W trakcie sesji barlineckiej Rady Miejskiej padło wiele oskarżeń pod adresem miejscowych strażaków ochotników. Pisaliśmy o tym w „Kurierze Szczecińskim”, w jego weekendowym wydaniu oraz na naszej stronie internetowej.
Przypomnijmy, że z zarzutami w kierunku zarządu stowarzyszenia wystąpili byli strażacy ochotnicy, Ewa Jasińska i Tomasz Szczukowski. Kilka dni po wspomnianej sesji, na kolejnej, tym razem sesji nadzwyczajnej, temat strażaków ochotników powrócił. Do zarzutów i nieprawdziwych stwierdzeń, jakie miały paść na sesji poprzedniej, odniosła się m.in. prezes stowarzyszenia OSP w Barlinku Agnieszka Smoleń.
– W związku z nieprawdziwymi informacjami, które godzą w dobre imię naszej jednostki oraz druhów z całej gminy Barlinek, przedstawię fakty odnoszące się do stawianych zarzutów – mówiła prezes. Jak informowała, w kwietniu br. odbyło się walne zebranie członków OSP w związku z rezygnacjami kolejnych członków zarządu. Na dzień walnego zebrania pozostało trzech członków zarządu. Naczelnik, sekretarz i skarbnik. W trakcie tego zebrania wybrano trzech nowych członków zarządu. Skład nowego zarządu został przyjęty przez Sąd Rejonowy w Szczecinie. W sierpniu zarząd OSP został poinformowany o wniosku starosty myśliborskiego, dotyczącym uchylenia uchwał OSP w Barlinku. Zarząd wniósł o oddalenie wniosku w całości. Podkreśliła, że dalej podpisuje wszelkie dokumenty, w tym finansowe. Wyjaśniła sprawę uszkodzenia samochodu, którego mieli się dopuścić strażacy w czasie swojej interwencji. Zaznaczyła, że ratownicy medyczni próbowali otworzyć drzwi auta przez wybicie szyby od strony kierowcy. Działanie to nie przyniosło skutku. Co potwierdził obecny na sesji ratownik Łukasz Piasecki i dowódca akcji Daniel Kras. Jeden i drugi przedstawili, jak wyglądała akcja ratownicza i dlaczego konieczne było użycie rozpieraków, żeby otworzyć drzwi, przy których znajdowała się osoba potrzebująca pomocy. Podkreślili, że pacjent nie spał, jak mówiono na sesji poprzedniej, tylko był w stanie zagrożenia życia.
– Zostaliście państwo radni oszukani, okłamani. Czy to celowo, czy nieświadomie, nie mi to oceniać – zaznaczył Ł. Piasecki.
W trakcie dalszych wyjaśnień odniesiono się do zarzutów w kwestii wylania środka pianotwórczego do jeziora. Z przedstawionych dokumentów wynika, że piana nie stanowi zagrożenia dla środowiska, jest to produkt biodegradowalny. Jak środek znalazł się w jeziorze? Strażacy przeprowadzali testy wodno-pianowe przed wyjazdem samochodu do serwisu. Do wody trafiły resztki środka, który znajdował się w układzie wodnym samochodu. Nie było to w żadnej mierze działanie zamierzone czy też celowe – podkreślali obecni na sesji strażacy. ©℗
J. SŁOMKA