Znaleziono zwłoki jednego marynarza z poszukiwanego kontenerowca "El Faro" - poinformowała w poniedziałek amerykańska Straż Przybrzeżna, dodając, że statek zatonął. Tego dnia trwała akcja ratunkowa w poszukiwaniu rozbitków. Ma być kontynuowana także w nocy.
"El Faro" transportował 391 kontenerów oraz 294 samochodów i naczep. W 33-osobowej załodze statku pod banderą amerykańską, który płynął z Jacksonville na Florydzie do San Juan na Portoryko i został uszkodzony w wyniku uderzenia huraganu Joaquin, było pięciu Polaków. Jak zapewnił rzecznik polskiego MSZ Marcin Wojciechowski "sprawa jest na bieżąco monitorowana".
- Wciąż liczymy na pozytywny afekt akcji poszukiwawczo-ratunkowej - zaznaczył wczoraj.
"El Faro" zaginął w czwartek. Z relacji załogi jeszcze przed utratą łączności wiadomo, że statek miał nieczynne silniki, 15-stopniowy przechył, był uszkodzony i nabierał wody. Uważa się, iż statek utonął tam, gdzie się znajdował w czwartek. Ekipy ratunkowe zlokalizowały z powietrza pewną liczbę pływających po morzu kamizelek ratunkowych i szczątków - prawdopodobnie pochodzących z "El Faro". W jedną z kamizelek zapięte były zwłoki. Załoga ze śmigłowca stwierdziła, że marynarz nie żyje i odleciała, kontynuując poszukiwania rozbitków, co jest - jak zaznaczono - priorytetem operacji. Kamizelki pozwalają na przeżycie w ciepłym morzu 4-5 dni, ale tym razem warunki były trudne: fale wzburzone przez huragan dochodziły do 15 metrów, a siła wiatru sięgała 240 km/godz. Odnaleziono też jedną z dwóch szalup ratunkowych "El Faro" - była uszkodzona i nie było na niej śladów życia.
Rodziny marynarzy zostały poinformowane, że statek zatonął. (pap)
Fot. TOTE Maritime