Jan K. uderzył swoją żonę drewnianym kołkiem w głowę. Chwilę później wbił jej w brzuch nóż. - Z całą mocą chcę podkreślić, że nigdy nie chciałem jej skrzywdzić - zapewnił w sądzie. - Kocham ją. Jestem z niej dumny.
Mężczyzna oskarżony o próbę dokonania zabójstwa, nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu przestępstwa, ale nie zaprzecza, że 10 marca 2015 r. doszło w ich domu w Giżyniu (pow. Pyrzyce) do „incydentu". Podkreślił przy okazji, że miał dobre relacje z żoną.
Jednak zeznania Aurelii K. nie były już tak idylliczne. Kobieta przypomniała, że kilka lat temu jej mąż został skazany za znęcanie się nad rodziną i pobicie jej matki. Kiedy wyszedł z zakładu karnego nie było dnia, by sobie nie wypił. W ten fatalny wtorek był w alkoholowym ciągu.
- Wszedł do kuchni trzymając w ręku polano z kominka - opowiada pokrzywdzona. - Uderzył mnie tym kołkiem w głowę.
Kobieta nie upadła. Instynktownie chwyciła za polano, które trzymał napastnik. Chciała uniknąć kolejnego uderzenia. Wtedy mąż wziął leżący na blacie nóż i wbił go żonie w brzuch.
- Wtedy myślałam, że mnie zabije - mówi wciąż płacząc.
Na szczęście w tym momencie do drzwi zadzwonił listonosz. Niepełnosprawny umysłowo brat Aurelii K. wpuścił go do domu. Mężczyzna wszedł do kuchni i poprosił kobietę o pokwitowanie odbioru przesyłki.
- Błagałam go, by mi pomógł - relacjonuje wydarzenia sprzed kilku miesięcy Aurelia K. - Płakałam. Z głowy po twarzy, szyi i dekolcie płynęła mi krew - musiał ją widzieć, było jej dużo. Ale on powiedział: „Co ja tu mogę zrobić?" i poszedł.
Ale mimo woli pomógł. Jego wizyta rozładowała atmosferę. Chwilę później, Jan K. puścił polano i wybiegł do swojego pokoju. Zalana krwią Aurelia K. wezwała przez telefon policję. Po chwili przyjechało również pogotowie, które przewiozło ją do szpitala.
Rozpoczęty w środę proces odbywa w Sądzie Okręgowym w Szczecinie. Mężczyźnie grozi dożywocie. ©℗
Fot. R.STACHNIK (arch.)