Poniedziałek, 23 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

O ludziach, którzy stawili opór [ROZMOWA]

Data publikacji: 06 grudnia 2015 r. 15:18
Ostatnia aktualizacja: 08 listopada 2018 r. 02:41
O ludziach, którzy stawili opór [ROZMOWA]
 
Rozmowa z Piotrem Semką, pisarzem, publicystą, autorem wydanej właśnie książki „My, reakcja. Historia emocji antykomunistów w latach 1944-1956”.

- Na początku tekstu ocenia Pan, że lepiej by się go pisało 20 lat temu, bo wtedy z oczywistych względów łatwiej było dotrzeć do świadków historii. Dlaczego więc „My, reakcja” nie powstała właśnie w latach dziewięćdziesiątych?

- Do tej książki trzeba było dojrzeć. 20 lat zajmowałem się pracą reportera. Byłem na Litwie ogłaszającej niepodległość, w oblężonym przez Serbów Sarajewie, w innych miejscach... Dopiero z czasem przychodzi pragnienie usystematyzowania pewnych rzeczy. Ważne były dla mnie zapamiętane opowieści i dowcipy mojej babci. Obrastały one w opowieść o życiu codziennym w czasach stalinowskich. Chciałem przekazać skalę rzeczy, z którym musiało mierzyć się pokolenie wojenne, skalę rzeczy, które na nie spadły. Po prostu: skalę koszmaru. Poza tym książek, które próbują opisać emocje tamtego okresu, po prostu nie ma. A prawa strona musi pamiętać swoją historię.

- Dlaczego „historia emocji”?

- Historycy, którzy piszą na podstawie archiwów, skupiają się na datach i nazwach miejscowości. Nie przekazują klimatu, anegdoty, żartu. Mnie zajmowało przede wszystkim to, jak myśleli tamci ludzie, jakie mieli nadzieje, czego oczekiwali. I jeszcze: historycy skupiają się na komunistach, ZOMO, wojsku, ubecji – bo to jest najbardziej efektowne, najbardziej przykuwa uwagę. Ludzie, którzy stawiali opór temu systemowi, są na drugim, trzecim planie. Wyciągnąć ich na plan pierwszy – takie postawiłem sobie zadanie.

- Stwierdza pan, że ta książka jest adresowana głównie do młodej generacji. Ale młodzież chodząca na marsze niepodległości w koszulkach z żołnierzami wyklętymi chyba jest dość dobrze zorientowana w tej tematyce…


- Chwała młodzieży za zainteresowanie żołnierzami wyklętymi. Ale młodzi powinni wiedzieć, że były też inny formy oporu, że były osoby, które nie godziły się na nowy system, ale chciały jakoś przetrwać.

- Ważnym elementem książki są rozmowy z osobami, które pamiętają lata czterdzieste lub nieco młodszymi, którzy te historie wynieśli z rodzinnych domów. Jak wyglądały te spotkania?

- Podążałem kilkoma tropami. Jednym z nich była rozmowa z osobami znanymi, takimi jak Adam Strzembosz, Krzysztof Zanussi, Witold Kieżun, Władysław Bartoszewski czy Janusz Rolicki. To osoby, od których można oczekiwać głębszej refleksji, samoświadomości. Wysłuchałem opowieści o sytuacjach potwornych, o ludziach, którzy wariowali ze strachu... Marian Piłka, obecnie polityk Prawicy Rzeczypospolitej, nasiąknął opowieściami o terrorze, który przeprowadzono na wsi. Niestety, trudniej o relacje tak zwanych „szarych ludzi”, zwykłych robotników.

- Coś pana podczas tych rozmów zaskoczyło?

- Podłe jest twierdzenie, że ci, którzy byli w stalinowskich więzieniach, mają obsesję mówienia tylko o tym. To nieprawda. Ludzie, z którymi rozmawiałem, opowiadali przede wszystkim o cierpieniach innych, a jeśli odwoływali się do swoich biografii, to z umiarem, mądrością, elegancją.

- Jak się panu pracuje w jednej z redakcji z osobami takimi jak Rafał Ziemkiewicz czy Piotr Zychowicz? Bo Pana książka jest w pewnych fragmentach przede wszystkimi ostrą polemiką z ich tezami, takimi na przykład, że Powstanie Warszawskie było szaleństwem a nieprzejednaną postawę wobec Niemców mogliśmy sobie darować.

- Bardzo szanuję i Rafała Ziemkiewicza, i Piotra Zychowicza, a polemizując z nimi, czasami przyznaję im rację. Często po prostu inaczej rozkładam akcenty. To, na czym mi zależało, to pokazanie, że ludzie podejmujący decyzję o akcji „Burza” czy Powstaniu Warszawskim, nie byli szaleńcami. Powstanie było trudne do uniknięcia. Chciałem, aby czytelnik miał świadomość potwornych dylematów, przed jakimi stali wtedy żołnierze podziemia. Polska znajdowała się w tragicznej sytuacji, dobrych rozwiązań nie było.

