Dwa tygodnie trwał w Bydgoszczy strajk kierowców i motorniczych. Tramwaje nie kursowały w ogóle, na liniach autobusowych pracę wykonywali prywatni przewoźnicy. W Szczecinie o strajku się jeszcze nie mówi, ale pasażerowie wiedzą, że oczekiwanie na tramwaj czy autobus to istna loteria. Wszystko przez braki kadrowe.

Bydgoski strajk pokazał, że znalezienie zastępstwa jest trudne. Mimo upływu dwóch tygodni na trasach pojawiła się tylko połowa autobusów z liczby, jaka jest wymagana na co dzień. Desperacja miasta była tak duża, że były to czasem nawet kilkudziesięcioletnie Ikarusy wypożyczone od prywatnych kolekcjonerów. Powodem strajku były oczywiście niskie płace, a z podobnym pomysłem noszą się pracownicy miejskiej komunikacji w Gdyni.

W Szczecinie czy Policach mowy o strajku na razie nie ma. Nie jest jednak tajemnicą, że spółki przewozowe są w stanie z dnia na dzień zatrudnić nawet ok. 100 osób. Tyle że pracowników na rynku nie ma. W spółce „Tramwaje Szczecińskie" zakończył się wprawdzie niedawno kurs na motorniczego, ale niewiele poprawiło to sytuację. Nie ma chyba dnia w tygodniu,