Dramatyczna sytuacja, w jakiej znaleźli się armatorzy sportowych jednostek wędkarskich po wprowadzeniu od 1 stycznia czteroletniego zakazu połowu dorsza, powoduje, że są oni u kresu wytrzymałości psychicznej. Wytrzymałość ekonomiczną stracili kilka miesięcy temu. Od ubiegłego roku walczą o to, aby traktować ich tak samo jak armatorów kutrów rybackich. Ci drudzy mogą liczyć na rekompensaty za przymusowy przestój.
Na Pomorzu Zachodnim stateczków, które jeszcze do końca ub.r. woziły miłośników wędkowania w morze, jest około 100. Większość stacjonuje w Kołobrzegu i w Darłowie. Ich właściciele swoje siły skupiają w dwóch organizacjach: kołobrzeskim Stowarzyszeniu Armatorów Jachtów Komercyjno-Sportowych oraz darłowskim Bałtyckim Stowarzyszeniu Wędkarstwa Morskiego. To one zjednoczyły się w walce o ratowanie rodzinnych majątków. Zakaz połowu dorsza jest bowiem dla nich równoznaczny z zakazem prowadzenia działalności gospodarczej. Żaden armator nie widzi szansy na przetrwanie najbliższych lat bez pomocy rządu. Wielu zaciągnęło kredyty na modernizację swoich jednostek. Spłaty rat są wymagane
...