Piłkarze Pogoni Szczecin zdobyli w 17 meczach zaledwie 10 punktów, odpadli z rywalizacji o Puchar Polski na poziomie 1/8 finału, strzelają najmniej goli, najwięcej ich tracą. Do bezpiecznej strefy tracą osiem punktów, a ponieważ mają gorszy bilans rozegranych spotkań, zarówno z Termaliką, jak i Sandecją, to w praktyce do odrobienia mają aż dziewięć punktów.
Teoretycznie jest to nie do odrobienia, jednak jeśli spojrzeć na suche statystyki ze wszystkich rozegranych w tym sezonie meczów, to wychodzi na to, że Pogoń przy wcale nie tak dużych korektach i wcale nie tak dużych wzmocnieniach, jak pozornie mogłoby się wydawać, jest w stanie zdobywać tych punktów znacznie więcej.
Sumując statystyki wszystkich dotąd rozegranych spotkań, biorąc pod uwagę oddane strzały, celne strzały, otwierające podania, celne podania w pole karne, kontakty z piłką w polu karnym, to wychodzi, że Pogoń powinna z 19 dotąd rozegranych spotkań (włącznie z dwoma meczami w Pucharze Polski) przegrać maksymalnie pięć, a tylko dwa w sposób absolutnie bezdyskusyjny.
Dwa mecze zdecydowanie dla rywala
Na 19 meczów Pogoń zanotowała gorsze statystyki jedynie w spotkaniach: z Wisłą Kraków (dwukrotnie), Zagłębiem Lubin, Termaliką Nieciecza i Legią Warszawa. Jedynie w meczach z Zagłębiem i ostatnim z Wisłą przewaga przeciwnika była bardzo wyraźna. W tych meczach rywal wygrywał w pełni zasłużenie, ale już w każdym innym spotkaniu o ostatecznej ocenie, często bardzo negatywnej, decydował w głównej mierze bardzo zły wynik.
To wcale nie znaczy, że Pogoń nie zdobywa punktów jedynie przez brak szczęścia. Absolutnie nie. Najlepszym na to przykładem jest ostatnie spotkanie z Piastem Gliwice, które kibicom pozostało świeżo w pamięci. Wynik 2:2 absolutnie nie odzwierciedlał przebiegu meczu. Pogoń powinna to spotkanie wygrać 4:1 i wtedy taki rezultat byłby sprawiedliwy.
Nie stało się tak, bo trzech znakomitych sytuacji w końcówce nie wykorzystał Łukasz Zwoliński, a Łukasz Załuska na jeden celny oddany strzał przez rywala wpuścił aż dwa gole. To nie o to chodzi, by szukać winnego. Zwoliński poza fatalną skutecznością zademonstrował wielką wolę walki, odbierał piłki rywalom na połowie przeciwnika, grał z dużym poświęceniem, natomiast Załuska zainicjował akcję, po której Pogoń zdobyła drugiego gola.
Zawodzą dwa, trzy ogniwa
Problem w tym, że niemal w każdym meczu znajduje się w Pogoni jeden, dwóch lub trzech piłkarzy, którzy niweczą wysiłek całej drużyny. Działo się tak niekoniecznie z ich winy, nie zawsze piłkarze ustawiani byli na swoich optymalnych pozycjach, nie zawsze wytrzymywali presję, nie zawsze powinni w ogóle być w tej drużynie, jednak zdecydowanie łatwiej o optymizm w tak dramatycznej sytuacji, w jakiej znalazła się obecnie Pogoń, gdy statystyki mówią, że rywal niekoniecznie bywał zawsze lepszy. Przeważnie to Pogoń miała przewagę, stwarzała sytuacje, oddawała strzały, przedostawała się z piłką w okolice pola karnego.
Jeżeli Pogoń będzie miała na wiosnę dwóch lub trzech klasowych piłkarzy na pozycjach, przez które najczęściej nie wygrywaliśmy meczów, to perspektywa kolejnej rundy wcale nie musi wyglądać w tak czarnych kolorach, jakie rysują się przez pryzmat aktualnej tabeli.
Gdyby przyznawać punkty jedynie ze względu na statystyki, czyli: strzały, strzały celne, otwierające podania, celne podania w pole karne, kontakty z piłką w polu karnym, to Pogoń w 17 ligowych meczach wygrałaby przynajmniej osiem spotkań, a cztery mogłaby zremisować. Tak mówią suche liczby.
Powinno być 28 punktów
Dałoby to portowcom 28 punktów i trzecie miejsce w tabeli – tuż za Górnikiem i Legią, a przed Koroną. Ponadto gdyby wziąć pod uwagę jedynie suche statystyki, to Pogoń powinna bez kłopotów pokonać Bytovię i awansować do ćwierćfinału Pucharu Polski, w którym we wtorek zakończyłaby rywalizację z Legią Warszawa.
Pogoń w przerwie letniej nie oceniła dobrze sytuacji na wszystkich pozycjach w drużynie. Większość z nich jest dobrze obsadzona, jest grupa utalentowanej młodzieży, której rozwój został przyhamowany przez fatalną sytuację w tabeli, fatalne nastroje i perspektywy.
