Napisała do mnie internautka w pewnej istotnej dla niej sprawie: „W mojej pracy pojawiła się koleżeńska kwestia sporna. Kolega twierdzi, że popełniam błąd językowy, gdy pytając o różne kwestie, dodaję na końcu wypowiedzi: czy co?. Pytam na przykład: Mamy rozdać te ulotki, czy co?, Idziemy do domu, czy co?, a kolega odpowiada: czy co. Czy taka konstrukcja wypowiedzi jest dopuszczalna?”.
Takie niby-pytania: czy co?, a także czy nie? stawiane na końcu zdania są charakterystyczne dla potocznych dialogów. Mają na celu podtrzymanie kontaktu, sprowokowanie reakcji rozmówcy. Jeśli stosujemy je świadomie, jeśli oczekujemy odpowiedzi, to nie ma w nich nic niewłaściwego. Jeśli jednak „mówią się same”, to znaczy, że potrzebujemy ich, by się upewnić, że jesteśmy razem w tej konwersacji, że nasz rozmówca coś odpowie albo chociaż kiwnie głową. Ale gdy tych niby-pytań jest zbyt dużo, gdy kończymy nimi co drugie zdanie, to nie jest dobrze. Wtedy bowiem zamiast na treści pytania partner dialogu skupia uwagę na tym nieszczęsnym czy co? i może odpowiedzieć trochę złośliwie: czy co, jak kolega naszej korespondentki.
Niektóre osoby na końcu każdego zdania używają niby-pytania nie?, jakby chciały się upewnić, że rozmówca jest, że słucha, że nadąża za ich opowieścią. W zasadzie słowo „używają” jest tu niewłaściwe, bo zakłada pewną świadomą czynność. Tymczasem owo nie? również „mówi się samo”, jest językową przylepką, której zwykle nie zauważamy.
Przylepki słowne pojawiają się też na początku zdania, choć w nieco innej funkcji. Bodaj najczęstsze jest: wiesz co?, wiecie co?, wie pani co? jako odpowiedź na pytanie. Na przykład: – Jak się dziś czujesz? – Wiesz co, dużo lepiej! Albo w przychodni: – Kiedy przyjmuje internista? – Wie pani co, w tym tygodniu przyjmuje w czwartek. Takie pseudopytania podtrzymują kontakt, ale jednocześnie dają nam czas na sformułowanie odpowiedzi. Podobnie opóźniająco działają dwa inne wyrażenia: to znaczy i powiem tak stawiane na początku zdania. - Czy ma pan jakieś nowe wiadomości? – To znaczy... dzwoniłem do Warszawy, ale nie udało mi się połączyć. Czyż nie przypomina to szkolnego „więc”, od którego zaczynaliśmy odpowiedź, a za które nauczyciel nas zawsze karcił (choć nie zawsze słusznie)?
Z powiem tak jest nieco inaczej. Zwykle słowa te wypowiadamy świadomie, sygnalizując, że za chwilę przekażemy myśl głęboką i starannie sformułowaną: – Podoba ci się ten nowy serial? – Powiem tak: jest ciekawy, jednak mam do niego pewne zastrzeżenia. Jak widać i to wyrażenie pełni funkcję retardacyjną, opóźniającą właściwą wypowiedź.
Jeśli tych wszystkich konstrukcji słownych, znaczeniowo pustych, lecz praktycznie jakoś uzasadnionych, używamy sporadycznie, perswazyjnie albo żartobliwie, to nie widzę w nich niczego nagannego. Jeśli jednak używa się ich zbyt często, to dzieje się to ze szkodą dla jakości konwersacji, w której ważna jest i treść, i forma wypowiedzi.
Ewa Kołodziejek