Baltic Beauty to jeden z ośmiu żaglowców, które przypłynęły niedawno do Świnoujścia. Od czterech lat jest na Sail Świnoujście regularnie, co roku. - Bardzo lubimy ten port i imprezę. Tutaj jest swojsko - mówi Viltor Gottlow, kapitan żaglowca.
Jednostka została zbudowana w 1926 roku w Holandii jako Hans 11. Służyła do transportu żywych węgorzy. Dziesięć lat później sprzedano ją do Szwecji i wtedy nazwano Sven Wilhelm. Przez lata była mocno eksploatowana. Gdy Viltor Gottlow postanowił ją kupić - była w opłakanym stanie.
- To był niemalże wrak - opowiada V. Gottlow. - Trzeba było włożyć masę pracy, by przywrócić go do stanu używalności. Chciałem stworzyć piękny żaglowiec. Zacząłem robić kalkulacje. Kupiłem go za pięć tysięcy euro. Znacznie więcej musiałem przeznaczyć na jego remont i przekształcenie. Ile to kosztowało? Sam już nie wiem. Miliony!
Początkowo żaglowiec nazywał się Dominique Fredion na cześć żony Gottlowa. Gdy na jednostce rozpoczęły się rejsy czarterowe, właściciel zmienił jej nazwę na Baltic Beauty. Jak tłumaczy kapitan, ogromną jej zaletą jest to, że jest szybka. Rozwija prędkość do ośmiu węzłów. Na jej pokładzie jednorazowo może przebywać 50 osób. Oprócz Gottlowa obsługuje ją jeszcze dwóch członków załogi.
- Pływamy po Bałtyku i odwiedzamy porty w obrębie tego akwenu oraz po Morzu Północnym - mówi nasz rozmówca. - W Polsce bywamy co roku w Świnoujściu, odwiedzaliśmy porty w Szczecinie i Gdańsku. Tak naprawdę bardzo lubimy przypływać do Świnoujścia. Szczecin to ładne miasto, podobnie Gdańsk, ale na świnoujskich wyspach impreza żeglarska ma bardziej kameralny i swojski charakter, który nam bardzo pasuje. Szybko można wypłynąć na Bałtyk i nie ma takiego ścisku na kei Chcemy wrócić do Świnoujścia za rok. O ile dożyję - dodaje ze śmiechem.
Baltic Beauty to brygantyna. Ma żagle rejowe, kwadratowe oraz skośne (o powierzchni 345 metrów kwadratowych). Długość i szerokość: 40 m x 6 m. Zamontowano w niej silnik Volvo TMD. Na brak chętnych na rejsy podczas Świnoujście Sail żeglarze ze Szwecji nie narzekali. ©℗
Tekst i fot. Bartosz TURLEJSKI