„Pies to drapieżnik. Nawet właścicielski. Puszczony luzem nie poluje, aby zaspokoić głód. Tylko dla zabawy. Nie wolno go spuszczać ze smyczy w naturalnym środowisku bytowania dzikiej zwierzyny. Bo będzie ją zabijał” – przekonuje Michał Kudawski z Fundacji na Rzecz Zwierząt „Dzika Ostoja”.
„Dzika Ostoja” ratuje tysiące dzikich zwierząt z rejonu Szczecina. Gros z nich to gatunki zagrożone wyginięciem. Jednak w ostatnich 10 dniach wiele wezwań dotyczyło ratowania ofiar ataków właścicielskich psów.
– Zbyt wiele – przyznaje Michał Kudawski. – Psy raniły lub zagryzały małe dziki, zające, bażanty, nawet lisa. Jednak głównymi ich ofiarami były sarny. Ich organizmy są teraz osłabione. Jedzą rzepak, a przez to cierpią nie tylko z powodu zaburzeń jelitowych, ale również układu nerwowego. Ich reakcje są opóźnione. Dlatego stają się łatwym łupem dla psów. Zarówno tych puszczanych samopas, np. w mniejszych miejscowościach, jak też na spacerze w lesie: będących wprawdzie pod okiem właściciela, ale spuszczonych ze smyczy.
Jedną z saren dopadły trzy takie wałęsające się psy. Gdy jeden dusił za
... Pełna treść artykułu dostępna po zakupie
eKuriera
z dnia 01-04-2019
Na zdjęciu: Sarna pogryziona przez właścicielskie psy - z uszkodzonym odcinkiem szyjnym kręgosłupa oraz licznymi ranami zadu. „W takim wypadku jedyną pomocą jest już tylko eutanazja" - przyznaje Michał Kudawski.