Klimatyści nie odpuszczają, dążą do likwidacji hodowli bydła, a tym samym produkcji mięsa. Jak wyliczyli specjaliści ONZ – zaniechanie produkcji mięsa tylko w trzech krajach: USA, Australii i Brazylii – oznaczałoby głód dla jednej trzeciej świata…
„Hodowla zwierząt musi być zlikwidowana, jeśli mamy ocalić środowisko przed… wzdęciami” – powiedział niedawno jeden z czołowych nadgorliwców w dziele krzewienia wegetarianizmu hiszpański minister rolnictwa Luis Planes.
Zdaniem ekoterrorystów, rolnictwo i przemysł spożywczy odpowiadają za 60 proc. emisji metanu w świecie. Notabene są już monstrualne fabryki owadów w amerykańskim stanie Illinois, w Kanadzie oraz w Holandii, a dwie – odpowiednio mniejsze – rosną w Polsce. Owadzia przyprawa już trafia do ciast i sałatek. Palce lizać…
Tymczasem na portalu Interia ukazał się artykuł ujawniający – z wyczuwalną nutą ironii – jak przyziemne zainteresowania (w dosłownym niemal sensie) ma prezydent sąsiedzkiego kraju Aleksander Łukaszenko. Otóż ów dyktator nie wstydzi się swej ciężkiej pracy na roli w młodości, wręcz uczynił z niej źródło egzystencji materialnej kraju oraz… własnych sentymentalnych wspomnień. Dla nadętych mieszczuchów, którym „mleko leci wprost z butelki”, taka spowiedź byłaby pewnie powodem do zażenowania. Łukaszenko wspomina niełatwe dzieciństwo, pracę na roli, wyznaje, że śni mu się dojenie krowy, która kiedyś żywiła całą rodzinę…”. To potrzeba duszy… Żadna tam prezydentura! Najciekawsza jest robota, z ludźmi, zwierzętami, w sadzie i polu. To uszlachetnia człowieka…”
Po coraz bardziej realnym powszechnym zabałaganieniu świata ostaną się najprawdopodobniej te enklawy, które będą mogły sięgnąć zamiennie po najprostsze naturalne zasoby. Oby taką pozostała nasza część Europy… W Polsce symbolem walki o sprawy wsi jest niezapomniany Andrzej Lepper.
Mamy też bliższego nam regionalnie – zachodniopomorskiego rzecznika rolników, bohatera prostych ludzi… choć nie polityka. Jest nim zmarły trzy lata temu Marian Ilnicki – prezes Agrofirmy Witkowo – założonej w 1950 roku spółdzielni rolniczej – znakomicie prosperującej do dziś. Marian Ilnicki, który zaczynał pracę w spółdzielni od funkcji traktorzysty, w 1958 roku awansował na fotel prezesa. Był najdłużej aktywnym zawodowo prezesem spółdzielni w Polsce. Odszedł na emeryturę w 2020 roku po 62 latach pracy.
Na początku lat 90. w dobie tzw. transformacji Agrofirma, jako jedyna spółdzielnia rolnicza w Polsce, oparła się ludziom Balcerowicza. Gdy nowa władza w asyście policji przyszła po „komucha” Ilnickiego, spółdzielcy stanęli murem za swym prezesem. Wyprawa karna podwinęła ogon pod siebie… Cześć pamięci twórcy Agrofirmy!
Z takimi jak on na czele niestraszny byłby nam Zielony Bezład i cała globalna zmowa przeciw normalności.
PS. Przypomnę też, że satrapa Łukaszenko jako jedyny w Europie, twardo odrzucił naciski WHO, by ogłosić tzw. pandemię z jej restrykcjami, lockdownem i powszechnym „szprycowniem”, a ponadto ujawnił, jak sowitą łapówką kusiła go do grzechu Big Pharma. Cóż dziwnego, że w odwecie Zachód zorganizował w Mińsku bunt młodych… ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.