Czy ktoś zauważył, że mamy już pełnię karnawału? Chyba tylko urlopowani przymusowo studenci i wygnane ze szkół nastolatki próbujące pohałasować na świeżym powietrzu. Wszak natura ciągnie w las lub do parku, gdyż przybytki kultury i rozrywki celebrują pustkę.
Skoro władze większości miast świata uparcie wzywają „zostań w domu!”, normalny człek kierowany zdrowym odruchem wychodzi na dwór. Wszak jeno martwa ryba płynie z prądem, żywa zawsze pod prąd. Cóż, czyni tak niemal połowa rodaków...
Morsowanie fajna rzecz, ale wylansowane przez telewizję, niestety stało się modne, gromadne, przez co straciło spontaniczny urok. W dodatku zamiast kąpać się, pluskać , pływać w zimnej wodzie, rozebrana młodość (również ta druga) włazi w wodę po ramiona i stoi nieruchomo, pozując do „fotki - idiotki”. Tymczasem istotą życia i wszelkiej naturalnej terapii, a więc i morsowania jest ruch! Wtedy lodowata woda naprawdę werwy doda...
Natomiast szpanerzy z żyłką masochisty stawiają na „suche morsowanie” - wybierając się w stroju plażowym na zimowy górski szlak. Przezorni biorą plecak z ciepłym odzieniem. Mniej przezornych powinien odstraszyć niedawny przypadek młodej kobiety, która wybrała się w bikini na Babią Górę bez zapasowej odzieży... Górskie pogotowie przybyło w porę. W sąsiedniej Słowacji lub Czechach za taką pomoc dla łamiącej zasady „naturystki” rodzina zapłaciłaby tęgi rachunek... Państwo polskie, tak rygorystyczne w błahych przypadkach niesubordynacji, akurat wobec lekkomyślnych turystów jest wspaniałomyślne do przesady. Nasze prawo nie wymaga – jak w innych krajach - ubezpieczeń turystycznych, a przede wszystkim nie obciąża ryzykantów kosztami trudnych, często podejmowanych z narażeniem życia akcji ratowniczych. Bezmyślna to „hojność”.
Tymczasem pod rygorami lockdownu, czyli „narodowej kwarantanny”, rozwija się z ogromnym rozmachem akcja szczepień przeciw SARS-CoV2. Tak jak od początku raził mnie tchnący gigantomanią termin „pandemia”, absolutnie nieprzystający do (obserwowanej zeszłej wiosny i obecnie) skali infekcji wirusem grypopodobnym, tak dziś budzi nie tylko we mnie nieufność pośpiech w aplikowaniu Polakom innowacyjnej oraz zdaniem wielu niezależnych uczonych niedostatecznie sprawdzonej szczepionki. Uznanej za gotową w siedem miesięcy zamiast dotąd wymaganych dwóch do trzech lat prób na zwierzętach i grupie kontrolnej. A firma Pfizer ma już na swym koncie duże odszkodowania za skutki zastosowania swych specyfików.
Już sam fakt, że nie jest to klasyczna szczepionka, lecz preparat genetyczny - zawierający wirusowe mRNA, budzi krytykę niezależnych autorytetów medycznych. Czy opłaca się skórka za wyprawkę? Czy ewentualność zakażenia się wirusem typu zaziębienia - które, jak wiemy z praktyki, zlekceważone może czasem rozwinąć się w ciężką chorobę płuc, ale zwykle przebiega „bezobjawowo” – uzasadnia ryzyko przyjęcia nie do końca sprawdzonego leku?
W głównych mediach w Polsce i w większości krajów Europy tych wątpliwości niestety nie znajdziemy. Szkoda, wszak nauka i praktyka medyczna rozwija się przez debatę, porównywanie siły argumentów. W polityce - jak widać także zdrowotnej - dominuje niestety argument siły.
Przepraszam, wprowadziłem Czytelników w błąd, podając styczniowy termin spotkania WEF (Światowego Szczytu Ekonomicznego) w Davos... Co sprawiło, że doroczny europejski miting gigantów bezszelestnie odwołano? Powód musiał być niebłahy. Czyżby nieprzyzwoicie bogaci dyrygenci światowego lockdownu w czymś się przeliczyli? Na razie udało im się ciężko przestraszyć najstarszą generację Polaków (prawie wszyscy zamaskowani...). To pewnie sprawiło, że upojeni sukcesem zlekceważyli prastare obyczaje i mądrości (większości tradycyjnych kultur!) - pozbawili młodzież, której odwiecznym prawem jest zabawa przed nieuniknionym Wielkim Postem, należnego jej Karnawału! Upustu nadmiaru energii społecznej. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.