- Dzieńdoberek, mam pytanko! – z takimi radosnymi słowami uczeń wkroczył do gabinetu dyrektora szkoły. O czym świadczy forma powitania? Czy o tym, że w szkole panuje przyjazna atmosfera? Czy o radosnym usposobieniu młodzieńca? A może o tym, że młody człowiek jeszcze nie nabył kompetencji komunikacyjnych i nie wie, jakich słów w tej konkretnej sytuacji użyć?
Myślę, że o wszystkim po trosze. Zapewne w szkole uczniowie czują się dobrze, skoro uczeń wybrał taką familiarną formę zwrotu do dyrektora. Na pewno też intuicyjnie wie, że zdrobnienia, których użył, tworzą przyjazną atmosferę. Zabrakło mu tylko wyczucia sytuacji.
Zdrobnienia bowiem mają wiele ograniczeń. Służą głównie do sygnalizowania różnorodnych emocji, a przecież nie w każdej sytuacji można je okazywać. Zdrobnień używa się, by wyrazić miłość, czułość, życzliwość, żartobliwość, ale także uszczypliwość, sarkazm, ironię. Zdrobnienia towarzyszą nam w kontakcie dzieckiem albo ukochaną osobą: czeszemy włoski, masujemy brzuszek, myjemy łapeczki. Stosujemy je, by zbudować pozytywną relację z rozmówcą: przyjaciołom przesyłamy buziaczki, a miłym znajomym pozdrowionka.
Zdrobnienia mogą być też niebezpieczne, można ich bowiem użyć, by kogoś wyśmiać: bohaterek, hehe, albo kogoś zlekceważyć, zwłaszcza gdy zdrabnia się nazwy narodowości: Żydek, Polaczek. Rzecz ciekawa, że zdrobnienia wyrażające negatywne emocje nie drażnią nas tak bardzo, jak te, które swoją familiarnością skracają dystans. A już najbardziej irytujące są pieniążki! Przyznam, że pieniążki i mnie irytują, choć jestem wielką miłośniczką zdrobnień.
I nie tylko ja. W znakomitej książce „Wszystko zależy od przyimka. Bralczyk, Miodek, Markowski w rozmowie z Jerzym Sosnowskim” nasi wybitni językoznawcy zgadzają się co do tego, że zdrobnienia są wyjątkową właściwością polszczyzny i że nie wszystkie języki mogą się, tak jak nasz, poszczycić całymi ciągami zdrobnień. Więc choć profesor Miodek wiozącemu go taksówkarzowi, który „ma pytanko” odpowiada: „Wolałbym pytanie, wie pan”, to jednak mówi: „Zobacz, że to jest u nas cudowne, że możemy płakać, płakuniać, płakusiać, prawda? Lekko, leciutko, leciuteńko, lekuchno”.
O polszczyźnie wiadomo, że jest językiem ciepłym, bo jest wytworem naszej „ciepłej” kultury. A jednym ze sposobów ocieplenia kontaktu jest właśnie użycie wyrazów zdrobniałych. Ale uczeń wchodzący do gabinetu dyrektora takich form wyrazowych powinien się wystrzegać. Ta konkretna sytuacja wymaga od niego neutralnych środków językowych, starannego doboru słów, wyrażania emocji w treści, a nie w formie wypowiedzi.
Więc chociaż ani zdrobniałe pytanko, ani żartobliwy dzieńdoberek nikogo nie obrażają, to jednak trzeba je zostawić na inne okoliczności. Do tej konkretnej sytuacji pasuje tylko tak sformułowana wypowiedź: Dzień dobry, panie dyrektorze. Mam pytanie.
Ewa Kołodziejek