Braki na dwóch, trzech pozycjach powodują, że statystyki nie przekładały się na dobre wyniki. Można jednak te błędy próbować naprawić. Pogoń nie będzie już w obecnym sezonie bić się o czołowe miejsca w ekstraklasie, ale wyciągając wnioski z popełnionych błędów można będzie uniknąć degradacji. Jest to możliwe.
Pogoń zasłużenie przegrała mecze z Zagłębiem w Lubinie i z Wisłą w Krakowie, toczyła dość wyrównane mecze z Wisłą, Termaliką i Legią w Szczecinie. To są te mecze, w których zarówno wyniki, jak i statystyki były po stronie rywala.
Więcej otwierających podań od Legii
Z tą ostatnią zanotowała sześć otwierających podań przy zaledwie jednym rywala, zanotowała dwa razy więcej celnych podań w pole karne przeciwnika. Pogoń w meczu z Legią była groźniejsza, ale oddawała mniej celnych strzałów (skuteczność napastników) i popełniała fatalne błędy indywidualne w defensywie (źle oceniony transfer Laszy Dvaliego).
Ze statystyk wynika, że Pogoń powinna cztery mecze zremisować: z Piastem Gliwice, Jagiellonią Białystok, Lechią Gdańsk i Wisłą Płock. Mecz z Lechią był faktycznie zremisowany. Z Piastem Pogoń odniosła szczęśliwe zwycięstwo, natomiast w konfrontacji z Jagiellonią o wygranej gości zadecydował fatalny, indywidualny błąd w końcówce meczu Jarosława Fojuta. Na odrobienie strat nie było nawet czasu.
W Płocku Pogoń oddawała mniej strzałów, ale miała więcej otwierających podań, podań w pole karne i kontaktów z piłką w polu karnym. To był słaby mecz portowców, w którym nie dochodzili do pozycji strzeleckich, ale pozwalali na to przeciwnikowi (6-15 w strzałach, 1-6 w celnych strzałach).
Wygrane w słabych meczach
Absolutnie zadziwiającą rzeczą jest fakt, że Pogoń wygrała dotąd dwa mecze, jeden z nich z przebiegu gry w sposób szczęśliwy (Piast), a drugi po ewidentnych własnych błędach przeciwnika (Arka). Pogoń w wygranym 3:0 meczu z Arką miała przewagę, ale bardzo nieznaczną.
To był słaby mecz z obu stron, żadna z drużyn nie wykonała otwierającego podania, Pogoń zdobywała gole po rzutach karnych i strzale samobójczym. Zdobyła trzy gole i oddała trzy celne strzały, w tym dwa z rzutów karnych. Te liczby najlepiej pokazują, jak niewiele działo się na boisku, ale wynik był przecież znakomity i całkowicie zamazujący rzeczywisty obraz.
Pogoń w meczach rundy jesiennej rozgrywała mecze, kiedy przewaga w sytuacjach bramkowych była zdecydowanie po jej stronie i były to paradoksalnie mecze przegrane i to nawet bardzo wysoko. W meczu z Cracovią Pogoń oddała 20 strzałów przy 8 rywala, wykonała siedem otwierających podań przy zaledwie jednym rywala, wykonała 19 celnych podań w pole karne, przy 4 rywala. Patrząc na suche liczby, to wynik 3:0 powinien być dla portowców, a było odwrotnie.
Trzy celne strzały – trzy gole
To samo było w meczu ze Śląskiem. Pogoń oddała aż dziewięć celnych strzałów, a rywal tylko trzy i każdy trafił do bramki Załuski. Ponadto Pogoń wykonała więcej otwierających podań, celnych podań w pole karne przeciwnika, Śląsk miał zaledwie trzy celne podania w pole karne Załuski, zagrażał niewiele razy, a wygrał 3:0. Wygrał, bo miał skutecznego napastnika w składzie (Robak), a Pogoń nie dość, że takiego nie miała, to blok środkowych obrońców z konieczności stanowili nominalni prawi obrońcy (Rapa, Rudol).
Pogoń miała też wyraźną przewagę w innych przegranych meczach: z Sandecją i Górnikiem, a także w zremisowanych: z Lechem i Koroną. Lech w spotkaniu z Pogonią wykonał jedno otwierające podanie i dwa celne podania w pole karne, Korona natomiast nie miała ani jednego otwierającego podania i też tylko dwa celne podania w pole karne rywala. Pogoń zmusiła tych rywali do głębokiej defensywy, ale wygrać meczu nie umiała. Nie umiała nawet w tych spotkaniach zdobyć gola, bo brakowało skutecznego napastnika.
Szczęście portowców szczególnie opuściło po pierwszej przerwie reprezentacyjnej. To wtedy słabiej zaczął grać Dawid Kort, dość szybko stracił miejsce w składzie, bez niego w wyjściowej jedenastce Pogoń nie wywalczyła nawet punktu, a takich meczów rozegrała aż siedem.
Pogoń zatem potrzebuje nie tylko napastnika, środkowego obrońcy, ale też koniecznie dobrego ofensywnego pomocnika. Może będzie takim piłkarzem na wiosnę Kort, a jeżeli nie on, to musi być ktoś inny. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser