Dokładnie dziewięć lat od wszczęcia postępowania Prokuratura Okręgowa w Radomiu zakończyła śledztwo przeciwko Bartoszowi K., byłemu radnemu Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego. Prokurator prowadzący przedstawił oskarżonemu dwanaście zarzutów. Polityk nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu przestępstw.
Dlaczego postępowanie trwało tak długo i czemu prowadziła je prokuratura w Radomiu? Odpowiedź na pierwsze pytanie jest szokująca: Bartosz K. był jedną z... 300 (!) osób zamieszanych w sprawę, która wciąż jest określana jako największa afera korupcyjna w polskiej służbie zdrowia. A dlaczego sprawę K. (i innych) rozpracowywała radomska prokuratura? Bo tam wszystko się zaczęło - we wrześniu 2006 r. zatrzymano Zbigniewa B., ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego szpitala wojewódzkiego.
Według ustaleń prokuratury, firmy zaopatrujące szpitale w sprzęt opłacały lekarzy za zamawianie ich produktów pod płaszczykiem konsultacji i szkoleń. Honoraria wahały się między 2 a 10 tys. zł. Ustalono, że byli i tacy, którzy inkasowali po 200 tys. zł. Za co? Pielęgniarki oddziałowe np. otrzymywały pieniądze za systematyczne uzupełnianie zapasów produktów używanych przez chirurgów podczas operacji (oczywiście wybranej firmy), a dyrektorzy szpitali za ustawianie przetargów na zakup ich sprzętu medycznego.
Po przesłuchaniu kolejnych podejrzanych śledczy wszczęli postępowanie dotyczące przyjmowana korzyści majątkowych od firm medycznych przez dyrektorów, ordynatorów i innych pracowników ponad stu szpitali w Polsce (w latach 2001-2006).
W sumie zarzuty przedstawiono już ponad 200 osobom z całej Polski, z czego większość to pracownicy szpitali (lekarze, dyrektorzy zoz-ów, kierownicy aptek i pielęgniarki). Około jedna trzecia to przedstawiciele firm, którzy wręczali łapówki.
Bartosz K. jest jedną z ponad stu osób, którymi radomska prokuratura zajmowała się w kontekście korumpowania pracowników służby zdrowia. Pod koniec września br. - postępowanie wobec niego zostało zakończone. Akt oskarżenia najprawdopodobniej trafi do sądu jeszcze w tym tygodniu. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.
Więcej we wtorkowym Kurierze Szczecińskim i e-wydaniu z 4 października 2016 r.
Leszek Wójcik
Fot. R.STACHNIK (arch.)