Wiele osób, broniąc się przed innymi niż mianownik formami swoich nazwisk, odwołuje się do estetycznej strony ich brzmienia. „Jak to okropnie brzmi!” mówi pani Mucha i pan Kozieł, gdy słyszą, że ktoś mówi o pani Musze i o panu Koziele. „Mam kolegę, którego nazwisko kończy się na -ko – pisze czytelnik w komentarzu do mojego ostatniego felietonu – i kiedy je odmieniam, on protestuje i mnie poprawia. Fakt, że nazwisko brzmi wtedy dość podejrzanie, ale trudno – takie Bozia dała. Ziobro też w odmianie nie brzmi pięknie”.
To, czy jakaś forma słowna brzmi pięknie czy okropnie, jest najczęściej naszym subiektywnym odczuciem. Jako miłe dla ucha odbieramy słowa poprawnie i starannie wymawiane, „niezgrzytliwe”, albo takie, które nie zawierają jakichś nietypowych dźwięków. Użytkownik polszczyzny ogólnej zwykle nie akceptuje gwarowych form zawierających połączenia ke, ge, np. kedy, ogeń, bo „okropnie brzmią!”. Być może z tego powodu woli nie odmieniać nazwisk zakończonych na -e, które w połączeniu z przymiotnikową końcówką tworzą takie właśnie dźwięki: Dalke – Dalkego, Dalkemu, Lange – Langego, Langemu.
Dla wielu właścicieli nazwisk zakończonych na -eł, -oł, tożsamych z rzeczownikami pospolitymi, formy gramatyczne brzmią „fatalnie”. W takich bowiem nazwiskach jak Kozieł, Orzeł, Kocioł, nie zachodzą wymiany głoskowe charakterystyczne dla rzeczowników pospolitych, dlatego mówimy o Koziele, Orzele, Kociole. Formy tożsame z nazwami pospolitymi: o Koźle, Orle, Kotle, są dopuszczalne, jednak uchodzą za mniej staranne. Tylko w nazwiskach jednosylabowych nie ma takiej możliwości, trzeba więc mówić o panu Dąbie, Wążu, Mechu.
Czy te wszystkie formy nazwiskowe źle brzmią? W moim odczuciu absolutnie nie, pewnie dlatego, że ich często używam. I w tym właśnie tkwi cała tajemnica: nieużywane – są „dziwne”, „śmieszne”, „okropne”. Używane – tracą nacechowanie, stają się neutralne, nasze.
Myślę, że niechęć do poddawania nazwisk regułom gramatycznym tkwi głównie w niewiedzy albo w braku językowej wrażliwości. Można zrozumieć urzędnika, że w trosce o precyzję i jednoznaczność komunikatu rezygnuje z form gramatycznych nazwisk. Trudno jednak rozumieć księdza, który w komunikatach do swoich wiernych nie odmienia ich nazwisk. Pisze o tym także komentator mojego felietonu: „W kościołach nastała wiele lat temu moda na nieodmienianie nazwisk. I kiedy ksiądz odczytuje intencję mszalną, to mówi: Modlić się będziemy za dusze świętej pamięci Antoniego Rygiel, Beaty Wesoła i wszystkich zmarłych z rodziny Piątek, Kowalski i Geblewicz. To jest tak powszechne, że dopuszczam nawet możliwość jakiegoś odgórnego nakazu, do którego księża muszą się stosować”.
Nie sądzę, by istniała jakaś odgórna dyrektywa, myślę, że wielu księży spełnia po prostu życzenie swoich parafian. Mówił o tym także prof. Jan Miodek: „Ja się raz na kolędzie zapytałem księdza, dlaczego to tak wygląda w kościele. Proboszcz mi odpowiedział, że ludzie się obrażają, jak nazwiska są odmienione. No, ja tego pojąć nie mogę!”.
Ja też tego nie mogę pojąć, a wszystkim gramatycznym sceptykom dedykuję powtarzany od dawna aforyzm: „Jesteś właścicielem swojego nazwiska tylko w mianowniku, pozostałymi przypadkami rządzi gramatyka”.
Ewa Kołodziejek