Opowieści o ludziach, którzy odnaleźli się po latach, zawsze mają w sobie emocje; losy ich bohaterów wzruszają, ale i budzą radość, że również w życiu są historie, które kończą się dobrze. Wiele tych historii pisały wojny, związane z nimi zesłania, które rozdzielały rodziny na dziesiątki lat, tworząc między rozdzielonymi granice państw i kultur. Ale są też takie historie, które pisze życie codzienne, szare, na pozór zwyczajne, a utkane przecież z dramatów, niezwykłych przypadków i szczęśliwych trafów.
JEDNĄ z nich opowiada najnowszy film Marka Osajdy, filmowca dokumentalisty i dziennikarza „Kuriera Szczecińskiego”, zrealizowany na zamówienie redakcji reportażu TVP 3, emitowany w ogólnopolskim paśmie „Strefa reportażu”, a zrealizowany przy pomocy szczecińskiego ośrodka TVP. Ten film nazywa się po prostu „Grażyna i Jurek”, ale przedstawia historię naprawdę niezwykłą i poruszającą.
Para jego bohaterów, sześćdziesięciolatków – Grażyna Rzędzicka i Jerzy Zawadzki – jest rodzeństwem, które nie widziało się, co więcej – nie wiedziało o swoim istnieniu przez pięćdziesiąt osiem lat.
Jako małe dzieci wychowywali się razem. A mała, trzyletnia Grażynka opiekowała się swoim rocznym braciszkiem Jurkiem, tak jak dziecko opiekuje się dzieckiem, ale przede wszystkim bawiła się z nim – wchodząc czasem do jego łóżeczka – i kochała go bardzo. Właśnie tak, jak kochać potrafią dzieci.
Trudne warunki życiowe ich matki – porzuconej przez partnera (marynarza) i wychowującej dwójkę dzieci – spowodowały, że zdecydowała się oddać chłopczyka na wychowanie innej rodzinie. Tak bywa. Ale zdarza się rzadko, że oddane dziecko dowiaduje się o tym fakcie – przez przypadek – a później – też przez przypadek – odnajduje brata czy siostrę. Taki podwójny przypadek wydarzył się właśnie Grażynie i Jurkowi.
ADL
Więcej w magazynowym "Kurierze Szczecińskim" i e-wydaniu z dn. 29 lipca
Na zdjęciu: szczęśliwi po latach: Grażyna i Jurek - kadr z filmu od tym samym tytułem.