzieć, co się dzieje w Trójmieście. Dziś wydaje się to dziwne, ale w czasach PRL-u media były pod kontrolą komunistów, którzy  cenzurowali niewygodne informacje. Po kolejnym spotkaniu z Brychem protestujący zdecydowali o kontynuowaniu strajku.

Wieczorem w telewizji wystąpił Edward Gierek, ówczesny I sekretarz PZPR, ale mleko się już rozlało i o zbuntowanym Wybrzeżu dowiedział się cały kraj. Pojawiają się postulaty, a do strajkujących stoczniowców dołączają kolejne szczecińskie przedsiębiorstwa.

Postulaty polityczne, społeczne, gospodarcze

Robotnicy domagają się m.in. powołania wolnych i niezależnych od partii i rządu związków zawodowych oraz stworzenia warunków do ich niezależnej działalności. Był to kluczowy postulat i chociaż liderzy protestu deklarowali działalność w zgodzie z (totalitarnym) ustrojem państwa, to w oczach rządzących wolny związek stanowił jego zagrożenie.

Kolejne żądania były konsekwentną kontynuacją. Domagano się legalizacji prawa do strajku w Konstytucji PRL, gwarancji nierepresjonowania strajkujących, zaprzestania prześladowania działaczy opozycji i umożliwienie „konstytuowania się nowych ugrupowań polityczno-społecznych”. Żądano także „całkowitych swobód do pracy Kościoła katolickiego w Polsce oraz nadawania w radiu i telewizji w niedzielę i święta mszy świętej”.

W jednym z postulatów domagano się zniesienia cenzury, czyli kontroli nad prasą, radiem i telewizją oraz kulturą. Przez ograniczanie prawa do informacji i swobody artystycznej wypowiedzi obywatele PRL żyli w swoistym matriksie informacyjnym. Polacy starali się łamać takie ograniczenia, słuchając zachodnich rozgłośni nadających w języku polskim.

Punktem honoru strajkujących stoczniowców było ufundowanie przed bramą stoczni tablicy upamiętniającej ofiary wydarzeń w grudniu 1970 roku. Odsłonięto ją dość szybko.

Nie mniejsze znaczenie miały postulaty ekonomiczne i socjalne. Jedne były realne, inne dość abstrakcyjne jak na bankrutujące państwo. „Żądamy odczuwalnej przez społeczeństwo poprawy zaopatrzenia rynku w artykuły żywnościowe i konsumpcyjne” – domagali się robotnicy. To było raczej nie do spełnienia w tamtym systemie ekonomicznym, który cechowała gospodarka nakazowo-rozdzielcza z niewydolną produkcją.

Domagano się również m.in. „odczuwalnej podwyżki płac w wysokości 2 tysięcy…”, podwyższenia najniższych emerytur i rent do 3 tysięcy zł. Kolejny postulat: „Pracownikom, którzy utracili zdrowie w zakładzie pracy: utrzymać zarobki nie niższe niż na poziomie poprzedniego stanowiska pracy”.

Na tej liście pojawiło się ponadto żądanie trzyletnich płatnych urlopów macierzyńskich, zrównania zasiłku rodzinnego, wysługi lat, rent i emerytur dla wszystkich grup zawodowych do poziomu pracowników wojska i milicji.

„Żądamy poprawy lecznictwa w Polsce, a w szczególności zaopatrzenia w leki oraz zrównania ich cen do obowiązujących milicję i wojsko” – brzmiał kolejny z postulatów.

Chciano także likwidacji sklepów dla wybranych – milicji, wojska i partii – oraz sklepów komercyjnych oraz ograniczenia handlu atrakcyjnymi towarami za dewizy (Pewex). Sprzeciwiano się cichym podwyżkom cen.

Były też postulaty o charakterze gospodarczym. Żądano lepszego zaopatrzenia stoczni w materiały potrzebne do produkcji. „Żądamy wszystkich sobót wolnych i płatnych dla wszystkich pracowników”.

Protestujący chcieli też rozwiązania problemu braku mieszkań.

To niektóre z 36 postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, który zawiązał się w Szczecinie.

Negocjacje i życie na piechotę

Wkrótce rozpoczęły się rozmowy z delegacją rządową, której przewodniczył Kazimierz Barcikowski, członek Biura Politycznego PZPR. Ze strony MKS do stołu zasiadł Marian Jurczyk, który odczytał postulaty. Znamienne dla szczecińskiego protestu było niewpuszczenie na teren stoczni zachodnich dziennikarzy, co potem niektórzy uznali za błąd.

W szczecińskich domach i na ulicy atmosfera była nieco… powstańcza. Ludzie zdawali sobie sprawę, że w mieście dzieje się coś doniosłego, a władza na razie nie odważyła się na użycie siły. Przeraziła ją bowiem skala protestu. Także media nie bardzo wiedziały, jak się zachować. W telewizyjnych wiadomościach pojawiają się dobrane uliczne wypowiedzi wyrażające „niepokój” i „troskę o kraj”. Dyżurni komentatorzy rozpaczają nad stratami spowodowanymi „przestojami w pracy”. Jednak na ulicy odczuwało się wzrost życzliwości.

