Choć przywiany z zagranicy jarmarczny zgiełk przedświąteczny wdarł się i do nas, mącąc czas adwentu, nikt nam nie każe nazywać Bożego Narodzenia zimowymi świętami. Gwiazdy naszych kolędników nie są czerwone ani pięcioramienne jak na zachód od Odry i Nysy. Polska wigilia Bożego Narodzenia to więcej niż świąteczna wieczerza. To liturgia dzielenia się opłatkiem niosącym pokój - nieznana gdzie indziej...
Lata fascynacji zakazanym zachodem zrobiły swoje - w pokoleniu średnim potrzeba akcentowania polskości zamiera. Za to w młodej generacji coraz wyraźniej widać dumę z własnej tradycji, ze wspaniałej historii, której zazdrościć nam mogą inne wielkie narody.
Po ćwierćwieczu idącej jak walec transformacji, narzucającej uległość wobec wszystkiego co idzie „stamtąd", coraz więcej Polaków podnosi głowę. Po latach „unowocześniania" polskiej oświaty - redukcji programów, walki z tradycją, podstępnego lansowania hedonizmu, egoizmu - wielu młodych reaguje na przekór intencjom modernizatorów. Odradza się szacunek dla przodków, zainteresowanie historią narodu, poczucie odpowiedzialności za kraj.
Tymczasem, w obliczu narastających ruchów odśrodkowych, unijni przywódcy coraz silniej naciskają na coraz większą integrację - gospodarczą, polityczną i obyczajową.
Na Starym Kontynencie to Polska właśnie jest bodaj ostatnią enklawą żywej chrześcijańskiej tradycji. Tej niezwykłej religii, która tysiąc lat temu, ogarniając ludy barbarzyńskie, pozwoliła uchronić przed zapomnieniem wielki depozyt starożytnej Grecji i Rzymu. A my, tysiąc lat temu ochrzczeni barbarzyńcy, byliśmy przez wieki przedmurzem chrześcijaństwa.
Bez heroicznej obrony polskiej Trembowli przed Turkami w czasach Sobieskiego nie byłoby odsieczy Wiednia i niewykluczone, że imperium tureckie zagarnęłoby wielki szmat Europy, a historia cywilizacji pobiegłaby innym torem.
Warto przypomnieć, że Polaków do Unii przekonał ostatecznie dopiero Jan Paweł II, gdy podczas audiencji stwierdził: „Polska powinna przystąpić do wspólnot europejskich na równych prawach, na równych prawach!". W telewizji przytaczano na okrągło pół papieskiego cytatu, bez wyraźnie podkreślonego zakończenia. Papież, widząc ku czemu zdąża świat, wierzył, że obecność katolickiej Polski w Unii powstrzyma falę nihilistycznego modernizmu. Czy miał rację?
Wbrew oczekiwaniom papieskim nie jesteśmy w tej Unii równoprawnym partnerem, wciąż strofowani za zacofanie, przywiązane do Dekalogu, niechęć do obyczajowych dewiacji, za wciąż pełne wiernych kościoły, które oni... oddają muzułmanom.
Dziś eurokraci chcą nas przekuć na własny model - perswazją lub przymusem.
Od nas zależy, czy wytrwamy i czy nasz papież okaże się prorokiem... Może więc warto przy świątecznym stole posłuchać opowieści dziadków, poznając chwalebne karty historii narodu, by poczuć dumę z polskości.
A zatem - radosnych świąt przy polskim opłatku!(*)
Janusz Ławrynowicz
***
(*)Artykuł ukazał się w "Kurierze Szczecińskim" 24.12.2015 r.
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.