One wiedzą, jak przy użyciu młota pneumatycznego... sadzić choćby róże. Opanowały sztukę polowania na rośliny do stopnia... iwy - po 10 groszy za sztukę. Potrafią reanimować zmęczone życiem wierzby, a też ubrać damę w suknię z clematisów. Zdołały nawet Wenus postawić na postumencie z topoli. Nie wiedzą jednak, jak przekonać złodzieja do oddania porwanej bogini.
Wielorodzinny blok z początku lat 90. „wpięty" w stare kamienice ul. 5 Lipca. Od frontu przeciętny miejski standard. Za to na tyłach - kipiąca zieleń: ogród pełen róż, hortensji i... przyjaźni, czyli dzieło wspólne Iwony Flamer i Anity Staszewskiej, delikatnie wspieranych przez sąsiadów.
Na wejściu uwagę przykuwa lampa tonąca w winobluszczu. Za nią laurowiśnie i żywotniki w stylu bonsai oraz dywany z kwiatów: begonii, fuksji, petunii, surfinii, pelargonii, także lobelii. Obok zielona ściana tui prowadzi ku Damie. Jest ubrana w metalową suknię, po której pną się clematisy. Wokół niej hortensje, azalie, rododendrony i róże.
- Córka Ania brała ślub. Kościół i wejście przybrałyśmy różami, które po uroczystościach tu wylądowały - wspomina pani Anita.
Ale nie od nich rozpoczął się ten ogród. Nawet nie dlatego, że każda z nich mieszka pod „jedynką", czyli w parterowych mieszkaniach pobliskich klatek bloku. Tylko od... yorków. To dzięki nim się poznały, miały - jak żartują - wspólne „dzieci", a z czasem się zaprzyjaźniły. Wtedy dopiero się okazało, że obie są „zakręcone" na punkcie ogrodów. Swój budowały etapami.
- Pierwsza zasadziłam pod balkonem kilka tui. Piękne były, więc... przetrwały może ze dwie noce. Ale potem za ogród zabrałyśmy się na poważnie, ciągnąc go od mojej części budynku po Anity. W międzyczasie wchodząc na sąsiednie trawniki, aż na skarpie, gdzie z pomocą sąsiada urządziłyśmy skalniak - opowiada p. Iwona.
Krótki opis 7 lat ciężkiej pracy, czyli budowania ogrodu.
- Dosłownie, bo pod warstwą trawy było gruzowisko kamieni i budowlanych odpadów. Żeby tu cokolwiek posadzić, musiałyśmy używać pneumatycznego młota - komentuje p. Anita. - Na dwa lata teren cały obłożyłyśmy folią, żeby zabić wszystkie chwasty. Dopiero potem ruszyłyśmy z sadzeniem. Co w tym ogrodzie rośnie, to wyłącznie efekt ich wyobraźni, a zasługa - kreatywności.
- Nasz pot, łzy i nasza kasa. Mamy zasadę: gdy każda z nas w sezonie w wydatkach na rośliny dojdzie do 1 tysiąca złotych, to... przestaje liczyć - śmieją się obie. - Na poważnie: gdybyśmy nie nauczyły się polowania na przeceny, to ogród na pewno nie byłby tak różnorodny i ciekawy.
Polują wszędzie: od hurtowni, przez renomowane ogrodnictwa, po sklepy najtańszych sieciówek. Ich przecenowy rekord to dwie wierzby iwy - każda po 10 groszy. Natomiast szczytem ich rozrzutności jest medalowy okaz clematisa - sadzonka kupiona za 200 zł. Choć to równocześnie dowód na ich wielki dar perswazji - bo to cena utargowana z 400 zł. Kolejnym - jest efekt pertraktacji ze SM „Kielnią", czyli uzyskanie specjalnego ujęcia wody dla podlewania ogrodu i pomieszczenia na jego zapleczu.
- Iwona jest specjalistką od formowania krzewów. Pod jej ręką uzbrojoną w nożyczki tuje, cyprysy, irgi, jałowce i trzmieliny zyskują nowy wymiar. Za to ja robię stelaże, jak choćby tę suknię dla naszej Damy, a w planie - garnitur dla Gentelmena. Bo chcemy, by witał naszych gości przy wejściu - mówi p. Anita.
Tej wiosny ogród wzbogaciły nie tylko o kolejne kwiatowe rozsady i efektowny pienny callistemon, ale również o kącik wypoczynkowy. Sofa ze stołem i fotelami stanęły na tarasie ułożonym z drewna. Odpoczywają?
- Stale rozmawiamy, co jeszcze w tej przestrzeni zmienić. Co wymaga pielęgnacji, przycięcia, przesadzenia. Z czym się rozstać, co powitać w ogrodzie i... jak ograniczyć szkody z kradzieży. Niestety, teren jest otwarty, dostępny. Monitoring to mało, skoro parę dni temu ktoś „przygarnął" naszą Wenus z pnia topoli - rozmawiają. - Może więc uda się ogrodzić nasz zaułek zielony?
Już postanowiły... ©℗
Arleta NALEWAJKO