Sobota, 03 sierpnia 2024 r. 
REKLAMA

Wojenna odyseja Zbigniewa Piaseckiego

Data publikacji: 02 sierpnia 2024 r. 12:15
Ostatnia aktualizacja: 02 sierpnia 2024 r. 12:15
Wojenna odyseja Zbigniewa Piaseckiego
Zbigniew Piasecki „Czekolada”. Fot. archiwum rodzinne Zbigniewa Piaseckiego  

Kresowe dziedzictwo

Zbigniew Piasecki urodził się 27 maja 1927 r. w Warszawie. Młodość spędził na Kresach Wschodnich, w Ostrogu nad Horyniem położonym zaledwie kilka kilometrów od granicy polsko-sowieckiej. W miejscowości tej miał swój garnizon Batalion Korpusu Ochrony Pogranicza „Ostróg” i 19. Pułk Ułanów Wołyńskich, w którym służył jego ojciec – Wacław. Jako mały chłopiec Piasecki lubił przysłuchiwać się wojennym wspomnieniom, które opowiadano podczas spotkań ojca z kolegami z pułku. Odegrało to, wraz ze starannym wychowaniem odebranym w domu rodzinnym i szkole, najważniejszą rolę w ukształtowaniu jego patriotycznego światopoglądu. Nie bez znaczenia pozostawał również fakt, że Piasecki często obserwował ułanów ćwiczących jazdę konną i władanie białą bronią. Robiło to na nim ogromne wrażenie, a największym marzeniem młodzieńca było zostać oficerem Wojska Polskiego.

Wybuch wojny i sowiecka okupacja

Krótko przed inwazją wojsk III Rzeszy na Polskę, 19. Pułk Ułanów Wołyńskich został zmobilizowany i wysłany nad granicę polsko-niemiecką. Na początku wojny Zbigniewa Piaseckiego nie opuszczał optymizm. Był przekonany, że Wojsko Polskie szybko rozprawi się z Niemcami. Wszystko zmieniło się w połowie miesiąca, gdy Wacław Piasecki powrócił do Ostroga na czele plutonu ułanów. Wkrótce potem, 17 września, do Ostroga wkroczyła Armia Czerwona. Wacław Piasecki, wraz ze swoimi żołnierzami, został wówczas wzięty do niewoli przez sowiecką jednostkę pancerną, po czym wywieziony na wschód. Zbigniew Piasecki bardzo przeżył te trudne chwile: „W ciągu dnia chodziłem przygnębiony. Podczas obiadu oparłem głowę o stół i z płaczem głośno powtarzałem: »Nie mamy tatusia. Nie ma już naszej Polski«. Mama czule tuliła mnie do siebie i wypowiadała słowa pocieszenia, że to się wszystko wkrótce zmieni, ojciec powróci. Obok siedziała babcia (mama ojca). Patrzyła na nas i w milczeniu ocierała łzy płynące po policzkach”. Zbigniew Piasecki nigdy już nie zobaczył ojca – umieszczono go w obozie w Kozielsku i zamordowano wiosną 1940 r. wraz z tysiącami innych oficerów Wojska Polskiego. Rodzina Wacława Piaseckiego o jego śmierci dowiedziała się w 1943 r. z prasy okupacyjnej wydawanej przez Niemców.

Piasecki i jego najbliżsi wkrótce musieli zmierzyć się z potężnymi trudnościami, jakie niosła dla nich sowiecka okupacja: „Po pierwszym tygodniu […] kazano nam opuścić miejsce zamieszkania w blokach na terenie koszar. Wozy konne ze skromnym dobytkiem ruszyły kolumną od bramy wyjazdowej w kierunku miasta. Przy bramie stała pokaźna liczba osób (około kilkadziesiąt), która demonstracyjnie wznosiła złośliwe okrzyki, m.in. »Waszej Polski już nie ma! Wyjeżdżajcie stąd!«. Po kilku dniach stopniowo zacząłem przyzwyczajać się do otaczającej mnie rzeczywistości. Nieujawniony bunt spowodował, że stałem się bardziej odporny na upokorzenia, jakich niemało doświadczałem, i kłopoty dnia codziennego spowodowane przez władze sowieckie i nieprzyjaznych nam ludzi należących do mniejszości narodowych. Wraz z kolegami pragnąłem, wzorując się na bohaterach narodowych i literackich, dokonać czegoś ważnego”.

