Czy upadłość Stoczni Szczecińskiej Porta Holding w 2002 r. była nieunikniona, czy też mogła ona normalnie funkcjonować, gdyby nie działania przedstawicieli ówczesnego rządu? Ustalić to mają biegli, których chce powołać Sąd Okręgowy w Szczecinie. W piątek (5 kwietnia) przesłuchano ostatnich świadków w procesie o odszkodowanie z tytułu utraty wartości akcji SSPH.
Z pozwem zbiorowym przeciwko Skarbowi Państwa w 2012 r. wystąpiło ponad 2000 akcjonariuszy SSPH, którzy chcą zapłaty z tytułu utraty wartości akcji. Łączna kwota roszczeń wynosi co najmniej 26 mln zł. Ponad 21 zł wynosiła wartość księgowa jednej akcji tuż przed upadłością holdingu. Dziś jest zerowa. Do upadku doszło za rządów SLD. Porcie Holding zabrakło pieniędzy na bieżącą działalność, a banki odmówiły udzielenia kredytów, gdyż nie chciał ich poręczyć Skarb Państwa. Członków zarządu SSPH aresztowano pod zarzutem działania na szkodę firmy. Po latach zostali uniewinnieni.
We wrześniu 2017 r. Sąd Okręgowy w Szczecinie oddalił powództwo Krzysztofa Piotrowskiego, reprezentanta grupy akcjonariuszy starających się o odszkodowanie. Jednak Sąd Apelacyjny w maju ub. roku uchylił ten wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia Sądowi Okręgowemu. Ten na trzech tegorocznych rozprawach dopytywał świadków, którzy już wcześniej zeznawali, o kwestie dotyczące sytuacji ekonomicznej SSPH krótko przed upadłością i okoliczności związanych z decyzją o nieudzieleniu firmie gwarancji potrzebnych do uzyskania kredytów.
W piątek (5 kwietnia) miał zeznawać m.in. były premier Leszek Miller, ale po raz kolejny się nie stawił w sądzie. Wysłuchano natomiast przedstawicieli dawnego zarządu SSPH: wiceprezesa Ryszarda Kwidzińskiego i prezesa Krzysztofa Piotrowskiego.
W pierwszym procesie Miller stwierdził, że z finansowaniem stoczni był problem, bo banki sygnalizowały, iż poszczególne zarządy mają umiarkowaną wiarygodność.
Jak zeznał w piątek R. Kwidziński, to właśnie rządzący przekazywali takie informacje bankom.
– O Stoczni Szczecińskiej, o całej grupie kapitałowej, zaczęto rozpowszechniać różnego rodzaju kłamliwe informacje zarówno personalne, tutaj uproszczę sprawę i powiem: „zarząd to są złodzieje”, jak i w wymiarze technicznym: „ta nowa pochylnia pęka” – mówił były wiceprezes SSPH.
Podkreślił też, że w marcu 2002 r. stocznia budowała 17 statków (łącznie z projektami było ich nawet 40), ale kredyty miała tylko na 11.
Według prezesa Piotrowskiego, holding doprowadzono do upadku, bo chciał wejść na rynek handlu paliwami, co przeszkadzało politykom SLD.
Sąd zamierza powołać biegłych. Mają ocenić, czy nie doszłoby do upadłości SSPH, gdyby nie było podważania reputacji zarządu, gdyby stocznia uzyskała możliwość kredytowania i (lub) gdyby doszło do skutecznego podwyższenia kapitału akcyjnego SSPH. Biegli muszą też wycenić wartość akcji.
(ek)
Fot. Ryszard Pakieser