Jeśli się komuś wydaje, że gramatyka jest szkolnym balastem, to się grubo myli. Gdyby szkolny przedmiot o nazwie „język polski” faktycznie był wypełniony szeroką wiedzą o języku, to uczniowska wiedza o świecie byłaby pełniejsza. I nie tylko uczniowska. Osoby dojrzałe też używałyby języka z większą świadomością jego roli, funkcji i mocy.
Bo język ma moc! Tworzy wspólnotę, pozwala poznać świat, komunikuje i wyraża emocje. Ale również – o czym często zapominamy – tworzy portret komunikacyjny jego użytkowników. Na wizerunek każdego z nas składa się bowiem nie tylko prezencja, lecz także (a może przede wszystkim) sprawność językowa, czyli umiejętne, stosowne i poprawne użycie form słownych. Umiejętne i stosowne – to dostosowane do sytuacji komunikacyjnej, poprawne – to zgodne z obowiązującą normą językową, która opiera się na regułach gramatycznych.
Aby mówić i pisać poprawnie, nie trzeba znać wszystkich mechanizmów rządzących językiem. Ale trzeba mieć o nich pojęcie, gdy się publicznie wypowiadamy o języku, a zwłaszcza, gdy ganimy jakieś formy gramatyczne. Nie można powiedzieć: to jest niepoprawne, bo się nam ta forma nie podoba. Warto wtedy sięgnąć choćby do szkolnej gramatyki i sprawdzić, czy nasze „nie podoba mi się” ma oparcie w jej regułach.
Weźmy za przykład rodzaj gramatyczny rzeczowników osobowych. Większość przybiera dwa rodzaje: męski i żeński. Począwszy od imion: Jan i Janina, Stefan i Stefania, poprzez nazwiska: Kochanowski i Kochanowska, Biały i Biała, Nowak i (dawniej) Nowakowa, aż do nazw zawodów, godności i stanowisk: aktor i aktorka, dyrektor i dyrektorka, profesor i profesorka, a także nowa opozycja rodzajowa – minister i ministra. Ta ostatnia forma, choć pierwotnie uznana za niezgodną z mechanizmem słowotwórczym polszczyzny, została zaakceptowana w uzusie, który jest podstawą normy językowej. Ministra ma swoje formy gramatyczne: dopełniaczową – ministry, celownikową – ministrze itd. Forma ministrze jest tożsama z wołaczem rzeczownika męskiego minister, forma ministry – z żartobliwą albo pogardliwą formą mianownika liczby mnogiej: te ministry. O tym, w jakim znaczeniu jest użyta, decyduje kontekst.
Wydawałoby się, że to sprawa oczywista. Tymczasem ostatnio grono sędziów podważyło poprawność sformułowania obejmując stanowisko ministry użytego w ślubowaniu nowych członkiń rządu. Nie dyskutuję z argumentacją merytoryczną, tylko z gramatyczną. Argument, jakoby dopełniaczowa żeńska forma ministry była w tekście ślubowania tożsama z ekspresywnymi rzeczownikami męskimi typu: profesory, prezydenty, chłopy, senatory, świadczy o złej woli albo o nieznajomości reguł gramatyki. Czyżby dla autorów opinii różnica między wyrażeniem: stanowisko ministry a ekspresywnymi formami męskimi: te prezydenty, te ministry była nieuchwytna? Trudno powiedzieć, ale jak widać, wiedza gramatyczna jest potrzebna w wielu życiowych sytuacjach.
Ewa Kołodziejek