Państwa Europy znoszą kontrole na granicach i otwierają granice w strefie Schengen. Oby i granice Polski zostały w ten sposób otwarte. Gdy to się stanie, pewno epizody z czasu zamkniętych granic zostaną zapomniane. Opiszmy kilka z różnych krajów strefy Schengen.
„Bez dowodu szczepienia nie przejdziesz: oto jak koronawirus militaryzuje granice” – artykuł o takim tytule opublikował w połowie kwietnia w „Der Standard” młody austriacki dziennikarz Fabian Sommavilla. Dołączył do niego koronawirusową mapę administracyjną świata. Poszczególne państwa mają na niej jeden z trzech kolorów: czerwone, pomarańczowy, szary. Pierwszy oznacza, że szczelnie zamknęły granice, drugi – że częściowo, trzeci – że ich nie zamknęły.
Na mapie dominują kolory czerwony i pomarańczowy. Pomarańczowe są Stany Zjednoczone, czerwona – Kanada, Australia, prawie cała Ameryka Południowa, wielkie państwa Azji i Rosja. Szary kolor ma siedem państw Azji – w tym Syria i Afganistan, gdzie trwają wojny, w Europie tylko Białoruś, Czarnogóra i Wielka Brytania.
Poza nimi Europa dzieli się wyraźnie na dwie części, niemal jak przed 1990 rokiem, przed zniesieniem żelaznej kurtyny: czerwona jest większość państw Europy Wschodniej (oprócz Słowacji, Bułgarii, Słowenii, Albanii), pomarańczowa – Europy Zachodniej (oprócz Danii i Hiszpanii).
* * *
Do połowy marca tego roku, jak w całej strefie Schengen, obchodzącej notabene jubileusz 25-lecia, granice państw leżących nad jeziorem Bodeńskim były dla ich mieszkańców i przybyszy tylko liniami na mapie. W regionie, który ma długie tradycje wielonarodowych kontaktów i gdzie graniczne bariery kojarzone są głównie z czasami mroku, nie miały znaczenia. Nie wadziły ani w spacerach, ani przejażdżkach między państwami, których mieszkańcy współtworzą jeden region.
Jednak w drugiej połowie marca także nad jeziorem Bodeńskim, którego brzegi należą do trzech państw – Austrii, Niemiec, Szwajcarii – pojawiły się wzdłuż granic podwójne ściany drucianych płotów, znacznie przewyższające wzrost najwyższego człowieka. Między ścianami zachowano sanitarną odległość dwóch metrów.
W kwietniu austriacki „Der Standard” opisywał dwoje zakochanych, którzy nad jezioro przyjechali rowerami. Chcieli się po prostu spotkać, pewno porozmawiać o tym, jaka przyszłość czeka ich w pandemicznym świecie. Opis był dramatyczny, pełen wyczuwalnego cierpienia młodych ludzi. Dziewczyna przyjechała z Kreuzlingen (Szwajcaria), chłopak – z Konstancji (Niemcy), a może na odwrót. Uczepieni palcami drutów, zawieszeni na nich dłońmi, oddzieleni ścianami drucianych płotów i dwumetrową pustką po prostu patrzyli na siebie… Długo.
* * *
Gdy na zamkniętych przejściach granicznych między Polską a Niemcami zaczęły się protesty zdesperowanych mieszkańców, młody dziennikarz „Sächsische Zeitung” dostał zlecenie na reportaż. Opisał ludzi stojących po obu stronach granicy w Zgorzelcu/Görlitz. Nawoływali do siebie zza płotów, zapór, policjantów i polskich żołnierzy. Dziennikarzowi przypomniały się obrazy z filmów i książek o budowie muru berlińskiego. Prasa pogranicza była pełna podobnych opisów z Cieszyna, Gubina i Guben, Lubieszyna i Linken, innych przejść. Autor niejednego artykułu przypominał mur w Berlinie, żelazną kurtynę i „Solidarność”, która przestała bać się granic i kurtyn.
* * *
28 kwietnia do posterunku granicznego w Pilszczu na granicy polsko-czeskiej podjechał samochód. „Nowa Trybuna Opolska” pisała, że wysiadł z niego mężczyzna, który mówił po niemiecku i chciał wjechać do Polski. Miał być agresywny, nie reagował na wezwania żołnierzy i pobiegł w stronę Pilszcza. Wtedy żołnierz oddał dwa strzały ostrzegawcze. Mężczyzna się zatrzymał, został obezwładniony i przekazany Straży Granicznej. Portal motoryzacyjne wrc.pl komentował: „Próba nielegalnego wtargnięcia na teren naszego kraju zakończyła się strzałami ze strony patrolującego granicę żołnierza”.
Incydent opisywały media czeskie, niemieckie, austriackie. Mężczyzna był obywatelem Niemiec mieszkającym w Czechach. Oficjalnie podano, że nie umiał wyjaśnić, dlaczego chciał dostać się do Polski. Wystawiono mu mandat 110 euro i odesłano do Czech. Innego dnia na polsko-czeskiej granicy żołnierze zatrzymali i odesłali do Czech Czeszkę, której pies pobiegł do Polski, a ona za nim, oraz trzy Czeszki, które nieumyślnie przejechały granicę konno. Zostały odesłane do Czech.
* * *
Granicę Austrii z Niemcami w Tyrolu patrolowali austriaccy żołnierze. Spisywali i odsyłali do Niemiec niemieckich spacerowiczów, którzy w górach przeszli granicę. Burmistrz niemieckiej gminy Hechtsee, przy granicy której wszystko się działo, dowiedział się o tym od austriackiego dziennikarza.
* * *
Szwajcaria zmobilizowała w marcu 5 tysięcy żołnierzy do pomocy w szpitalach i pilnowania granic, co zatwierdził tamtejszy parlament. W mediach ukazały się informacje, że epidemia pozwoliła armii przeprowadzić największą mobilizację od czasów II wojny światowej, co uznano za „legitymizację armii”. Brygadier Raynald Droz, szef sztabu operacyjnego, mówił w wywiadzie dla portalu „Blick”, że mobilizacja była dla armii „momentem prawdy”.
* * *
Panu Hartmutowi Freyowi z Lauterbach przegrodzono zaporami ulicę do francuskiego miasta Carling, gdzie jest piekarnia z ulubionymi przezeń bagietkami. Chcąc jakoś wybrnąć z ambarasu, umawiał się telefonicznie przy zaporach z żoną piekarza, rzucał do niej wędkę i przenosił francuskie bagietki do Niemiec ponad zaporą i dwumetrową sanitarną strefą buforową. Oboje wołali przy tym: „Niech żyje przyjaźń niemiecko-francuska”.
* * *
„Süddeustche Zeitung” pisała o dwojgu zakochanych w średnim wieku, Szwajcarce i Niemcu, którzy postanowili spotkać się na zielonej granicy w górach. Co Niemiec przestawił krok przez granicę, zjawiał się szwajcarski żołnierz gotów wypisać mandat.
* * *
W internecie krążył filmik zrobiony z mostu w Słubicach/Frankfurcie. Widać na nim, jak mężczyzna przechodzi w bród Odrę z Niemiec do Polski, ciągnąc za sobą ponton, a na nim kobietę.
* * *
České Noviny” cytowały starościnę czeskiego Cieszyna Gabrielę Hřebačkovą. Tłumaczyła dziennikarzowi, że życie w regionach przygranicznych diametralnie różni się od życia w metropoliach, takich jak Warszawa czy Praga. „My tu naprawdę jesteśmy jednym miastem” – mówiła, pokazując pozdrawiających się ludzi, stojących po obu stronach niezbyt szerokiej Olzy.
* * *
Podczas jednego z protestów na przejściu granicznym Lubieszyn/Linken pani Sandra Nachweih, burmistrzyni Pasewalku i przewodnicząca rady powiatu Vorpommern-Greifswald, chciała przekazać zwyczajowy prezent Władysławowi Diakunowi, burmistrzowi Polic (oba miasta od dawna współpracują), który akurat w tym dniu obchodził urodziny. Pani burmistrz robi to co roku osobiście. W tym roku mogła tylko podejść do płotu na granicy. Podeszłą z tłumaczką i zachowując odpowiedni dystans, prosiła polskiego żołnierza, żeby przekazał prezent Jubilatowi. Żołnierz odszedł na bok, widocznie na konsultacje. Po powrocie odmówił przekazania upominku. Nawet go nie dotknął.
* * *
Dietmar Wiodke, premier Brandenburgii i koordynator rządu federalnego ds. niemiecko-polskiej współpracy społecznej i przygranicznej, a w kadencji 2019-2020 także przewodniczący Bundesratu, mówił w wywiadzie dla Redaktions-
netzwerk Deutschland: – Dopiero gdy granice zostały zamknięte, można się było naprawdę zorientować, jak ważne są w Europie otwarte granice. Ścisłe kontakty w polsko-brandenburskim regionie granicznym nie mogą się załamać. Ostatnie tygodnie pokazały, że region jest od dawna wspólnym regionem życia i pracy.
wybrał (b.t.)