Znany jako aktor charakterystyczny z wielu kreacji filmowych i w serialach telewizyjnych. Lech Dyblik podczas sobotniego (29 lipca) Święta Drawy wystąpił w roli ulicznego grajka. Zyskał nowych sympatyków, nie tylko wśród dawnych znajomych.
To nie pierwsze uliczne występy artysty z gitarą. Urodził się ponad 60 lat temu w Złocieńcu. Czy pobyt na Święcie Drawy to sporadyczna podróż sentymentalna?
– Każdy przyjazd do Złocieńca, w którym bywam często, związany jest z ogromną ilością wspomnień – powiedział „Kurierowi” Lech Dyblik. – Spotykam tu ludzi z przeszłości, kolegów ze szkoły i sąsiadów. Nie zawsze ich poznaję, ale gdy się przypomną, to wszystko jest jasne.
Aktor i pieśniarz jest osobą rozpoznawalną. Ludzie chętnie kupują płyty, proszą o autografy i robią pamiątkowe zdjęcia z wykonawcą. W repertuarze przeważają pieśni rosyjskie sprzed lat.
– Śpiewam po rusku piosenki, które lubię – wyjaśnia Lech Dyblik. – Pamiętam wiele z nich z dzieciństwa, podobały mi się i je wybieram, nie ma w tym wielkiej filozofii. Nigdy nie układam listy tego, co chcę grać. Na płycie są piosenki, które ostatnio polubiłem, więc je sobie nagrałem.
Słuchacze cenią wykonawcę za interpretacje ballad z płyty „Bandycka dusza”. Fizjonomia artysty pasuje do treści piosenek, których bohaterami bywają życiowi wykolejeńcy. Jak wspominają kolegę Lecha Dyblika dawni znajomi?
– Wychowywał się na ulicy Krętej w Złocieńcu – zdradza pan Stefan. – Chodził do szkoły podstawowej przy ulicy Chopina. Jego mama była nauczycielką. Po skończeniu szkoły średniej wybył. Później okazało się, że jest aktorem. Zdolny z niego chłopak. I nie zapomniał o Złocieńcu.
Rzeczywiście, nie zapomniał. W przerwie między rosyjskimi balladami m.in. opowiadał o spotkaniu na planie filmowym z Malcolmem McDowellem. Słynny aktor zachwalał swoją posiadłość w USA, więc ten zrewanżował się gwiazdorowi opisami wyczynów w lokalu „Szarotka” i obaj mieli ubaw.
– Żeby życiorys był ciekawy, to nie potrzeba farmy w Nowym Meksyku, wystarczy bar „Szarotka” w Złocieńcu – podsumował Lech Dyblik ku uciesze zebranych, w tym bywalców miejscowej legendy gastronomii. ©℗
Tekst i fot. (m)