- Szczeciński czytelnik zwróci uwagę na pana tezę, że bez tzw. ziem odzyskanych Polacy po wojnie by zwariowali. 

- Rzadko zdajemy sobie sprawę, że Polska była jedynym krajem w radzieckiej strefie wpływów, który dostał odszkodowania terytorialne. Polacy otrzymali miejsca, w których mogli rozpocząć nowe życie. Szczecin, o czym niewiele się mówi, był ważnym miejscem tranzytu żołnierzy WiN na Zachód. Dużo osób uciekało właśnie z tego miasta.

- Opisuje pan historie swoich swoich dziadków. Pisanie tej książki ustawiło panu jakoś myślenie o własnej rodzinie?

- Dziadek od strony ojca, Jan Semka, żołnierz Narodowej Organizacji Wojskowej, po wojnie nie mógł znieść tego, że partyzanci „Łupaszki" byli ścigani jak dzikie zwierzęta. Zaangażował się w pomoc dla nich. Trafił za to do więzienia, potem został wygnany z Powiśla na Pomorze Zachodnie. Ojciec od strony matki, Jerzy Woźnicki, AK-owiec i uczestnik Powstania, po zakończeniu wojny był pozytywistą. Rozumiał, że nie ma powrotu do tego, co przed wojną. To były dwie drogi ludzi, którzy chcieli żyć w nowym systemie z godnością.

- Czy podczas rozmów o książce zdarzają się reakcje jakoś szczególnie dla pana ważne?

- Spotkałem się z opiniami, że książka oddaje klimat czasów stalinowskich. Dla mnie to największy komplement. Z doświadczenia dziennikarskiego wiem, że przywołanie atmosfery – nawet przy najlepszych chęciach – jest zadaniem najtrudniejszym.

- Dziękuję za rozmowę.

©℗

- Rozmawiał Alan Sasinowski

Wywiad nieautoryzowany

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

do semki
2015-12-07 14:48:17
Taaaa... jak można pisać, że Polska była jedynym krajem w strefie radzieckiej, który uzyskał odszkodowanie terytorialne. Jesteśmy tez krajem, który UTRACIŁ największy swój obszar sprzed daty 1 września 1939r. Ale o tym pan redaktor zapomniał. Słuchając gościa w mediach czasami robi się niedobrze od jego wywodów. Typowa tuba Pislamska.
Zenek
2015-12-07 13:20:54
W takim razie pan Semka ma szansę na grube miliony.
.
2015-12-07 12:06:34
Do ciekawy Skąd się wzięło 6200 zł emerytury? To bardzo proste. Jej emeryturę przeliczano, uwzględniając masę ciała.
@Beata
2015-12-07 11:58:02
Trzeba było robić lustrację i dekomunizację, a nie chronić funkcjonariuszy podobno minionego systemu. Trybunał Konstytucyjny i na tym polu się "zasłużył" blokując odpowiedzialność komuszych sędziów. Ci co blokowali lustracje i dekomunizację tworzą teraz różne KOD-y, przypinają oporniki (zamiast układów scalonych), latają do Brukseli na skargę (jak Geremek, były członek PZPR, gdy miał oświadczenie lustracyjne złożyć) i leją krokodyle łzy nad "upadkiem" demokracji w naszym kraju. Na szczęście ludzie się już poznali na waszych gierkach i mało sobie z tego robią, a jak nowoczesnaPO będzie chciał wyprowadzić ludzi na ulicę, to tam się spotkamy, ale bój to będzie zdrajców ostatni!
Beata
2015-12-07 07:48:06
Stanisław Piotrowicz urodził się w 1952 r. i pewnie od razu stawiał ten opór.
Beata
2015-12-07 07:45:46
Jest coś w tym tekście o polityku PiS-u Stanisławie Piotrowiczu? Z Wikipedii: Zdobył rozgłos medialny, ogłaszając w 2001 na konferencji prasowej powody umorzenia śledztwa w sprawie molestowania małoletnich przez proboszcza parafii w Tylawie. Od 1978 należał do PZPR. W stanie wojennym był autorem aktu oskarżenia przeciwko działaczowi opozycji Antoniemu Pikulowi oskarżonemu o kolportaż wydawnictw drugiego obiegu.
śp.Stalin
2015-12-06 18:32:43
Ten pan ma wrażenie że posiada patent na racje!!!a jak dla mnie to wyznawca PiS-slamu z widoczna nadwagą....
ciekawy
2015-12-06 14:29:48
Henryka Krzywonos była tramwajarka powinna wyjaśnić, jak udało się jej uzyskać emeryturę w wysokości 6200 zł miesięcznie . Zwłaszcza że posłanka PO jest zwolenniczką przechodzenia kobiet na emeryturę dopiero w wieku 67 lat - a jej partia straszy, że jeżeli ten wiek będzie niższy, wypłacane kwoty będą nikłe. A tu proszę... ktoś, kto skończył pracować w wieku 56 lat, będąc zwykłą tramwajarką ma 6200 zł miesięcznie emerytury ?!

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA