Żaden z sędziów Sądu Lekarskiego w Szczecinie nie chciał się podjąć sądzenia dr. Tomasza B., lekarza do niedawna sprawującego nadzór nad funkcjonowaniem laboratorium w Policach, w którym doszło do pomyłki podczas zapłodnienia in vitro. Gdzie więc odbędzie się proces, zdecyduje sąd działający przy Naczelnej Izbie Lekarskiej w Warszawie.
Wniosek o ukaranie dr. Tomasza B. (byłego szefa Laboratorium Wspomagania Rozrodu w Policach) wpłynął do Sądu Lekarskiego działającego przy Okręgowej Izbie Lekarskiej pod koniec lipca. Długo nie wyznaczano terminu wokandy. W końcu się okazało, że w Szczecinie nie ma kto się sprawą zająć. Osiemnastu sędziów działających przy szczecińskiej OIL odmówiło bowiem poprowadzenia procesu. Jak się dowiedzieliśmy, z przyczyn osobistych - tzn., z powodu znajomości z Tomaszem B. Dlatego dokumenty zostały wysłane do Warszawy.
Przypomnijmy, że chodzi o głośną aferę „z in vitro", czyli sprawę dotyczącą fatalnego błędu, do którego doszło w polickim laboratorium (będącego częścią szpitala klinicznego przy ul. Unii Lubelskiej w Szczecinie). W 2013 r. doszło tam do przypadkowego zamienienia komórek jajowych, czego efektem jest urodzenie przez matkę, która przeszła zabieg sztucznego zapłodnienia, dziecka z zarodka innej kobiety.
Błąd wyszedł na jaw, kiedy rodzice dziewczynki zdecydowali się na badania DNA - wynikła taka potrzeba, bo dziecko od urodzenia jest bardzo chore. Natychmiast po otrzymaniu wyników złożyli w prokuraturze doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Sprawą zainteresowało się Ministerstwo Zdrowia (szpital został ukarany finansowo, laboratorium zlikwidowano). Wyjaśnienia przyczyn powstania pomyłki podjął się rzecznik odpowiedzialności zawodowej.
W czerwcu zakończył swoje postępowanie. Zgodnie z wymogami, sporządził dokument, pełniący w sądownictwie samorządowym rolę aktu oskarżenia. Wnioskował w nim o ukaranie lekarza, który pełnił bezpośredni nadzór nad pracą laboratorium - konkretnie domagał się zasądzenia kary finansowej i zakazu pełnienia funkcji kierowniczych.©℗
(lw)