Ucieczka do Generalnej Guberni i konspiracyjne początki w Warszawie

Uzyskawszy informację o planowanych aresztowaniach i wywózkach na wschód rodzin polskich żołnierzy, matka Zbigniewa Piaseckiego zdecydowała się w grudniu 1939 r. na próbę przejścia na tereny opanowane przez Niemców. Udaną ucieczkę do Generalnego Gubernatorstwa zorganizowali dwaj dawni podoficerowie z 19. Pułku Ułanów Wołyńskich. Po kilkudniowej wędrówce Piasecki dotarł z matką do Małkini, a stamtąd udali się pociągiem – przez Warszawę i Lublin – do Tomaszowa Lubelskiego, do rodziny. Przebywali tam do początku 1941 r., a następnie, z uwagi na bardzo ciężką sytuację finansową, przenieśli się wraz z siostrą do Mińska Mazowieckiego, gdzie również mieli krewnych.

Nie chcąc być dla swoich bliskich nadmiernym obciążeniem, Piasecki, który miał wówczas piętnaście lat, zamieszkał w Warszawie, w specjalnym internacie prowadzonym dla niepełnoletnich dzieci żołnierzy, którzy zginęli lub zaginęli podczas wojny. Placówka owa oferowała również kształcenie zawodowe.

W czerwcu 1941 r. Piasecki wstąpił do Szarych Szeregów, których komórka została zorganizowana w jego internacie. Obrał sobie wówczas pseudonim „Różycki”, nawiązując w ten sposób do powstańca styczniowego – gen. Karola Edmunda Różyckiego, który był przed wojną patronem 19. Pułku Ułanów Wołyńskich. Następnie jednak – z uwagi na zbieżność nazwisk ze znanym krakowskim działaczem społecznym, przemysłowcem i cukiernikiem, Adamem Piaseckim, który w 1910 r. uruchomił Krakowską Fabrykę Cukrów i Czekolady, przez co nazywany był potocznie „królem czekolady” – używał pseudonimu „Czekolada”.

Piasecki, będąc doświadczonym przedwojennym harcerzem, został przydzielony jako dowódca do zastępu składającego się z chłopców należących do najmłodszej grupy wiekowej (od dwunastu do czternastu lat). W połowie 1943 r., po ukończeniu szesnastu lat, przeniesiono go do grupy średniej, do której należały osoby w wieku od piętnastu do siedemnastu lat. Wtedy też Piasecki rozpoczął swą aktywność w akcjach tzw. małego sabotażu na ulicach stolicy. „Czekolada” m.in. trudnił się w tym okresie również kolportażem prasy podziemnej, a także rozklejał plakaty na murach i malował znaki Polski Walczącej.

W Powstaniu

1 sierpnia 1944 r. Piasecki, po uprzednim pożegnaniu się z matką napotkaną w drodze do Warszawy, kilka kilometrów za Mińskiem Mazowieckim, udał się do stolicy, by po raz pierwszy wziąć bezpośredni udział w zbrojnej walce z Niemcami. Młodzieniec posiadał wówczas stopień kaprala.

Przybywszy do miasta, „Czekolada” nie zdołał dotrzeć do punktu koncentracji swego hufca na Mokotowie, więc przyłączył się do oddziału napotkanego na rogu ulic Koszykowej i Mokotowskiej – 1. kompanii „Ruczaj” dowodzonej przez por. Karola Gomułkę „Longa”. Gdy wybiła godzina „W”, Piasecki uczestniczył w udanym ataku na niemieckie koszary przy ul. Koszykowej 18, gdzie wzięto wielu jeńców i zdobyto znaczne ilości uzbrojenia. Swoje wrażenia po tym boju opisał później następująco: „Pierwsze stanowisko moje w oknie było z widokiem na ulicę Chopina. […] Siedziałem tam. Warszawa się pali. Już było widać płomienie, dym, […] nawet trochę gryzło w oczy. […] po całej Warszawie strzelanina była. Odczucia to były takie, człowiek to czuł, że coś się dzieje. Słychać było odgłosy niemieckich komend”.

