Piątek, 19 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Dwugłos o reformie oświaty

Data publikacji: 09 października 2016 r. 09:08
Ostatnia aktualizacja: 25 sierpnia 2019 r. 18:42
Dwugłos o reformie oświaty
 

Radykalne zmiany w systemie oświaty zapowiada od przyszłego roku szkolnego Ministerstwo Edukacji Narodowej. Związek Nauczycielstwa Polskiego w projekcie nowej ustawy widzi zagrożenie dla miejsc pracy nauczycieli i jakości nauczania. W poniedziałek o godz. 14 w całym kraju ZNP zorganizuje pikiety pod urzędami wojewódzkimi „przeciw chaosowi w oświacie”. „Kurier” przedstawia dwugłos w sprawie reformy.

 

SYSTEM SOBIE PORADZI

Rozmowa z Maciejem Kopciem, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej

– Dlaczego przeprowadzając reformę edukacji, MEN zdecydował się na tak radykalne zmiany w szkolnym ustroju? Celem miało być wydłużenie nauki w trzyletnim obecnie liceum. Tymczasem zmiany dosięgną wszystkich typów szkół.

– Przyczyną zmian jest nie tylko diagnoza obecnego stanu liceów ogólnokształcących, lecz także szkół zawodowych, które wymagają szybkiego dostosowania do potrzeb rynku pracy. Aż 26 z 37 rektorów szkół wyższych wyraziło negatywną ocenę przygotowania absolwentów szkół ponadgimnazjalnych do podjęcia studiów, wskazując na zbyt krótki czas nauki w liceum ogólnokształcącym. Ponadto – o czym mówiła pani minister Anna Zalewska – nasz system edukacji czeka niż demograficzny. Liczba uczniów szkół podstawowych w 2016 r jest mniejsza o 12 procent od tej z 2005 r. Liczba uczniów gimnazjów spada od roku szkolnego 2005/2006, zmniejszając się o ok. 33 procent w roku szkolnym 2016/2017, a liczba gimnazjów rośnie. Sytuacja ta doprowadzi do trudności ich finansowania. Ze względu na niż demograficzny, w ostatnich latach łączono szkoły w zespoły gimnazjów i szkół podstawowych, co było niezgodne z założeniami reformy z 1999 r., która mówiła o tworzeniu gimnazjów jako samodzielnych szkół.

– Jakie będą koszty tej reformy, czy są szacunki?

– Poziom finansowania przewidziany dla 2017 r. jest wystarczający, aby pokryć wydatki systemu oświaty w nowym ustroju i w trakcie jego transformacji. W 2016 r. subwencja oświatowa na ucznia była liczona z sześciolatkami, których do szkoły pójdzie zaledwie 18 procent. Faktyczne koszty przekształcania szkół i dostosowywania ich do nowego ustroju, będą zależeć od decyzji samorządów. Wybór konkretnych rozwiązań wpłynie na ostateczne koszty. Rozwiązania, przedstawione w projektowanych przepisach, dają samorządom wybór i możliwości dostosowania sieci szkół w sposób jak najmniej dla nich uciążliwy i kosztowny.

– Czy doliczono do tego odprawy dla nauczycieli gimnazjów, którzy stracą pracę?

– Większość gimnazjów działa dziś w zespołach szkół razem ze szkołami podstawowymi, więc większość tych kwot odpadnie. Te koszty staraliśmy się uwzględnić. Nie tylko dotyczące nauczycieli, ale również pracowników obsługi. Prowadzimy też dyskusję z samorządami na temat rozwiązań, zarówno jeśli chodzi o szkoły publiczne, jak i niepubliczne: zatrudnienie, zabezpieczenie etatów, godziny ponadwymiarowe.

– Nauczyciele w szkołach podstawowych często mają niepełny wymiar godzin. Dyrektorzy więc zapowiadają: najpierw dopełnimy swoim, a później zatrudnimy nowych.

– Około 70 procent nauczycieli miało w gimnazjach niepełny etat. Aby go uzupełnić pracowali w drugiej szkole lub uczyli drugiego przedmiotu. Godziny ponadwymiarowe są droższe i dyrektorzy o tym wiedzą. W Szczecinie nie wygląda to źle z punktu widzenia gimnazjów, które były tworzone sztucznie poprzez podział szkół podstawowych. W Polsce ponad 60 proc. gimnazjów jest w zespołach szkół.

– Tempo wprowadzania reformy jest bardzo szybkie. Czy MEN zdąży ze wszystkim do przyszłego roku: procedowanie nowej ustawy, napisanie nowych programów nauczania, podręczników?

– To bardzo trudny element reformy. Projekty ustaw zostały przekazane w tym korporacjom samorządowym.

W pierwszym etapie reformy nowa podstawa programowa obejmie klasę pierwszą szkoły podstawowej. Podstawa programowa dla klas 1-3 budzi duże emocje, ale musi być zmieniona jako pierwsza. Konieczna jest również zmiana dotycząca liceum ogólnokształcącego.

[..]

– Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Elżbieta KUBERA

Cały artykuł w magazynowym "Kurierze Szczecińskim" i e-wydaniu z dn. 7.10.2016 r.

 

*********

 

OBRONIĆ DOBRĄ SZKOŁĘ

Rozmowa z Pawłem Bartnikiem, zachodniopomorskim kuratorem oświaty w latach 1999-2002, obecnie radnym PO miejskiej Komisji ds. Edukacji

– Współtworzył pan gimnazja, jako ówczesny zachodniopomorski kurator oświaty. Teraz Ministerstwo Edukacji zapowiada ich koniec.

– Gimnazja jako pomysł zrodził się w głowie ministra Handkego, minister Dzierzgowskiej i minister Radziwiłł oraz osób z nimi związanych po analizie systemów oświaty europejskich, a nawet światowych, bliższych naszej cywilizacji, gdzie w przeważającej większości są one trzystopniowe. Również w Polsce międzywojennej system oświaty był trzystopniowy. Wprowadzenie gimnazjum służyło trzem sprawom. Miało przedłużyć o rok kształcenie ogólne na poziomie obowiązkowym. Po drugie miało wyrównać szanse dzieci z różnych środowisk, by mogły lepiej kształcić się w szkole średniej i na studiach. Wprowadzony zewnętrzny system egzaminacyjny służył porównywaniu pracy szkół i poziomów osiąganych przez uczniów. Od kilkunastu lat ten system obowiązuje w państwie.

– Czy te założenia zostały osiągnięte? Wzrosła jakość kształcenia i porównywalność?

– Według wszelkich obiektywnych danych tak. Badania PISA pokazują, że gimnazjum nie tylko wyrównało szanse, ale podniosło poziom kształcenia dla tej grupy wiekowej. Jesteśmy dziś w czołówce światowej, a w niektórych przedmiotach np. z matematyki przegoniliśmy nawet Finlandię, która była dla nas niedoścignionym wzorcem, gdzie jeździliśmy przyglądać się rozwiązaniom metodycznym. Przeciwnicy gimnazjów, którzy dzisiaj próbują zmienić ten system, mówią, że gimnazja nie wyrównały szans. I podają jako przykład coś, co jest chlubą Szczecina, czyli istnienie kilku gimnazjów bezrejonowych, że tam grupuje się zdolną młodzież. Z tym można dyskutować, ale jest to szerszy problem kształcenia ucznia zdolnego. Czy ma on się uczyć ze zdolnymi, czy nie?

– Czy widzi pan jakąś korzyść płynącą z proponowanej przez PiS reformy?

– Nie. Podczas wprowadzania poprzedniej reformy często dyskutowałem z panią minister Radziwiłł i ona kiedyś zadała mi pytanie: „Kuratorze, po co my to wszystko robimy?” Odparłem wtedy, że jak ruszymy ziemię z posad świata, to powstanie coś pozytywnego. Proszę dziś pojechać do jakiegokolwiek gimnazjum i zobaczyć. Te szkoły mają swoje tradycje, specjalności, wolontariaty. Ludzie, którzy tam pracują, czują się dumni, że tworzą coś dobrego, dzieci są dumne, że są gimnazjalistami. To kompletna nieprawda, że tam jest chiliganeria. Nauczyciele gimnazjów potrafią sobie z tym radzić. Przeszli rozmaite szkolenia, zostali doposażeni w wiedzę metodyczną. Likwidacja tego to cofanie się do PRL-u. W wielu aspektach życia się cofamy, ale damy radę. Nie takie rzeczy się działy. W obecnej dobie trudniej jest robić wodę z mózgu, jest internet. Poza tym, skoro półtora roku „Solidarności” sprawiło, że były strajki w 1988 roku i okrągły stół, to 27 lat wolności tym bardziej, to prawie dwa pokolenia. Najważniejsze, żeby być solidarnym, bo wtedy jest szansa obrony tego, co jest dobre.

– MEN podaje, że celem reformy jest nie tyle likwidacja gimnazjów, co wydłużenie kształcenia o rok nauki w liceum, bo trzyletnie słabiej przygotowuje do matury.

– Międzywojenne liceum było dwuletnie i wykształciło bardzo dobrych absolwentów, którzy zdali świetnie matury, potem stali się często wybitnymi profesorami po wybitnych uczelniach, a gdy przyszło, niestety, do drugiej wojny byli oddanymi patriotami, którzy walczyli na wszystkich frontach. Mówienie o tym, że czteroletnie liceum wszystkie problemy rozwiązuje, to mówienie nieprawdy. Jeden rok, to jest tylko kwestia programu, który jest w odpowiedniej klasie i typie szkoły wdrażany.

To jest próba szukania sojuszników i rozbicia solidarności nauczycielskiej. Gdy mówimy nauczycielom liceum – mającym problemy z godzinami i niepełne etaty – że pojawi się dodatkowy rocznik i będzie więcej godzin, to powoduje, że często zachowują się oni niesolidarnie w stosunku do swoich kolegów z gimnazjów.

To próba podzielenia środowiska w myśl starej zasady: „Dziel i rządź”. Nauczyciele gimnazjów są ofiarą tej zmiany. Oni są w trudnej sytuacji, już za rok będzie w gimnazjum jeden rocznik uczniów mniej, dlatego już dziś są mniej skupieni na pracy, a bardziej na jej szukaniu. Brak solidarności powoduje, że na polu walki zostaną tylko ci nauczyciele gimnazjów. Absolwenci gimnazjów nie mają jeszcze dzieci w tym wieku, więc rodzice są sentymentalnie związani z ośmioletnią szkołą podstawową, którą kończyli,a z sentymentem trudno racjonalnie dyskutować. Nawet badania PISA nie pomagają.

[..]

– Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Elżbieta KUBERA

Cały artykuł w magazynowym "Kurierze Szczecińskim" i e-wydaniu z dn. 7.10.2016 r.

Fot. Robert STACHNIK (arch.)

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Wir
2016-10-09 11:10:23
To nie jest dwugłos. To są argumenty Bartnika i bleblanie Kopcia

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA