Działaczy z województw szczecińskiego i koszalińskiego skierowano m.in. do obozu w tzw. Kępie Panieńskiej w pobliżu Chełmna.
Ponad 300 osób ulokowano na 50-metrowej szerokości pasie ziemi pomiędzy rzeką a wałem przeciwpowodziowym w 8–12-osobowych namiotach bez podpinek, ogrzewanych za pomocą małego piecyka, tzw. kozy, wyłącznie w godzinach nocnych. Miejsce przez internowanych wspominane było jako przerażające na wypadek powodzi nocnej. Pogrupowano ich na cztery kompanie pontonowe i piątą kompanię inżynieryjno‑drogową.
Otrzymali niedopasowane rozmiarami używane podarte mundury, stare obuwie, często nie do pary, niektórzy z powodu braków, mimo pory roku, nosili tenisówki. Byli kierowani do ciężkich prac fizycznych, przy czym w obozie brakowało zarówno bieżącej, jak i ciepłej wody, za toaletę służył rów. Na co dzień korzystali z miski z zimną wodą, natomiast w niedzielę przewożono ich do koszar w Chełmnie, gdzie mogli skorzystać z pryszniców. Do jedzenia otrzymywali puszki z przeterminowaną żywnością.
Dowódcą odpowiedzialnym za zorganizowanie obozu na poligonie wodnym był mjr Marian Łuczak, jego zastępcą ds. politycznych – mjr Aleksander Kopystecki, zaś za przygotowanie logistyczne odpowiadał mjr Edward Murawski.
Adam Gęgotek: „Na tratwie, wykonanej z elementów mostu pontonowego, wywożono nas na środek rzeki Wisły, tam cumowano i przez 5 godzin tam staliśmy. W tym czasie fala przelewała się przez tratwę, a my obuci byliśmy w zwykłe gumowce, które nie posiadały żadnego zabezpieczenia przed zimnem”.
Marta Marcinkiewicz, BBH IPN