Trudno było przemieszczać się po mieście, bo stały tramwaje i autobusy. „Taksówki są obecnie w Szczecinie nieomal jedynym środkiem komunikacji zbiorowej. Nic więc dziwnego, że na postojach gromadzi się wielu ludzi ustawionych w długie kolejki” – informował 21 sierpnia „Kurier Szczeciński”. „Ekspedientkom trudno jest dotrzeć do sklepów, nauczycielom – do szkół, opiekunom dzieci – do żłobków i przedszkoli. W tak trudnej sytuacji szczególnie cenny jest każdy odruch ludzkiej życzliwości, każda forma pomocy spieszącemu przechodniowi. Wczoraj niektórzy właściciele prywatnych samochodów proponowali podwiezienie ludziom zdążającym do pracy. Dziś było podobnie. Niestety, nie wszystkich stać było na ten gest. W wielu pojazdach siedział tylko samotny kierowca”.

24 sierpnia ukazał się pierwszy numer pisma „Jedność”, które wydał MKS. Był to siódmy dzień strajku (niedziela). „Nasz MKS reprezentuje obecnie 120 zakładów i instytucji. Część z nich musi pracować, ponieważ ich służba niezbędnie potrzebna jest miastu” – czytamy w biuletynie.

W pierwszej „Jedności” tłumaczono, że strajk wybuchł, bo „działalność związków zawodowych w PRL nie spełnia nadziei i oczekiwań. Całkowite podporządkowanie związków partii i jedynie marginesowe spełnianie praktycznych obowiązków obrony praw pracowników spowodowało całkowitą utratę zaufania mas pracujących do tej instytucji”. Przypomniano, że „w grudniu 1970 roku, jak i podczas obecnego strajku kierownictwo związków zawodowych nie stanęło po stronie strajkujących robotników”.

Tamtej niedzieli w kilku stoczniach Szczecina i w Świnoujściu oraz Unikonie (fabryka kontenerów) odprawiane są msze. Strajkujący w Gdańsku i Szczecinie wymieniają się obserwatorami i koordynują protesty. Propozycje rządowe są, na razie, nie do przyjęcia. W kolejnych dniach w województwie szczecińskim strajkuje lub solidaryzuje się z MKS-em już 246 przedsiębiorstw. Rozpoczyna się akcja zbierania pieniędzy na fundusz wolnych związków zawodowych.

Jastrzębie w komunistycznym rządzie sondują jeszcze możliwość zajęcia siłą portów Szczecin i Świnoujście, ale ze strony szczecińskich towarzyszy pada sugestia, że wtedy dojdzie do walki.

29 sierpnia „Kurier” informował: „W Szczecinie nadal nie nastąpiła istotna zmiana sytuacji. Nadal strajkuje ponad 200 zakładów w mieście i województwie. Nadal mimo kolejnego apelu władz nie funkcjonuje miejska komunikacja”. Następnie dziennik zauważa: „W godzinach popołudniowych na ulicach widać ludzi dźwigających pakunki i zawiniątka. To rodziny tych, którzy już od 11 dni pozostają za bramami swoich zakładów i przedsiębiorstw. Donoszą bliskim czystą bieliznę, swetry, koce… Niosą też żywność. Bo mimo tego, że strajkujące załogi są karmione przez zakładowe stołówki i bufety, to nie ma jednak jak domowy obiad”.

Porozumienie, które zapowiadało wolność

Ostatecznie tekst porozumienia – nazwanego potem szczecińskim – zostaje uzgodniony. W imieniu robotników i MKS-u 30 sierpnia 1980 roku dokument podpisuje Marian Jurczyk, a ze strony rządzących Kazimierz Barcikowski.

W efekcie komitety strajkowe miały się przekształcić w Komisje Robotnicze. Te z kolei miały przeprowadzić wybory do władz niezależnych organizacji pracowniczych.

Przez kilkanaście miesięcy obywatele kraju za żelazną kurtyną mogli oddychać wolnością reglamentowaną. Ten okres publicyści określili karnawałem Solidarności, bo tak nazwano nowy związek, do którego przystąpiło ponad 9 mln Polaków.

I pomimo że społeczeństwo zostało oszukane, bo junta gen. Jaruzelskiego dążyła do przywrócenia pełnej kontroli nad polskim społeczeństwem, a Polskę czekało kilka lat stagnacji, to sierpień 1980 roku był zapowiedzią zmian geopolitycznych, jakie zaszły pod koniec lat 80.

(kl)

W jaki sposób kształtował się charakter naszego miasta? Czego doświadczyły poprzednie pokolenia? O co walczyli nasi przodkowie? To są Pytania o Szczecin, czyli edukacyjny projekt skierowany do młodych mieszkańców naszego miasta. W formie krótkich, przystępnych materiałów filmowych prezentowane są fakty dot. ważnych wydarzeń dla historii Szczecina i całego kraju.

Wszystkie produkcje publikowane są na Facebooku (adres: www.facebook.com/PytaniaoSzczecin) i na specjalnej stronie internetowej: pytaniaoszczecin.szczecin.eu