Kiedy koronawirus stał się problemem globalnym, a w Polsce przybyło chorych, każdy kolejny tydzień marca i kwietnia przynosił nowe obostrzenia. Zamknięto uczelnie, szkoły i biblioteki. Od tego czasu - nieprzerwanie - studenci biorą udział w zajęciach w formie zdalnej, przymusowo zamieniając salę wykładową na domowe zacisze - także na Uniwersytecie Szczecińskim. Czy w tej sytuacji technologia jest dla nich zbawieniem czy przekleństwem?
Na początku był chaos
- Pierwsze miesiące nauczania zdalnego były jak zderzenie ze ścianą. Chaos informacyjny, masa dodatkowych prac, których w standardowym programie nie przewidywano, częste zmiany w sylabusie i formach zaliczenia przedmiotu - wspomina Marek, student Uniwersytetu Szczecińskiego. - Teraz jest zdecydowanie lepiej. Myślę, że wszystkim, zarówno studentom, jak i wykładowcom, udało się na ten nowy tryb w pełni przestawić.
Marzec 2020 r. przyniósł żakom wiele zmian: całkowite wywrócenie do góry nogami codziennej rutyny, brak bezpośredniego kontaktu z wykładowcami i rówieśnikami, utrudniony dostęp do literatury.
-
...