Tym razem nie warszawski cwaniak sprzedał kolumnę Zygmunta, lecz szczeciński felczer Roman Koczur „kupił” dla wspólniczek państwowy bar „Zagłoba”
W Szczecinie zawarta została niezwykła „transakcja”, przypominająca anegdotę o warszawskim cwaniaku, który sprzedawał kolumnę Zygmunta na placu Zamkowym.
Bohaterem niezwykłej szczecińskiej transakcji jest b. pracownik Miejskiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej, felczer Roman Koczur.
Cztery szczecinianki od dawna pragnęły otworzyć lokal gastronomiczny z wyszynkiem. Początkowo zamierzały otworzyć zakład przy ul. Karłowicza. Gdy jednak MHZ nie zgodził się na lokalizację, zaczęły się starać przez felczera Romana Koczura (którego znały jako członka komisji odbiorczej lokali gastronomicznych) o kupno restauracji przy ulicy Kolumba 6 wraz z koncesją.
Gdy i ta transakcja nie doszła do skutku, Koczur postanowił przyjść czterem siostrom z „rzetelną” pomocą, pod warunkiem, że będzie ich wspólnikiem.
Obiecał kupić od Szczecińskich Zakładów Gastronomicznych kawiarnię-bar (z wyszynkiem) „Zagłoba” przy ulicy Bogusława.
Po pewnym czasie oświadczył wspólniczkom, że transakcja jest pewna, potrzeba tylko pieniędzy. Na razie 20 tys. złotych.
Z tych pieniędzy 10 tys. miał przeznaczyć dla siebie, 2 tys. zł dla wiceprzewodniczącego MRN Gaja, 3 tys. zł dla dyrektora MZH Lokajczyka i 3 tys. zł na inne drobne łapówki. O transakcji tej nie wiedzieli oczywiście ani SZG, ani też dyr. Lokajczyk.
Koczur rzeczywiście odebrał 15 000 zł i rzekomo je rozdzielił, a następnie umówił się, aby odebrać pozostałe 5000 zł. Jednak na spotkanie ze wspólniczkami nie zjawił się.
Zaniepokojone siostry zaczęły wtedy poszukiwać felczera i dowiedziały się, że pracuje on w Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. Koczur jednak przestał 5 kwietnia przychodzić do pracy. Przypadek chciał, że tegoż dnia spotkał się z zainteresowanymi paniami w Prezydium MRN, gdzie właśnie upomniały się o lokal.
Sprawa wyszła na jaw. Skonfrontowany z dyr. Lokajczykiem przyznał się Koczur do wszystkiego. Oszust został aresztowany. Równocześnie Miejski Zarząd Handlu skierował jego sprawę do prokuratury.
„Kurier Szczeciński” z 19 kwietnia 1957 r.
Czyżby zmiana nazwy?
Jedna z bocznych uliczek przy Witkiewicza (na Pogodnie) zamyka się dużą bramą stanowiącą wejście do ogrodów działkowych.
Przez kilka lat metalowe litery nad bramą głosiły, że mieszczą się tam Pracownicze Ogródki Działkowe „Odrodzenie”. Jakże więc muszą być zdumieni szczęśliwi użytkownicy ogródków, skoro od pewnego czasu nastąpiła tajemnicza zmiana nazwy obiektu.
Metalowe litery głoszą obecnie najwyraźniej, że tereny za bramą – to Pracownicze Ogródki Działkowe „RODZENIE”.
Czyżby, tak publicznie?
„Kurier Szczeciński” z 26 kwietnia 1957 r.