Po przegrupowaniu i reorganizacji powstańczych oddziałów Piaseckiego przydzielono do oddziału Kazimierza Leskiego „Bradla”, który próbował zająć Aleje Ujazdowskie na odcinku od pl. Trzech Krzyży do Belwederu, dążąc do opanowania znajdującego się tam biura kontrwywiadu niemieckiego. Dalszy napływ ochotników sprawił, że pluton „Bradla” po kilku dniach znacznie się rozrósł i – jako 1. kompania – wszedł w skład batalionu „Miłosz”. Jak wspominał „Czekolada”: „Całe powstanie walczyłem w rejonie dzielnicy niemieckiej, którą mieliśmy za zadanie zdobyć. Były tam cywilne i wojskowe urzędy niemieckie, hotele, kasyna, sklepy, nawet kino niemieckie. Opanowaliśmy tę dzielnicę, za wyjątkiem budynku Sejmu i Izby Przemysłowej”. Piasecki odnosił się do fragmentu warszawskiej dzielnicy Śródmieście Południowe, gdzie m.in. działały najważniejsze placówki niemieckiego aparatu bezpieczeństwa. Znajdujące się w tym rejonie budynki zostały w większości zajęte przez Niemców z przeznaczeniem na biura i mieszkania dla funkcjonariuszy aparatu okupacyjnego. „Czekolada” brał m.in. udział w walkach w rejonie tzw. Kamienicy pod Gigantami (Aleje Ujazdowskie 36), pl. Trzech Krzyży, w budynkach przy ul. Bolesława Prusa oraz w okolicach gmachu Związku Chrześcijańskiej Młodzieży Męskiej (Young Men’s Christian Association – YMCA) znajdującym się przy ul. Marii Konopnickiej 6, który powstańcy zdobyli 2 września. „Czekolada” był jednym z pierwszych żołnierzy swojej kompani, który wdarł się do silnie bronionego budynku.

Ciężkie boje z Niemcami w Warszawie wywarły na Piaseckim niezatarte wrażenie. Przykładowo, zabicie pierwszego żołnierza wroga podczas walk w rejonie barykady przy Alejach Ujazdowskich 36 zapamiętał on następująco: „Leciało wszystko w powietrze, jednak my, uprzedzając działania Niemców, wcześniej wycofaliśmy się z barykady. Zajęliśmy pozycje w budynku przy Alejach Ujazdowskich. Było tam stanowisko ogniowe obłożone workami z piaskiem, za którymi się ukryliśmy. Jakiś odważny Niemiec przeszedł na naszą stronę barykady. Przy każdej barykadzie zawsze było małe przejście na drugą stronę ulicy, z którego on wtedy skorzystał. My byliśmy naprzeciwko tego przejścia. Strzeliłem do niego równocześnie z kolegą. Obaj trafiliśmy. Niemiec zginął. […] Myślałem o tym zabitym Niemcu […]. Pamiętam, że był blondynem, miał lekko falujące włosy. Miła twarz. Mógł mieć 24 lata. Myślałem wówczas, że jego matka będzie czekać, lecz nie doczeka się powrotu syna. Moja mama się doczekała”.

Innym przeżyciem, które zapadło w pamięci „Czekolady”, było odniesienie przez niego pierwszej i jedynej, na szczęście, niegroźnej rany: „Zajęliśmy pozycje na skarpie przy ul. Senackiej z widokiem na Sejm. Było to w ramach przygotowań do większej akcji, w której miały także wziąć udział inne oddziały. Niemcy nas zauważyli i zaczęli ostrzeliwać z moździerzy, próbując się wstrzelić. Dowódca plutonu wydał wówczas rozkaz: »Wycofujemy się ze skarpy do garaży!«. Biegłem jako ostatni. Dotarłszy do pobliskich garaży, znajdującej się poniżej skarpy, stanąłem przy wejściu, chowając się za murem. Zacząłem obserwować niemiecki ostrzał. W tym momencie niedaleko, może w odległości dziesięciu metrów, upadł pocisk moździerzowy. Było pełno kurzu. W powietrzu fruwały odłamki. Poczułem, jak jeden z nich uderzył mnie w pierś. Szczęśliwie w momencie eksplozji zmieniałem pozycję. Dzięki temu fragment pocisku nie wbił się głęboko, tylko powierzchownie przeorał pierś i wyszedł bokiem, jednak niemal oderwał lewą brodawkę sutkową, która wisiała na kawałku ciała i wyglądała, jak odklejona. […] rana mocno krwawiła. Moi koledzy myśleli, że dostałem w serce.

Oddział „Czekolady” aż do końca powstania zdołał utrzymać się na wielu spośród zajmowanych przez siebie pozycji m.in. w budynku YMCA.

Zakończenie walk w Warszawie i dalsze próby walki z okupantem

Po zawieszeniu broni Piasecki znalazł się w grupie powstańców, która nie chciała iść do niewoli, lecz była zdecydowana na kontynuowanie walki. Gdy upadł plan zbrojnego przebicia się z Warszawy przez pierścień wrogich wojsk, ludzie ci wyszli z miasta w kolumnie ludności cywilnej udającej się do obozu przejściowego w Pruszkowie. Celem „Czekolady” było wówczas dotarcie do zgrupowania Armii Krajowej, walczącego w Górach Świętokrzyskich.

Po ryzykownej uciecze z kolumny Piasecki dotarł wraz z jednym towarzyszem do chatki pod Gołąbkami, gdzie, jak się okazało, mieszkał dowódca lokalnej komórki AK. Dzięki temu powstańcy zostali poinstruowani, jakim szlakiem zmierzać do obranego przez siebie celu, po czym osobno wyruszyli w dalszą drogę. „Czekolada” zdecydował się wówczas zajść do leżącej w pobliżu trasy jego marszu miejscowości, gdzie spodziewał się zastać swego kolegę z okresu konspiracji w Warszawie. Spotkanie doszło do skutku, a w jego rezultacie młodzieńcy zdecydowali się na dalszą wspólną wędrówkę w kierunku Gór Świętokrzyskich. Niestety Piasecki, który wyruszył jako pierwszy, został aresztowany na leśnej drodze między Skarżyskiem a Końskimi. Następnego dnia „Czekolada” zdołał wykorzystać niedbałość konwojującego go w stronę lasu żołnierza, wskakując do przejeżdżającego pustego pociągu towarowego zmierzającego w kierunku Skarżyska-Kamiennej.

„Czekoladzie”, po wcześniejszym opuszczeniu pociągu, udało się dotrzeć na dworzec w Skarżysku‑Kamiennej, gdzie oczekiwał już jego kolega. Następnie młodzieńcy wsiedli w pociąg do Kielc, którym dotarli do miejscowości Łączna, gdzie wzięła ich pod swą opiekę łączniczka AK. Wkrótce potem zostali bezpiecznie poprowadzeni w Góry Świętokrzyskie i dotarli do działających jednostek AK. Piasecki został umieszczony w domu sympatyzującego z konspiratorami chłopa, położonym w jednej z okolicznych wiosek. „Czekolada” stał się tym samym żołnierzem 4. Pułku Piechoty Legionów AK.

Niestety Piasecki nie cieszył się zbyt długo z chwili wytchnienia. Aresztowali go Niemcy, którzy urządzili obławę na młodych ludzi, by wywieźć ich następnie na roboty przymusowe do Niemiec. „Czekolada” został najpierw umieszczony w obozie przejściowym w Kielcach, a po kilku dniach wywieziony koleją do obozu w Rosenburgu (obecnie Oleśnica) pod Wrocławiem, gdzie miał otrzymać przydział do pracy. Piasecki dobrze zapamiętał ów swoisty „targ niewolników”: „Gdy pojawiali się niemieccy cywile z okolic, stawiano nas w szeregu i oni wówczas wybierali sobie ludzi. Musieliśmy im pokazywać ręce i zęby. Najwięcej ludzi było poszukiwanych do prac w rolnictwie, ale moje ręce się do roli nie nadawały, tylko do fabryki. Czekałem więc z kolegą na przybycie przedstawicieli jakiegoś zakładu przemysłowego”.

„Czekoladzie” towarzyszył wówczas inny członek AK – aresztowany podczas tej samej obławy w Górach Świętokrzyskich – Stefan Niburski „Stefan”. Po tygodniu młodzieńcy zdecydowali się na podjęcie próby ucieczki z obozu i powrotu w rejon Gór Świętokrzyskich. Dzięki pomocy osób zatrudnionych w obsłudze obozu, które były narodowości polskiej, Piaseckiemu i Niburskiemu udało się wydostać na wolność. Uciekinierzy, za radą jednego ze współwięźniów, ruszyli w kierunku Częstochowy, poruszając się wzdłuż linii kolejowej. W drodze do miasta wielokrotnie otrzymywali pomoc ze strony miejscowej ludności. Piasecki szczególnie zapamiętał czterdziestoletniego Polaka mieszkającego samotnie niedaleko Częstochowy, który udzielił mu bezcennych wskazówek umożliwiających bezpieczne przekroczenie granicy III Rzeszy i Generalnego Gubernatorstwa. Także w toku dalszej wędrówki młodzieńcy mogli liczyć na życzliwość przypadkowo napotkanych osób, by wspomnieć tylko kobietę handlującą dewocjonaliami na Jasnej Górze i księdza, dzięki któremu Piasecki, mimo braku dokumentów, bezpiecznie przejechał pociągiem kursującym z Częstochowy do Kielc.

„Czekolada” zdołał powrócić w Góry Świętokrzyskie, lecz ponownie nie dane mu było zbyt długo zaznać spokoju. Niemcy często pojawiali się w wiosce i przeprowadzali rewizje. W takich momentach Piasecki schodził do specjalnie dlań przygotowanej kryjówki pod podłogą, nad którą ustawiano następnie beczkę z kapustą. Szczęście opuściło „Czekoladę” 22 grudnia, na dwa dni przed Wigilią. Został wówczas aresztowany przez żołnierzy niemieckich. Do 2 stycznia 1945 r. przetrzymywano go w komórce na miejscowej plebanii. Następnie wszystkich zatrzymanych przewieziono do więzienia w Kielcach, gdzie śledztwo w ich sprawie prowadził funkcjonariusz Gestapo. Wkrótce potem Niemcy wywieźli wszystkich jeńców pociągiem do Częstochowy i osadzili w tamtejszym więzieniu. 14 stycznia miasto zostało zbombardowane. Jedna z bomb spadła na budynek elektrowni położny przy więzieniu, powodując pożar zagrażający osadzonym. Przerażeni więźniowie rozbili cele tylko po to, by przekonać się, że pilnujący ich strażnicy zbiegli.

Piasecki udał się pociągiem do Kielc, a stamtąd piechotą w Góry Świętokrzyskie. Wówczas dowiedział się o wydaniu przez gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” rozkazu o rozwiązaniu AK. W takiej sytuacji „Czekolada” zdecydował się wyruszyć do Mińska Mazowieckiego. Pomimo pewnych perypetii, związanych m.in. z odebraniem mu w Dęblinie przez żołnierzy Armii Czerwonej pod groźbą użycia broni zdobytych w powstaniu niemieckich butów oficerskich (Piasecki otrzymał w zamian zużyte obuwie z amerykańskich dostaw), „Czekolada” dotarł do celu. Powitały go tam matka i siostra, które szczęśliwie przetrwały niemiecką okupację.

Szczeciński epilog

Piasecki przyjechał do Szczecina w 1951 r. z zamiarem poszukiwania możliwości nielegalnego wyjazdu na zachód. Obawiał się wówczas komunistycznych represji, które dotknęły m.in. jego dowódców z okresu konspiracji antyniemieckiej. „Czekolada” zdołał uniknąć tego losu przede wszystkim dlatego, że wyjechał na Ziemie Zachodnie i aż do 1974 r. nie przyznawał się do członkostwa w AK. „Przyjeżdżałem w nieznane. Pamiętam, że nie miałem nawet zapewnionego noclegu” – wspomniał po latach „Czekolada”, który ostatecznie zdecydował się osiedlić w stolicy Pomorza Zachodniego.

Pierwszym miejscem pracy Piaseckiego była Szczecińska Stocznia Rzeczna, w której zatrudnił się jako kreślarz. Po tygodniu został jednak zwolniony. Powodem podjęcia przez dyrektora przedsiębiorstwa takiej decyzji był wyłącznie fakt podania w ankiecie osobowej informacji o tym, że od 1941 r. do zakończenia powstania Piasecki mieszkał w stolicy: „To już im wystarczyło – stwierdzał po latach. – Wystarczyło im, że mając siedemnaście – osiemnaście lat przebywałem w czasie wojny w Warszawie. Fakt ten czynił mnie człowiekiem podejrzanym, który nie mógł pracować”.

„Czekolada” przez pewien czas poszukiwał dla siebie nowego miejsca zatrudnienia w Szczecinie, by ostatecznie podjąć pracę w Biurze Projektów Budownictwa Morskiego. Był tam zatrudniony do momentu przejścia na emeryturę w 1987 r. w wieku sześćdziesięciu lat. „Szczecin stał się moją drugą ojczyzną. Wsiąkłem w nią z korzeniami. Tutaj poznałem żonę i założyłem rodzinę” – mówił Piasecki, który praktycznie do śmierci brał aktywny udział w działaniach upamiętniających tragiczne losy Polski i Polaków w okresie II wojny światowej ze szczególnym uwzględnieniem Powstania Warszawskiego.

Podpułkownik Zbigniew Piasecki zmarł 8 stycznia 2024 r. Jest pochowany na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie.

Przemysław BENKEN, IPN w Szczecinie

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA