Środa, 24 lipca 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Afrykański synek Baniaka (ROZMOWA)

Data publikacji: 06 listopada 2017 r. 20:06
Ostatnia aktualizacja: 07 listopada 2017 r. 10:50
Piłka nożna. Afrykański synek Baniaka (ROZMOWA)
 

Rozmowa z Bogusławem Baniakiem – byłym trenerem Pogoni Szczecin

Szczeciński trener Bogusław Baniak w swojej szkoleniowej karierze 3-krotnie prowadził Pogoń Szczecin, a ostatnio w swym zawodowym życiorysie miał 2,5-letni etap w Afryce, gdzie prowadził młodzieżowy zespół Burkina Faso, ale także współpracował z pierwszą reprezentacją tego kraju, która wywalczyła brązowy medal w Pucharze Narodów Afryki.

– Jakie wrażenia wywiera na Europejczyku powitanie z Afryką?

– Pozornie na początku wszystko jest fajne, bo otrzymałem apartament z basenem, kucharkę, dwóch ochroniarzy i samochód z kierowcą nawet w te dni, gdy nie miałem treningów. Szybko jednak pojawiły się problemy, bo bardzo brakowało rodziny, a mój organizm nie mógł dostosować się do wysokich afrykańskich temperatur, zaś przede wszystkim do miejscowego jedzenia. Odrazę wywoływała też wszechobecna plaga much. Totalnie straciłem apetyt i chudłem w oczach. Próbowałem oszukać organizm i aby ochronić się przed uczuciem głodu, wróciłem po kilkudziesięciu latach do nałogu palenia. Niby doraźnie rozwiązałem problem, ale badania po powrocie do Polski wykazały straszną anemią, a już zanim były znane wyniki tych badań, znajomi mówili że mam policzki jak kościotrup. Próbowałem afrykańską kucharkę nauczyć robienia pierogów i bigosu, ale szybko zdałem sobie sprawę, że trud był daremny. Zostałem skazany na dostosowanie się do miejscowych warunków. Po kilku miesiącach miałem dość wszystkiego i chciałem wracać do Polski, ale skończyło się na zaledwie 2-krotnych odwiedzinach w Szczecinie; przetrzymałem kryzys i wypełniłem 2,5-letni kontrakt. Dodam, że Burkina Faso to tak zwana Czarna Afryka, ale przy tym muzułmańska. Efektem jest między innymi utrudniony dostęp do alkoholu. Choć dodam, że ostatnio nastąpiło w tej kwestii pewne otwarcie i pojawiło się piwo, a dyrektorem browaru został… Polak. W moim przypadku miejscowe uwarunkowania miały jednak ten skutek, że zostałem całkowitym abstynentem. Dodam, że fani kibicują też na trzeźwo, ale mimo to są fanatyczni, a po porażkach trenerowi ochrona jest niezbędna.

– Więc pewnie pańska noga nie stanie już więcej na Czarnym Lądzie…

– To wcale nie jest powiedziane, bo jednak dostosowałem się do tamtejszych warunków, a nawet poczułem pewien sentyment. Często wracam myślami do Burkina Faso, a wiem że na początku przyszłego roku selekcjonerów reprezentacji szukać będą przynajmniej trzy afrykańskie kraje: Benin, Togo i Wybrzeże Kości Słoniowej. Zamierzam wystartować w tych konkursach, choć dostałem też propozycje z dwóch polskich klubów I-ligowych, a afrykańscy znajomi tonują mój entuzjazm mówiąc, że żaden Polak nie poprowadzi reprezentacji narodowej państwa z Afryki. Odpowiadam im, że nie będą pierwszym, bo narodowe afrykańskie zespoły prowadził przede mną Henryk Kasperczak. Tu zawsze słyszę zdziwienie, bo powszechnie uważa się, że słynny Henry to… Francuz. Po pracy w Afryce z pokorą spojrzałem na życie. Wcześniej byłem wybuchowy i bardzo niecierpliwy. Teraz zmieniłem się diametralnie.

– Pamięta pan jakieś najbardziej dramatyczne wydarzenie?

– Zaalarmowano mnie nagle, że w pobliżu mej rezydencji umiera 3-letni chłopczyk o imieniu Megira. Mimo obaw odważyłem się pójść do jego domu, gdzie okazało się, że w jednym pokoju mieszka 17 osób, a malec z na oko 40-stopniową gorączką, ma typowe objawy malarii. Natychmiast zawiozłem go samochodem do ambasady USA, gdzie zorganizowano szybką pomoc, która uratowała mu życie. W konsekwencji miałem sporo wydatków, ale cieszę się, że tak postąpiłem i pokonałem lęk, iż mogę się zarazić. Teraz mam wspaniałą nagrodę, gdy zdrowy Megira woła na mnie Papa. Będę śledził jego dalsze losy, postaram się zapewnić wykształcenie, bo choć nie jestem biologicznym ojcem, to mój kochany afrykański synek…

– Prosimy o parę słów o prawdziwej rodzinie.

– Mam naprawdę mocne wsparcie w żonie Elżbiecie, a dumą napawają mnie synowie: Michał i Bartłomiej, którzy przed wielu laty wyjechali do Walii. Ten pierwszy już w Polsce był sędzią piłkarskim, a na Wyspach Brytyjskich doszedł do II ligi. Musiał jednak wybierać pomiędzy przygodą z gwizdkiem oraz zawodowymi obowiązkami i zdecydował się na te drugie. Został jednak mentorem i szkoli młody narybek brytyjskich arbitrów. Natomiast Bartek to typowy kibic. Przed laty, gdy Pogoni wybitnie nie szło, mocno wyzywali mnie szczecińscy szalikowcy. Potem się wydało, że jednym z głośniejszych był mój syn…

– Na czym polegały pańskie sportowe obowiązki w Burkina Faso?

– Prowadziłem młodzieżowe reprezentacje tego kraju i mam tą satysfakcję, że z kadry do lat 20 aż sześciu zawodników trafiło do pierwszej drużyna, a trzech wystąpiło w meczach eliminacji do mistrzostw świata. Dodam, że kilku utalentowanych 17-latków wziąłem do kadry nie z klubów, ale z turniejów, jakie organizowałem w stolicy kraju Wagadugu. Cieszyły się niezwykłą popularnością, bo futbol był tam jedną z nielicznych możliwości na wyjście z wszechobecnej biedy. W zakończonym brązowym medalem tegorocznym Pucharze Narodów Afryki pomagałem zaś Portugalczykowi Paulo Jorge Duarte, pracując w banku informacji i rozpracowując rywali w grupie oraz także tych, na których liczyliśmy, że trafimy w późniejszym etapie. Przyszłoroczny występ Burkina Faso na finałach mistrzostw świata w Rosji byłby zwieńczeniem moich marzeń, a szczególnie, gdyby ten kraj zmierzył się z Polską. Ale trzeba uważać na lokalne uwarunkowania i choćby na to, że jeden z meczów eliminacyjnych w naszej grupie, Senegalu z RPA, po prostu… nie został zaliczony i decyzją FIFA nakazana została powtórka. To jest możliwe chyba tylko w Afryce.

– Wróćmy z Afryki do Szczecina. Śledzi pan występy piłkarzy Pogoni?

– Nie może być inaczej, bo jestem szczecinianinem, a w tych listopadowych dniach, gdy odwiedziłem grób Świętej Pamięci Floriana Krygiera, miałem wiele przemyśleń. W Polsce jestem od pięciu miesięcy i oglądałem wszystkie ligowe mecze portowców. Mają skład na pierwszą ósemkę i naprawdę bardzo dobrych skrzydłowych, choć tylko jeden wykorzystuje obecnie swój potencjał. Mankamentem są zaś warunki fizyczne, a przede wszystkim przygotowanie do sezonu. Nie można też grać bez napastnika, a Pogoń nie ma klasycznej „dziewiątki”. Maciej Skorża próbował zrobić lidera z Dawida Korta i się zawiódł, ale to nie wina piłkarza, bo na to było jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Główny problem jest jednak ten, że Pogoń na wzór tej brazylijskiej Ptakowej, odizolowała się od środowiska. Gdyby się do mnie zwrócono o pomoc, z pewnością nie odmówiłbym dobrej rady i podzielenia swoimi wieloma doświadczeniami. Potencjalne możliwości są, o czym świadczy choćby wygrany w świetnym stylu 3:0 mecz Pucharu Polski z poznańskim Lechem. Podstawą jest zjednoczenie wszystkich i zapomnienie o ewentualnych urazach. Musimy się zjednoczyć! Polacy potrafią być solidarni w obliczu dramatycznych wydarzeń, jak śmierć Papieża Jana Pawła II czy katastrofa smoleńska. Potrzeba nam jednak solidarności przez całe życie, a w sportowym wymiarze, to nadzieja Pogoni jest w jej wszystkich sympatykach; tych we władzach i na trybunach, a kibiców upraszam, by się nie odwrócili od piłkarzy!

– Dziękujemy za rozmowę. ©℗ (mij)

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

wronek
2017-11-07 10:07:32
A do jakiego fryzjera teraz Baniak chodzi?
elite
2017-11-07 09:16:15
Boguś złap jakiś kontakt z nowym niemcem i przekaż mu w męskich słowach o co chodzi w polskiej piłce bo i tego faceta wyrzucą nieroby z szatni

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA