Mamy umowę społeczną. Oficjalnie i bez przymusu zgadzamy się, że przemoc jest nieodzowną codziennością, jak klaps „wychowujący” niegrzeczne dziecko. Pozwalamy pomimo, że widzimy, słyszymy, czujemy, że to złe. Choć jesteśmy świadkami przemocy, nie wtrącamy się, bo to nie nasza sprawa, nie nasze życie, co nam do tego, widocznie zasłużył/o/a. Co więcej dyscyplina, jak sądzimy jest ludziom, a zwłaszcza kobietom potrzebna, by żyć jak należy. Inaczej się pogubimy i zejdziemy na złą drogę. Nieposłuszną żonę do porządku przywołać należy, bo przecież:
„Złe stadło, gdzie żona wystrojona, a próg niezamieciony.
Kiedy mąż żony nie bije, to w niej wątroba gnije.
Jak drzwi, które nie skrzypią, tak żona, która milczy – najprzyjemniejsza”
Będąc ukształtowanymi w autorytarnym patriarchacie nie dajemy wiary, że ten porządny mąż, szanowany człowiek może stosować przemoc. Zasłużył na powszechny szacunek i podziw, a jeśli czasem walnie lub huknie, to tylko dla dobra wszystkich zainteresowanych. Czasem bardziej „obiektywnie” stwierdzimy, że chłopu nerwy puściły, bo ciężko pracuje, a ją co wieczór głowa boli. Gdzie ma biedak odreagować? Nie bije, a że sobie pogada to jego. Bez przesady, mówimy. Dlaczego tak trudno nam przyjąć, że także „niewinny” żart, gest czy spojrzenie mogą ranić, a więc być aktem przemocy?
Egzemplifikacją społecznej akceptacji okrucieństwa jest historia brytyjskiego dziennikarza muzycznego, prezentera radiowego i telewizyjnego. Sir Jimmy Savill przez dziesiątki lat prowadził popularną telewizyjną listę przebojów Top of the Pops. Także brytyjska rodzina królewska oszalała na jego punkcie. Na fali popularności i bezkrytycznej adoracji establishmentu wkroczył na piedestał, został okrzyknięty ekscentrycznym bogiem narodu i przez kilkadziesiąt lat wykorzystywał ten fakt by ... polować na ofiary i je krzywdzić.
Dopiero w 2012 r. pojawiły się pierwsze reportaże, w których ofiary opowiadały drastyczne historie o molestowaniu przez Savile'a w szpitalach, szkołach i poprawczakach. W latach 1955-2009 Jimmy Savile popełnił 214 przestępstw seksualnych. Udowodniono gwałty na niepełnoletnich dziewczynkach i pacjentkach w śpiączce. Oto kilka wypowiedzi udokumentowanych w filmie o Saviilu:
• "Policja nieświadomie zniechęcała ofiary do zeznań";
• "Policja niewłaściwe oceniała materiały dowodowe";
• "Zrobił tyle dobrego, że nikt nie śmiał w tym przeszkadzać małymi męskimi grzeszkami";
• "W końcu same (Groupies - nawet 11 letnie dziewczynki) właziły do łóżka";
• "Dlaczego się nie odzywały (ofiary) gdy żył?";
• "Po śmierci nie ma o czym mówić, niech spoczywa w pokoju".
W kolejce do podium w byciu drapieżcą seksualnym stoją takie gwiazdy jak Michael Jackson, Jeffrey Weinstein, R Kelly. W każdym z przypadków naród stanowczo przemówił … w obronie drapieżców. Tak też się dzieje na polskim gruncie. Po odsłonie sprawy znanego redaktora naczelnego jednego z tygodników (prokuratura umorzyła wątek naruszenia nietykalności cielesnej dwóch współpracowniczek z powodu przedawnienia karalności czynu), pojawiły się niemalże identyczne wypowiedzi. Internet natychmiast zareagował. Wśród opinii i zapytań w internecie znajdziemy m.in takie wypowiedzi:
• Dlaczego nie powiedziała nie?
• Mogła poskarżyć się komuś innemu.
• Teraz to podejrzane, nie znoszę donosicielstwa.
• Facet musi być twardy w pracy, inaczej wejdą mu na głowę.
• Takie były czasy.
• Szanowany dziennikarz, takim wolno.
Kognitywna semantyka wojenna w jakiej wzrastały i wzrasta każde kolejne pokolenie, pozwala trwać w powszechnym przekonaniu, że życie to walka, wojna dobra ze złem, a na wojnie można więcej. Wojna wszak anuluje pewne prawa, przywileje i normy. Nauczono nas, że bez walki, bólu i cierpienia nie ma sukcesów, awansów, lepszej jakości pracy, wyników. Kultura przyzwolenia na przemoc trwa i ma się dobrze. Sprzyja temu upadek kultury dialogu w rodzimych elitach. Społeczny dyskurs, którego jakość i poziom winny być kreowane przez ludzi na szczytach, inteligentnych (także emocjonalnie), myślących, mądrych, kulturalnych, elokwentnych, został przejęty przez sprytnych medialnie, nie zawsze lub wybiórczo inteligentnych, agresywnych polityków, przedstawicieli świata mediów, nauki, biznesu.
Ale ekstra jej zripostował! Ale mu pocisnął! Zaorał go koncertowo!
Im bardziej kogoś zaoramy w rozmowie tym bardziej imponujemy. Już nie jesteśmy społeczeństwem, a publicznością żądną igrzysk i popcornu. Konsumujemy agresję na śniadanie obiad i kolację, delektując się sarkazmem na deser.
„Mój szef jest mistrzem w tym co robi, więc pozwalam mu być chamem i oprawcą, może być zły i krzyczeć, może mnie wyśmiewać, drwić przy wszystkich. Dzięki temu będę lepiej pracować. Musi boleć. To uczyni mnie lepszym pracownikiem” - słyszę podczas sesji
W sprawie owego dziennikarza mocno wybrzmiał społeczny głos obrony: dajcie biedakowi spokój, przeszedł trzy udary, jest inteligentnym, schorowanym człowiekiem. Szczęście w nieszczęściu nadal żyje, przynajmniej możemy o tym mówić, a i on może się bronić. Dzięki temu od ofiar nie oczekuje się bezwzględnego milczenia w imię: dajmy mu spocząć w pokoju. Tak się niefortunnie bowiem stało w sprawie innego polskiego dziennikarza. Po zgłoszeniach pracowników na temat pewnego szefa programu telewizyjnego, stacja powołała wewnętrzną komisję. Potwierdziła ona, że w redakcji doszło do przypadków molestowania i mobbingu.
Jak było do przewidzenia, po jego nagłej śmierci uruchomili się obrońcy dobrego imienia dziennikarza.
W imieniu ofiar, lecz bez ich zgody wybaczyliśmy, co więcej, w empatii i szacunku do zmarłego wymazaliśmy sprawę ze świadomości publicznej, uciszyliśmy ofiary. Rodzi się więc bunt i pytanie: w imię czego ból ofiar ma być pochowany razem z oprawcą?
De mortuis aut bene, aut nihil
Skąd zwyczaj, którego moc społeczną wykorzystują obrońcy zmarłych drapieżników? Kodeks cywilny gwarantuje możliwość ochrony czci, dobrego imienia, pamięci zmarłego. U podstaw zakazu wypominania zmarłym przywar, doznanych od nich krzywd, nagannych postępków leży również świadomość, że zmarły bronić się już nie może, a także przez wzgląd na żyjących.
Pamięć o zmarłych należy do dóbr osobistych chronionych w art. 23 i 24 Kodeksu Cywilnego. Bliscy zmarłego, którzy uważają, że jest przez kogoś szargana, mogą otrzymać wsparcie ze strony wymiaru sprawiedliwości, jednak nie przez wzgląd na zmarłego, ale ich własne odczucia, ich prawo. Starożytna sentencja, by o zmarłych mówić tylko dobrze lub wcale, powstała z troski o bliskich zmarłego, dla ich dobra.
Jak jednak zdecydować czyja troska jest ważniejsza? Co z naszym obowiązkiem, by zawsze stawać w obronie słabszych i ofiar? Czy ta powinność jest mniej istotna wobec art. 23 i 24 KC. Ofiary przemocy latami odbudowują poczucie własnej wartości na kozetkach psychiatrów lub co gorsza bezradnie w domowym zaciszu. Ich bliscy na to bezsilnie patrzą, bo wyrządzona krzywda otrzymała status: sprawiedliwość niedokończona na zawsze.
Dlaczego nie powiedziała?
Obcując z drapieżnikiem nie chcemy pokazać słabości, wrażliwość w tej relacji nie jest atutem, a deficytem. Przecież uczy się nas, że życie to walka, słabi się poddają, więc gramy w tę nieuczciwą grę. Tym samym mówimy: hej nic się nie dzieje, radzę sobie. Nieświadomie formułujemy gotowy do użytku kontekst: widocznie nie było tak źle, skoro milczała, ciekawe, że dopiero teraz z tym wyszła, pewnie chce coś ugrać. Kiedy jest dobry moment, by stać się wiarygodną w swojej bolesnej historii? W którym momencie ofiara powinna powiedzieć: komunikujesz się ze mną w sposób przemocowy, stosujesz wobec mnie i innych mobbing, molestujesz mnie, nie chcę tego! Kiedy powinna iść z tym dalej, wyżej, byśmy nie posądzili jej o fałsz? Może ona się boi, że piętro wyżej, za biurkiem też siedzi drapieżnik lub ktoś kto powie: nie pieść się, nie ty jedna i jakoś żyjemy. Niektóre ofiary przemocy nigdy nie odważą się o tym powiedzieć, ba, nawet będą zaprzeczać.
Kurtyna milczenia
Milczenie jest konkretną informacją o tym, jak bardzo nie rozumiemy podstawowych wartości, które tak szumnie i głośno wyznajemy. Relatywizujemy brak poszanowania dla nich. Konsekwencją masowego spuszczania kurtyny jest odradzająca się w kolejnych pokoleniach, często ubrana w światopogląd, religie, filozofie, style zarządzania, potrzebę czasu przemoc. Sądząc, że to my najlepiej interpretujemy najważniejsze wartości, siłowo ewangelizujemy, organizujemy krucjaty w imię naszych racji, przekonań. Nie mówmy: to jest „przemoc” Mówimy: szorstka przyjaźń, surowa miłość, zimny chów, twarda ręka, słuszna dyscyplina.
Jak zatrzymać przemoc? Nazwać ją po imieniu. Mówić o niej wprost. Przyjrzeć się uczciwie sobie, bo serio, nie znam ani jednej osoby, włącznie z tą w lustrze, która choć raz nie była sprawcą przemocy. Często nieświadomie, dodam na pocieszenie.
Agata BARYŁA
Agata Baryła, coach mentor, wykładowczyni akademicka, prowadzi firmę Świadoma Komunikacja.