W ostatnich latach prokuratura chętnie "czepia się" polityków opozycji, a bardzo mocno broni polityków PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele – uważa poseł i były sekretarz generalny PO Stanisław Gawłowski . Dodał, że to co w jego sprawie "twierdzi pisowska prokuratura" nijak się ma do rzeczywistości.
Gawłowski potwierdził podczas wtorkowej rozmowy w radiu RMF FM, że prokuratura przedstawiła mu siedem zarzutów, w tym cztery korupcyjne oraz że chodzi m.in. o zarzut przyjęcia łapówek w kwocie ponad 700 tysięcy złotych oraz plagiat doktoratu.
– Jeżeli to jest quiz to odpowiadam: tak (prokuratura postawiła takie zarzuty), na podstawie pomówień trzech działaczy PiS – podkreślił. Pytany, ilu ma adwokatów, odparł, że trzech i dodał: "Jak na to, że mamy do czynienia z państwem PiS, i z całym aparatem tego państwa to całkiem mało".
Polityk, który w ubiegłym roku spędził trzy miesiące w areszcie, był pytany, "czy jeszcze przed wyborami wyjdą pamiętniki więzienne", co kiedyś zapowiadał. Gawłowski odparł, że "nie wyjdą". Zgodził się z opinią, że byłaby to "bardzo poczytna książka i byłoby bardzo ciekawie".
– Zarobiłbym pewnie sporo pieniędzy, ale jest tam bardzo dużo własnych emocji, które zostawię sobie kiedyś na emeryturę, by podzielić się nimi z Polakami – powiedział.
Na uwagę, że o jego aresztowaniu "decydowały cztery różne składy sędziowskie, uznając, że jest duże prawdopodobieństwo popełnienia mataczenia", Gawłowski odparł, że to "nieprawda", że decydowały o tym dwa składy sędziowskie "z nominacji Ziobrowych" (szefa MS Zbigniewa Ziobro - PAP).
Gawłowski był też pytany o kolejny zarzut, jaki mu postawiono w sprawie statku-hotelu, który teściowie jego pasierba rzekomo mieli kupić za 15 tysięcy złotych od spółki Skarbu Państwa wtedy, kiedy Gawłowski był wiceministrem środowiska, natomiast gdyby Skarb Państwa sprzedał statek na wolnym rynku mógłby zarobić 80 tysięcy zł, a gdyby to sprzedał na złom, to zarobiłby 50 tysięcy złotych. Gawłowski odparł, że "Skarb Państwa próbował to sprzedać przez 2 lata i nikt nie chciał tego kupić".
Dopytywany "jakim cudem bezrobotny Piotr K. i pani Halina, jego żona, pielęgniarka" czyli teściowie jego pasierba – kupili sobie statek-hotel, i na co im to było", Gawłowski zaapelował, aby nie powtarzać "bredni pisowskich".
– To są brednie pisowskie. Człowiek całe życie uczciwie i ciężko pracuje, oprócz tego ma emeryturę – powiedział. Pytany, czy "z tego wszystkiego kupił sobie statek oraz kupił sobie apartament w Chorwacji", który zdaniem prokuratury dostał Gawłowski, polityk stwierdził, że "to, co twierdzi pisowska prokuratura, nijak się ma z rzeczywistością". – W Polsce tak się porobiło przez ostatnie lata, że prokuratura chętnie czepia się polityków opozycji, ja jestem jaskrawym przykładem, a jednocześnie bardzo mocno broni polityków PiS – z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Jest mi nie tyle przykro, tylko to są fakty. Jednocześnie obrzuca się błotem ludzi niewinnych, którzy uczciwie i ciężko całe życie pracowali. Ja akurat tych ludzi będę bronił – siebie nie muszę, ale tych ludzi będę bronił.
Polityk przekonywał, że postawiono mu zarzuty "na podstawie pomówień trzech osób związanych z PiS, które stoją pod ciężkimi oskarżeniami".
– W 2016 roku, a więc już po objęciu władzy przez PiS, wszczęto postępowanie, które zakończyło się na tym etapie, że prokuratura i prokuratorzy awansowani przez Ziobrę, postanowili postawić mi oskarżenie o różnego rodzaju czyny, których nie popełniłem – zapewnił.
Pytany, czy "wstydzi się" go Platforma Obywatelska, gdyż nie jest "oficjalnie" jej kandydatem do Senatu, Gawłowski zaznaczył: "Nie wstydzi się mnie Platforma. To jest moja samodzielna decyzja. Chciałem startować sam, z własnego komitetu, bo chcę poddać się weryfikacji wyborców, a nie prokurator Ziobro będzie decydował o tym, kto w Polsce ma prawo kandydować do Parlamentu".
(pap)
Fot. Dariusz Gorajski