Zdalne obchodzenie Wigilii pokazuje, że dużą część życia przenieśliśmy do internetu. Trend do rodzinnego świętowania online utrzyma się, bo dzięki technologii jest to łatwe do zorganizowania - powiedział PAP antropolog kulturowy prof. Waldemar Kuligowski.
Kierownik Zakładu Antropologii Kulturowej w Instytucie Antropologii i Etnologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu prof. dr hab. Waldemar Kuligowski przytoczył w rozmowie z PAP wyniki ubiegłorocznych badań, według których 40 proc. respondentów zadeklarowało, że święta Bożego Narodzenia spędzi ze swoimi bliskimi w sposób zdalny. - To jest jakaś niesamowita rewolucja pokazująca wyraźnie, że dużą część naszego życia przenieśliśmy do internetu – zaznaczył.
Badacz podkreślił, że naukowcy prognozowali tego typu przeniesienie wspólnego świętowania do sfery wirtualnej. - Ale to się miało wydarzyć w ciągu kilkudziesięciu lat, dwóch pokoleń. Nagle z powodu COVID-19 wydarzyło się to w ciągu kilkunastu miesięcy – zaznaczył.
- Myślę, że ten trend w tym roku jeszcze się utrzyma. A co będzie dalej zależy od tego, jak długo potrwa pandemia. Być może wraz ze spadkiem stresu i napięcia ludzie będą chcieli odreagować ograniczenia pandemiczne np. wyjeżdżając na święta do, coraz popularniejszych, miejsc w ciepłych krajach. Natomiast pewnie pozostanie z nami to myślenie, że jeśli mamy rodzinę gdzieś daleko, to nie ma przeszkody, żeby spotkać się z nią w trakcie Wigilii online. Myślę, że to nam zostanie, bo dzięki nowoczesnym technologiom, okazało się to bardzo łatwe do wykonania – ocenił.
Zwrócił przy tym uwagę, że od ubiegłego roku pojawia się coraz więcej stron internetowych z poradami jak połączyć się za pomocą komunikatorów i przeprowadzić duże spotkanie rodzinne online. - To są zarówno porady techniczne dla zupełnie początkujących użytkowników, ale i podpowiedzi mówiące o tym, by wszyscy uczestnicy takiego wirtualnego spotkania zamówili sobie te same potrawy, żeby ustalili jedną listę kolęd, które potem będą wspólnie śpiewane. To są propozycje zabaw, w których dominują quizy odnoszące się do tradycji, historii rodzinnych lub wiedzy ogólnej – wymieniał naukowiec.
- Jest tego całkiem sporo na polskich stronach internetowych, natomiast na szczeblu międzynarodowym jest tego prawdziwe zatrzęsienie. Powstała jakby nowa gałąź przemysłu eventowego, przy czym dotyczy ona wydarzeń wewnątrzrodzinnych. To jest absolutne novum – podkreślił prof. Kuligowski.
Ocenił, że chęć wspólnego świętowania, choćby w wersji zdalnej, może wynikać z niepewności i myślenia o wspieraniu się w obliczu zagrożenia chorobą czy śmiercią. - Z tych samych badań, które mówiły o 40 proc. Polaków świętujących Wigilię zdalnie wynika, iż tylko 2,5 proc. deklarowało, że spędzi Boże Narodzenie samotnie, pojedynczo. To jest naprawdę niewielki odsetek. Święta Bożego Narodzenia nie tylko pokazały, że tego typu rodzinne biesiady można urządzać zdalnie, ale także, że chcemy być razem – zaznaczył ekspert.
- To oczywiście nie znaczy, że wcześniej, przed pandemią, przeżywaliśmy te święta w jakichś ogromnych, wielopokoleniowych grupach osób, jak przedstawia się to w wyidealizowanych opisach. Według standardów statystycznych wieczerzę wigilijną spędzaliśmy w gronie od czterech do sześciu osób – powiedział badacz.
Pytany o to jak duże wydarzenia społeczne mogą wpłynąć na sposób spędzania świąt zwrócił uwagę, że np. na terenach Wielkopolski dopiero po pierwszej wojnie światowej upowszechnił się zwyczaj stawiania w domu bożonarodzeniowej choinki. - Być może dlatego, że młodzi żołnierze, którzy wrócili z frontu, dostrzegli ją w zwyczajach innych narodów. Choinka była wcześniej w domach niemieckich mieszczan, ale ludność polska nie chciała się temu zwyczajowi specjalnie poddawać. Kościół w tej kwestii też był raczej zachowawczy, a przełomem okazała się pierwsza wojna światowa – wskazał.
Zaznaczył przy tym, że bożonarodzeniowa choinka początkowo była traktowana jako „nowy element wystroju wnętrza", a nie nawiązanie do słowiańskich zwyczajów takich jak stawianie w kącie pomieszczenia snopka siana lub podwieszanie pod sufitem podłaźniczki – ozdoby bożonarodzeniowej wykonanej z jodły lub świerku. - Choć są to rzeczy bardzo podobne i działają w podobny sposób – podkreślił badacz.
Prof. Kuligowski zaznaczył, że po traumatycznych wydarzeniach społecznych takich jak wojna czy pandemia w społeczeństwach dochodzi do „poluzowania obyczajów", a trendy towarzyszące obchodzeniu świąt nieustannie ewoluują.
- W połowie lat 60. XX w. badacze zajmujący się obyczajami wielkopolskimi podczas Wigilii zapisali: "Młodzi nie chcą jeść klusek i kaszy, wolą ryby, placek i gorzałkę". Naprawdę co pokolenie, co region, co klasa społeczna, co fantazja gospodarza Wigilii, to trochę inny format święta. Zgadza się tylko data, nazwa, to że traktujemy je w sposób odświętny, ale jaką treścią je wypełniamy - w tym jest już duża dowolność i to tym większa, im bliżej współczesności – powiedział naukowiec.
Zaznaczył przy tym, że nigdy nie istniał jeden wspólny dla wszystkich regionów Polski wzorzec spędzania Wigilii, a nawet na poszczególnych obszarach nie było zgodności np. co do tego, ile powinno być potraw na wigilijnym stole lub czy liczba osób do niego zasiadających powinna być parzysta czy też nieparzysta. - W różnych domach, w różnych wsiach, w różnych miastach były różne zwyczaje – podkreślił.
- Chcemy świętować. Będziemy sięgali po narzędzia pozwalające nam na łączenie z innymi, natomiast to nie musi oznaczać unifikacji zwyczajów świątecznych. Bo jak wytłumaczyć mody na lokalne, historyczne przepisy kulinarne? Istnieje wielki nacisk popkultury i globalnego przemysłu, który zasypuje nas symbolami i znakami tego święta. Ale jest też trend przeciwstawny, mówiący o powrocie do lokalności i regionalizmów. W nauce mówi się o retradycjonalizacji – podkreślił prof. Kuligowski.
(PAP)